Jest co prywatyzować. Ale czy rząd tego chce?

Rządowy plan uzyskania 30 mld zł z prywatyzacji rynek uważa za nierealny, ale wcale nie dlatego, że brak nam wartościowych aktywów.

Rządowy plan uzyskania 30 mld zł z prywatyzacji rynek uważa za nierealny, ale wcale nie dlatego, że brak nam wartościowych aktywów.

Energetyka, gazownictwo, sektor bankowy (a konkretnie PKO BP) oraz cenne resztówki akcji w sztandarowych firmach takich jak PKN Orlen, PZU czy Telekomunikacja Polska to potencjalne źródła gotówki dla nadchodzących budżetów. Analitycy nie mają wątpliwości, że ten majątek można by sprzedać za duże pieniądze. Wystarczająco duże, by za realistyczny uznać przyjęty we wtorek przez Radę Ministrów (RM) program prywatyzacji na lata 2003-06, w którym przychody ze sprzedaży państwowych firm oszacowano na 30 mld zł. Mimo to obserwatorzy rynku zalecają włożenie rządowego dokumentu między opowieść o Sierotce Marysi a historię o Królewnie Śnieżce.

Reklama

Jest co, nie ma kto

Według Pawła Urbańskiego z firmy doradczej Central Europe Trust, przy obecnej polityce rządu i niewielkiej liczbie otwartych projektów prywatyzacyjnych osiągnięcie przychodów na zakładanym poziomie jest mało prawdopodobne.

- Problem nie leży w tym, że brakuje nam wartościowych aktywów, lecz w intencjach sprzedającego - uważa Paweł Urbański.

Rzeczywiście w ciągu dwóch pierwszych lat rządów ekipa SLD-UP, mówiąc eufemistycznie, nie przejawiała zbyt dużej determinacji. W 2002 r. rząd zrealizował przychody z prywatyzacji na poziomie niespełna 2,9 mld zł. 2003 r. jest pod tym względem nieco lepszy - dotychczasowe przychody brutto wyniosły, według danych ministerstwa skarbu, nieco ponad 3,5 mld zł. To jednak wciąż bardzo niewiele w porównaniu z założeniami programu, w myśl którego przeciętnie w ciągu czterech lat minister skarbu powinien uzyskiwać aż po 7,5 mld zł rocznie.

- Dotychczas rządowi raczej nie udawała się realizacja założonych celów i nie wierzę, żeby udało się tym razem. Mimo wszystko przyjęcie założeń na wysokim poziomie jest zjawiskiem pozytywnym, bo pozwala mieć nadzieję, że rząd będzie starał się do nich zbliżyć - uważa Dariusz Kowalczyk, analityk z MMS International.

Przymus ekonomiczny

Bardzo chude lata 2002-03 nie nastrajają jednak rynku zbyt optymistycznie. Prywatyzacja nie cieszy się poparciem społecznym, a jak wiadomo, rząd ma największe szanse realizacji niepopularnych projektów na początku kadencji. Tymczasem dołującemu w sondażach SLD pozostał już tylko rok 2004 oraz 2005, który będzie rokiem wyborczym. W tej sytuacji jedyną nadzieją zwolenników prywatyzacji wydaje się przymus ekonomiczny, pod którego wpływem rząd jednak weźmie się do roboty.

Zdaniem Dariusza Kowalczyka, taka motywacja może sprawić, że rząd mimo wszystko przez dwa lata będzie się starał sprywatyzować jak najwięcej. Jednak realizacja programu obarczona jest nie tylko ryzykiem politycznym, ale też wynikającym z koniunktury.

- Nawet jeśli rząd będzie chciał sprzedawać, może się natknąć na dekoniunkturę i niską wycenę firm z przeznaczonych do prywatyzacji sektorów. Wtedy będzie musiał poczekać - uważa ekonomista.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: chciał | rząd
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »