Już nic nie ma za darmo
Pytanie o istotę ekonomii społecznej już na wstępie rodzi dwa problemy. Pierwszy, to czy ekonomia taka nie jest jedynie pomysłem mającym na celu reanimację redystrybucji w obliczu kryzysu tradycyjnie rozumianego państwa opiekuńczego.
Drugi - czy nie mamy do czynienia z próbą możliwie przyjaznego przekształcenia czy nawet ograniczenia, zdemontowania działalności państwa opiekuńczego. Zdemontowania w taki sposób, by - mówiąc kolokwialnie - nie wylać dziecka z kąpielą w myśl zasady "wrzucamy wszystkich na głęboką wodę, a kto się szybko nie nauczy pływać, ten po prostu utonie". Z tak rozumianą ekonomią społeczną trudno mi się zgodzić. Jestem natomiast zwolennikiem pierwszego wariantu. Sądzę, że nie prowadzi on do marnotrawstwa środków, może się natomiast przyczynić do rozwoju lokalnego.
Dura lex
Z zasygnalizowanym problemem wiążą się określone warunki prawne. Obecnie szczególnie rozbudowane zostały ramy instytucjonalne. Możliwości działania zostały nakreślone w taki sposób, by kładły nacisk na wizję człowieka dążącego do własnego zysku. To stanowi podstawowe kryterium. Z drugiej strony mamy do czynienia z ramami instytucjonalnymi państwa opiekuńczego: państwową kontrolą, państwową dystrybucją dochodów i państwową ingerencją w gospodarkę. Pojawia się pytanie: w jaki sposób powinna być regulowana działalność, która zahacza o rynek i ingeruje w obrót dobrami prywatnymi, ale z troską o dobra publiczne, o dobra społeczne.
Problem o dobra
Chodzi o takie dobra, które "będąc dobrami prywatnymi" mają "skutki uboczne" w postaci korzyści zbiorowych. Czy trzeba troszczyć się o sposób, w jaki powinny być uregulowane poczynania osób, które nie działają dla zysku, lecz z innych motywacji? Obojętne, czy będzie to motywacja wynikająca z działalności charytatywnej, czy z troski o rozwój społeczności lokalnej, rozumianej jako pewna zbiorowość?
Czy trzeba o tym dyskutować?
Na pewno konieczne jest, by prawodawstwo przewidywało takie ramy, które będą z jednej strony legitymizowały wspomnianą działalność i nadawały jej adekwatne formy. Nie można doprowadzić do sytuacji, w której osoba przeznaczająca pieniądze ze spółki prawa handlowego na działalność charytatywną ma wątpliwości, czy nie podlega pod sankcje wynikające z działania na szkodę firmy. Pamiętajmy, że działanie na szkodę firmy przez osobę nią zarządzającą jest ścigane przez prawo. W tym miejscu powstaje pytanie: czy ktoś, kto ma na względzie jakieś inne cele i wykorzystuje zasoby z instytucji czy spółki, działa zgodnie z prawem czy popełnia nadużycie. Obecnie odpowiedź na tak zasygnalizowany problem pozostaje w sferze niedopowiedzeń. Inną możliwością jest z góry założona zgoda na działalność charytatywną, której celem jest budowanie wizerunku firmy z punktu widzenia jej dobra. Natomiast jeśli ktoś prowadzi działalność charytatywną, nie budując reputacji przedsiębiorstwa, to w zasadzie można wykazać, że działa na jej szkodę. Chodzi zatem o to, by nie pozostawiać niedopowiedzeń, tylko przewidzieć możliwości, które dałyby szansę działania osobom troszczącym się o innych.
Najważniejsza motywacja
Jaka cecha wyróżnia ekonomię społeczną? Dla mnie jest nią moment, gdy w działalności organizacji pojawiają się motywy inne niż interes związany z jej przetrwaniem. Nie chodzi o wzajemną wymianę, tylko o darowywanie. Tej ostatniej nie należy mylić z jałmużną. Istotą jest znalezienie "części wspólnej", pomiędzy motywacjami obywatelskimi, a komercyjnymi. Ona de facto w jakimś stopniu już istnieje. Można wskazać organizacje, które prowadzą działalność gospodarczą, a w pewnym momencie przekształcają się dla realizacji innych celów. Przed tak pojmowaną ekonomią społeczną pojawia się jednak szereg zagrożeń.
Z jednej strony, jeśli takiej aktywności stworzone zostaną bardzo korzystne ramy działania, pojawi się pokusa fikcyjnego podejścia społecznego. Klasycznym przykładem były tu zakłady pracy chronionej, w których dla korzyści finansowych tworzyło się fikcyjne etaty niepełnosprawnym. Z drugiej strony rysuje się zagrożenie pasożytowaniem na dobroczynności publicznej - przedsiębiorstwa będą stale zorientowane na "przerabianie" pomocy społecznej. Taka sytuacja demoralizuje, gdyż nie prowadzi do optymalizacji wykorzystania zasobów. Zatem pojawia się tutaj kwestia moralnego hazardu i trwałego uzależnienia od pomocy publicznej. Przedsiębiorstwo społeczne, jak każde inne przedsiębiorstwo, winno zarabiać pieniądze.
Stąd kolejne pytanie - czy zysk ma być podstawowym warunkiem działania? Drugi kryterium stanowi trwanie. Organizacja nie musi przynosić zysków, ale wartością może być sam fakt jej istnienia. Kiedy ekonomia społeczna wspomoże rozwój lokalny? Moim zdaniem nastąpi to wówczas, gdy motywacje skłaniające do kooperacji w imię dobra wspólnoty, w imię zbiorowej tożsamości, pojawią się na poziomie lokalnym. Nawet jeśli nie są to motywacje dominujące, a jedynie jakieś uzupełnienie najczęstszej przyczyny jaką jest troska o własne interesy. Na poziomie lokalnym wspólne korzyści są najbardziej widoczne.
Jarosław Flis