Kanadyjskie miasta walczą z pestycydami

Miasta coraz częściej zajmują się nie tylko przywracaniem naturalnych warunków ekologicznych. Kanadyjskie Ontario i Quebec szczególnie przejmują się zanikaniem naturalnego środowiska życia owadów. Prowincje zakazały stosowania pestycydów, walczą o ptaki owady.

Mnożą się miejskie inicjatywy, które mają przywrócić pszczołom i motylom warunki życia niszczone przez farmerów.

Ontario i Quebec już kilka lat temu jako pierwsze kanadyjskie prowincje zakazały stosowania tzw. "kosmetycznych" pestycydów, które służyły do ochrony starannie pielęgnowanych trawników przed chwastami. Tam, gdzie nie ma jeszcze rozwiązań na szczeblu prowincji, wiele miast na własną rękę wprowadza własne zakazy. Część miast idzie jednak dalej i odtwarza naturalne środowisko.

Kilka dni temu radni Red Deer w Albercie wybrali cztery miejskie parki, które mają zostać przekształcone w ogrody pełne kwitnących roślin, bogatych w pyłki przyciągające owady, ptaki i nietoperze. Nie chodzi tylko o to, by parki były ładne. Miasto chce tak zaprojektować kwitnące przestrzenie, by mogły one również odgrywać rolę edukacyjną, aby mieszkańcy zapożyczali pomysły sprzyjające bioróżnorodności i przenosili je do swoich ogrodów przydomowych.

Reklama

Jak podkreślał w mediach szef zarządu parków miejskich Trevor Poth, sadzenie kwitnących roślin w przydomowych ogrodach ma skutki znacznie szersze niż tylko zapraszanie motyli do lokalnego ogródka. Ułatwia bowiem przetrwanie wielu gatunków roślin, wypieranych przez rośliny inwazyjne. Pomaga też przetrwać owadom, które - tak jak pszczoły - wymierają z powodu stosowania środków ochrony roślin. Polepszenie sytuacji na terenach miejskich przynosi korzyści także terenom rolniczym.

W innych miastach nie tylko podejmuje się starania na rzecz tworzenia właściwego środowiska dla pszczół i innych owadów zapylających. W miejskim środowisku pojawiają się ule. W ostatnich dniach ule postawiła na dachach swoich budynków publiczna telewizja - w Toronto i w Montrealu. Telewizyjna pasieka liczy sobie na razie cztery ule, a przedsięwzięcie jest prowadzone wspólnie z firmą zajmującą się "miejskim pszczelarstwem" Alveole Inc. Jak zwraca uwagę firma na swojej stronie internetowej - "na szczęście miasta to prawdziwe eldorado dla pszczelich rojów dzięki surowym regulacjom dotyczącym pestycydów, dużej różnorodności kwiatów i dużym, niezagospodarowanym przestrzeniom".

Miasta zajmują się nie tylko przywracaniem naturalnych warunków życia pszczół, także - innych owadów. Kanady znikły w ciągu ostatnich trzech lat wielkie motyle - monarchy, które co roku migrowały z Meksyku i południowych stanów USA do Kanady, dolatując aż na Wyspę Księcia Edwarda. Jednak monarchy potrzebują do przeżycia rośliny uważanej przez farmerów za chwast - trojeści.

Trojeść może być toksyczna, ale jest też naturalnym środkiem ochrony roślin przed niektórymi pasożytami. Jak w ub.r. opisali naukowcy z kanadyjskiego Uniwersytetu Guelph, przyczyną gwałtownego zmniejszania się populacji monarchów jest stosowanie przez farmerów upraw kukurydzy i soi modyfikowanych genetycznie, odpornych na herbicydy.

Farmerzy, stosując silne środki ochrony roślin, likwidują na polach wszystkie rośliny poza tymi, które uprawiają, a w rezultacie - niszczą naturalne środowisko monarchów.

W ubiegłym roku działające na Wyspie Księcia Edwarda stowarzyszenie rzeki Hillsborough - Hillsborough River Association - postanowiło odtworzyć naturalne warunki życia monarchów, sadząc na bagnistych terenach w pobliżu rzeki właśnie rośliny trojeści.

Miasta sprzyjają też ptakom. Również na wyspie Księcia Edwarda, w Charlottentown, stworzono specjalny ogród dla kolibrów. Posadzono kwiaty, których nektarem żywią się kolibrowate - kształt musi pasować do ptasiego dzioba, a kolory - czerwone, niebieskie i fioletowe - odpowiadają ptasim gustom.

Wiele wskazuje na to, że rośnie świadomość, nie tylko wśród miejskich idealistów, jak szkodliwe jest używanie chemicznych środków. Centrum naukowe w Charlottentown otrzymało właśnie 4 mln dolarów kanadyjskich od rządu federalnego na badania, które umożliwią stworzenie nowych pestycydów, ale w wersji bio. Mają to być zarówno opryski jak i rośliny zawierające naturalne związki ochronne, sadzone na zmianę z innymi plonami. Badać się też będzie skutki rotacji upraw, daty wykonywania zasiewów oraz odległości między rzędami roślin.

Jak podkreślali naukowcy w wypowiedziach dla portalu Cbc.ca, naturalne środki ochrony rośliny to obecnie tylko 3-4 proc. rynku, jednak wszystkie wielkie firmy chemiczne już pracują nad nowymi bio-pestycydami i szacują, że do roku 2020 te naturalne środki ochronne będą stanowić ok. 10 proc. rynku.

Z Toronto Anna Lach

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Kanada | pestycydy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »