KE uderzy w rosyjską gospodarkę?

Unia Europejska rozszerzy sankcje wobec Rosji za destabilizację Ukrainy. W południe w Brukseli spotykają się ambasadorowie 28 krajów. Na zdecydowane kroki wobec Moskwy wciąż nie ma jednak zgody we Wspólnocie.

Z nieoficjalnych informacji wynika, że Unia zdecyduje o wpisaniu na czarną listę kolejnych 15. Rosjan. Będą oni mieli zakaz wjazdu i zablokowane aktywa finansowe w Europie. Unię zaczęła tworzyć listę po tak zwanym referendum na Krymie i aneksji przez Rosję.

Obecnie znajdują się na niej 33 osoby, z czego ponad dwudziestu Rosjan, pozostali to przedstawiciele krymskich władz.

Rozszerzenie czarnej listy to wszystko, na co mogą zgodzić się jednomyślnie unijne kraje. Wprowadzeniu sankcji gospodarczych wciąż sprzeciwia się grupa państw, która obawia się pogorszenia relacji handlowych z Moskwą i znacznych kosztów tej decyzji.

Reklama

Tymczasem Komisja Europejska już przygotowała plan, w jaki sposób można uderzyć w rosyjską gospodarkę, by sankcje były dotkliwe i by wymusić na Rosji zmianę postępowania.

Chodzi między innymi o restrykcje w sektorze bankowym, czy energetycznym. Bruksela przedstawiła też szacunkowe koszty ich wprowadzenia. Unijne rządy obecnie analizują ten dokument.

Na uderzenie w sektory rosyjskiej gospodarki nie zgadza się grupa państw, która obawia się pogorszenia relacji handlowych z Moskwą. Komisja Europejska przygotowała już plan nałożenia sankcji. Zaproponowała trzystopniowe podejście i wprowadzenie od najlżejszych do najcięższych ograniczeń, w tym blokadę importu gazu i ropy. KE przedstawiła też analizę skutków dla dwustronnych relacji unijnych krajów z Rosją. Nad dokumentem zastanawiają się obecnie europejscy przywódcy.

Wczoraj najpoważniejszy kandydat na szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker opowiedział się za odcięciem Moskwy od zasilania europejską gotówką. Przemawiając w Sofii na kongresie tamtejszej partii GERB, Juncker stwierdził, że jeśli Rosja nie zacznie działać na rzecz zmniejszenia napięcia w kryzysie ukraińskim, to trzeba będzie "szybko przemyśleć kwestię sankcji ekonomicznych i obciąć napływ środków do Rosji. To musi być zrobione dziś, nie jutro".

Londyn jest gotów ponieść koszt dalszych sankcji przeciwko Rosji - oświadczył w niedzielę brytyjski minister spraw zagranicznych William Hague. William Hague powiedział wczoraj, że w razie formalnej aneksji wschodniej Ukrainy - tak jak Krymu po referendum w zeszłym miesiącu - przygotowano dalej idące posunięcia. Chodzi najprawdopodobniej o sankcje wobec rosyjskiego sektora energetycznego i banków, co uderzyłoby w zdolność inwestowania przez rosyjskie firmy na londyńskim rynku. - Byłaby to cena warta zapłacenia, jeśli sytuacja będzie się pogarszać - powiedział William Hague i przyznał, że również inne państwa Unii Europejskiej poniosłyby straty. Podkreślił jednak, że cena bezczynności byłaby również ogromna. - Historia uczy nas, że trzeba się przeciwstawić takiemu zastraszaniu jednego kraju przez inny - powiedział brytyjski minister spraw zagranicznych.

William Hague zabrał głos już po wypowiedzi prezydenta Baracka Obamy, który stwierdził, że Rosja "nie kiwnęła palcem", aby skłonić separatystów na wschodzie Ukrainy do przyjęcia niedawnych ustaleń z Genewy, mających zmniejszyć napięcie.

_ _ _ _ _

Obawy CITI

Wystąpienie z Unii Europejskiej poważnie zagrozi londyńskiemu rynkowi usług finansowych, a to 15% brytyjskiego dochodu narodowego - stwierdza raport City UK (wym. ju-kej), organizacji skupiającej wielkie banki i firmy ubezpieczeniowe. Nic podobnego - twierdzi inna federacja brytyjskich firm - Business for Britain.

City UK zależy na zachowaniu wpływu na regulacje finansowe na wspólnym unijnym rynku. - Tylko dzięki członkostwu mamy prawo głosu, prawo wetowanie niepopularnych kroków sprzecznych z naszym interesem narodowym - powiedział BBC dyrektor City UK, Chris Cummings. I dodał: - Wystąpienie z unii to porzucenie strefy 60% handlu światowego. Na dłuższą metę narazi to naszą gospodarkę na ryzyko.

Ale eurosceptyczna organizacja Business for Britain odrzuciła raport City UK jako stronniczy i alarmistyczny. Jej rzecznik Matthew Elliott oświadczył, że jeśli w referendum za 3 lata Brytyjczycy przegłosują wystąpienie z Unii, to "nie będzie to koniec świata".

- City to rynek globalny i poradzi sobie obojętnie co się stanie - powiedział Matthew Elliot BBC i przypomniał, że organizacja City UK przewidywało też krach, jeśli Londyn nie przystąpi do wspólnej waluty. Komentując raport, ministerstwo skarbu w Londynie podkreśla, że w brytyjskim interesie narodowym jest pozostać w Unii, ale zreformowanej zgodnie z postulatami premiera Camerona.

IAR/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »