Kilka słów wartych miliardy

Rząd i związkowcy sprzeczają się o definicje pracy w szczególnych warunkach. Błahostka? Nie, bo te słowa ważą miliardy złotych, za które my wszyscy zapłacimy - pisze "Puls Biznesu".

24 lipca rząd, związkowcy i pracodawcy spotkają się po raz kolejny, prawdopodobnie ostatni, by dogadać się w sprawie emerytur pomostowych. Po miesiącach negocjacji sprawa jest w punkcie wyjścia. Wciąż nie uzgodniono definicji pracy w szczególnych warunkach i o szczególnym charakterze, które będą uprawniały do wcześniejszego przejścia na emeryturę. Propozycje rządu i związkowców różnią się kilkoma słowami, ale to właśnie one mają kluczowe znaczenie. Związkowcy forsują rozwiązanie, które całą władzę nad wcześniejszymi emeryturami oddałoby specjalnym komisjom weryfikującym. Czym to grozi, pokazuje dramatycznie nieszczelny system przyznawania rent. Z kolei rząd, upierając się przy restrykcyjnych definicjach, zakłada sobie pętlę na szyję, bo zdążył już obiecać pomostówki nauczycielom i pracownikom kolei, którym definicja takiego prawa nie daje. Na końcu tych negocjacji jest 15 mln pracujących, bo zależnie od kształtu ustawy przyjdzie im zapłacić - nawet 70 mld zł w ciągu najbliższych 25 lat. Gdyby ograniczyć liczbę uprzywilejowanych, kwota zmalałaby do 7,5 mld zł.

Reklama

Niuanse wielkiej wagi

W ustawie o emeryturach pomostowych znajdą się dwie definicje: pracy w szczególnych warunkach i pracy o szczególnym charakterze. W pierwszym przypadku mowa o pracy w miejscu, gdzie jest stale bardzo wysoka lub niska temperatura, wysoki hałas lub praca np. pod wodą. Rząd chciałby dopisać, że te warunki muszą być "ekstremalne". Związkowcy się na to nie godzą.

Z kolei praca o szczególnym charakterze to według rządu praca związana ze szczególną odpowiedzialnością oraz wymagająca szczególnej sprawności psychofizycznej (np. wzrok, czy refleks, które z wiekiem słabną) i ich dalsze wykonywanie zagrażałoby bezpieczeństwu, zdrowiu lub życiu, np. pilot czy kierujący pociągiem. Tym razem to związkowcy chcą coś dopisać "zagrożenie dla dobra społecznie ważnego".

- Termin "dobro społecznie ważne" jest tak ogólny i nieprecyzyjny, że każdy może go dowolnie interpretować, a to grozi zbytnim rozszerzeniem definicji - mówi Paweł Wypych, wiceszef zespołu, który pracuje nad dokończeniem reformy.

I właśnie o to chodzi związkowcom.

- Im elastyczniejsza definicja, tym bardziej pojemna, tzn. więcej zawodów można będzie nią objąć mówi Wojciech Nagel, ekspert od ubezpieczeń społecznych BCC.

Niech decyduje komisja

Związkowcy przeczuwając, że nie uda im się wymusić luźnej definicji, wyłożyli na stół nowy pomysł. Chcieliby, aby o tym, czy dana osoba zasługuje na wcześniejszą emeryturę, nie decydował wykaz, ale specjalnie powołana komisja. Firma zatrudniająca osoby pracujące w szczególnych warunkach zgłasza ten fakt do odpowiednich służb, przychodzi komisja, weryfikuje i decyduje o uprawnieniach. Z pozoru logiczne. Jest jednak haczyk.

- Do komisji stanowisko mogłyby zgłosić również związki zawodowe, jeśli pracodawca twierdziłby, że w jego zakładzie takich stanowisk nie ma, a naszym zdaniem są - mówi Wiesława Taranowska, wiceprzewodnicząca OPZZ.

Istnieje obawa, że związkowcy zasypaliby komisję zgłoszeniami. Ta, nie ponosząc za swe decyzje żadnej odpowiedzialności, mogłaby chętnie rozdawać prawo do wcześniejszych emerytur. Wskazuje na to łatwość, z jaką przyznawane są w Polsce renty.

- To otwarta droga do przyznawania przywilejów bez żadnej kontroli - mówi Wojciech Nagel.

Nie znając liczby pobierających świadczenia nie można oszacować również kosztów.

- Nie możemy przygotować ustawy, nie wiedząc, ile będzie nas kosztować - mówi Paweł Wypych. Eksperci zwracają uwagę na podwójną grę rządu.

Wbrew sobie

W Komisji Trójstronnej broni wąskiej definicji. Ledwie zamknie drzwi od pokoju negocjacji, obiecuje przywileje.

- Według rządowej definicji, emerytury pomostowe nie będą przysługiwały nauczycielom ani pracownikom kolei poza tymi, którzy bezpośrednio kierują pociągami. Tymczasem pojawiały się już publiczne zapewnienia, że te grupy zawodowe zostaną uprzywilejowane - mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan.

Grzegorz Nawacki

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: związkowcy | slow | miliardy | rząd
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »