Kogo by tu obciążyć?

Trwają prace nad przygotowaniem projektu ustawy o efektywności energetycznej, który powinien być gotowy w kwietniu br. Czy dzięki zwiększeniu efektywności możliwy będzie w Polsce duży rozwój gospodarczy bez wzrostu zużycia energii - tak jak to jest np. w Danii?

- Przygotowywana ustawa o efektywności energetycznej będzie niezwykle ważnym, oczekiwanym od lat elementem polskiego prawodawstwa w obszarze energii - ocenia prof. Tadeusz Skoczkowski, prezes Krajowej Agencji Poszanowania Energii.

Impulsem do podjęcia prac nad ustawą jest obowiązek implementowania do prawa polskiego do 17 maja br. Dyrektywy 2006/32/WE o efektywności końcowego użytkowania energii i usługach energetycznych. Celem ustawy będzie wprowadzenie mechanizmów zwiększających efektywność energetyczną polskiej gospodarki.

Prezes Skoczkowski zwraca uwagę, że w zamierzeniach autorów ustawy ma ona regulować obszary nie objęte działaniem dyrektywy, tj. wykraczać poza użytkowników końcowych, nieuczestniczących w Europejskim Systemie Handlu Pozwoleniami na Emisję CO2 (EU ETS).

Reklama

Ustawa wprowadzi dwa podstawowe mechanizmy wzrostu efektywności energetycznej, oba wymienione w dyrektywie: dobrowolne zobowiązania i białe certyfikaty.

- Oznacza to, i słusznie, chęć oparcia mechanizmów wymuszających oszczędności energii na mechanizmach rynkowych. Trzeba jednak pamiętać, że wprowadzenie ich w życie jest, jak pokazuje praktyka kilku krajów członkowskich, zadaniem bardzo trudnym i czasochłonnym. A co najważniejsze - wymagającym głębokiej wiedzy teoretycznej i praktycznej na temat ich działania. Obawiam się, że nie wszyscy są tego świadomi - przypuszcza prezes KAPE.

Jego zdaniem, potrzebne jest zaufanie pomiędzy tymi, którzy regulacje wprowadzają i tymi, którzy będą im podlegali. W przypadku dobrowolnych zobowiązań, obie strony muszą się do czegoś zobowiązać i później przez wiele lat w tej wierności trwać. Punktem ciężkości w przypadku białych certyfikatów nie jest sam fakt ich wprowadzenia, istnieją już przecież doświadczenia z certyfikatami zielonymi i czerwonymi, ale weryfikacja i monitorowanie uzyskanych oszczędności. Tu, zdaniem Tadeusza Skoczkowskiego, rodzi się nowa i chyba nie do końca rozpoznana trudność tego systemu.

Prezes Skoczkowski podkreśla, że ustawy nie da się wprowadzić bez żadnych kosztów.

- Zyski przyjdą później w postaci zaoszczędzonej energii, zaoszczędzonych nowych mocy wytwórczych, ale najpierw trzeba mechanizmy efektywności wprawić w ruch, potrzebny jest Fundusz Efektywności Energetycznej, którego ustawa nie przewiduje. Po drugie, ustawa potrzebuje gospodarza, bez sprawnego zarządzania pozostanie martwa. Do jej animatorów można zaapelować: panowie, nie twórzcie czegoś, co już macie, szanujcie publiczne pieniądze. A do nas wszystkich przestroga. Biada nam, jeżeli ustawa okaże się niewypałem, jeżeli jej artykuły z uwagi na brak naszej śmiałości w postawieniu zdecydowanych żądań okażą się martwe. Efektywność nie zwiększy się sama - zaznacza prezes Skoczkowski.

Założenia do ustawy zostały przyjęte jeszcze przez poprzedni rząd. Do tej pory wypracowano już system tzw. białych certyfikatów, teraz te zasady muszą zostać przełożone na język prawa i uzgodnień. Jak informuje Andrzej Kania, dyrektor Departamentu Energetyki Ministerstwa Gospodarki, w kwietniu br. projekt ustawy będzie już gotowy. Następnie zostanie on poddany dalszym konsultacjom, począwszy od konsultacji w Ministerstwie Gospodarki, aż po konsultacje międzyresortowe i społeczne.

Kogo by tu obciążyć?

Prace nad ustawą przebiegają na razie bez większych problemów.

- Kontrowersje mogą się pojawić wtedy, kiedy projekt będzie poddawany konsultacjom i uzgodnieniom z innymi resortami i stroną społeczną - mówi Zbigniew Kamieński, zastępca dyrektora Departamentu Energetyki Ministerstwa Gospodarki, prowadzący prace nad projektem ustawy.

Dyrektor Kamieński przypomina, że zwiększanie efektywności energetycznej przynosi korzystne efekty. Jeżeli będziemy oszczędzali energię, to nie tylko zmniejszymy obciążenia środowiska, ale również zaoszczędzimy pieniądze. Po to, aby oszczędzić więcej energii, wpierw trzeba będzie włożyć trochę wysiłku, na co mogą być różne spojrzenia różnych grup, które mają swoje oczekiwania.

- Do tych grup należeć mogą te przedsiębiorstwa, które będą zobowiązane np. do umarzania białych certyfikatów. Te przedsiębiorstwa, które będą zobowiązane do tego, aby w skali roku wykazać się określoną liczbą białych certyfikatów i przedłożyć je następnie do umorzenia prezesowi Urzędu Regulacji Energetyki, mogą uważać, że jest to dla nich zbyt duże obciążenie - ocenia Zbigniew Kamieński.

Obowiązkiem wykazania się białymi certyfikatami będą objęte przedsiębiorstwa sprzedające odbiorcom końcowym energię elektryczną, cieplną i gaz. Te przedsiębiorstwa nie muszą kupować białych certyfikatów, lecz mogą wykonywać działania zwiększające efektywność energetyczną u siebie. Na pewno muszą jednak ponieść pewne obciążenia i z tego tytułu mogą pojawić się zarzuty, że te przedsiębiorstwa będą chciały część kosztów przerzucić na odbiorców, podnosząc ceny energii.

Według autorów projektu ustawy tę sprawę będzie jednak regulował rynek. Jeśli któryś ze sprzedawców energii zbyt wysoko podniesie ceny, to odbiorcy będą mogli skorzystać z usług innego sprzedawcy, oferującego niższe ceny. Nawet jeżeli ceny energii z tytułu obowiązków związanych z efektywnością energetyczną ulegną zwiększeniu, to z uwagi, że będziemy zużywali mniej energii, w sumie będziemy mieli niższe koszty związane z jej zakupem.

- Rozmawialiśmy już z różnymi grupami odbiorców, w tym także z odbiorcami komunalnymi i przemysłowymi, wszyscy generalnie uważają, że takie regulacje należy wprowadzić - twierdzi Zbigniew Kamieński.

Oszczędności nie dla wszystkich

Istnieje duża grupa przedsiębiorstw, które w ostatnich latach znacząco zwiększyły efektywność energetyczną, osiągając wskaźniki lepsze niż podobne przedsiębiorstwa w krajach "starej" UE. Do takich przedsiębiorstw należą m.in. polskie cementownie, których wskaźniki efektywności energetycznej są na o wiele wyższym poziomie niż np. cementowni niemieckich. Autorzy ustawy przyznają, że przedsiębiorstwa, które zmodernizowały swoją gospodarkę energetyczną, nie odczują wielkich korzyści po wejściu ustawy.

- Nie nakładamy obowiązku umorzenia białych certyfikatów na użytkowników energii, lecz na tych, którzy energię sprzedają odbiorcom końcowym - podkreśla Kamieński.

Zbigniew Kamieński przypomina, że ci odbiorcy, którzy już dokonali u siebie proefektywnościowych inwestycji i którzy już nie mogą zmniejszyć zużycia energii, nie będą mieli możliwości uzyskania dodatkowej korzyści z tytułu pozyskania i sprzedaży białych certyfikatów. Zawsze jest moment, od którego trzeba zacząć funkcjonowanie danej regulacji.

- Od pewnego momentu, który wynika z okresu przygotowania ustawy, dajemy zachętę do podejmowania działań proefektywnościowych. Trudno byłoby przyjąć, że ci, którzy podjęli działania proefektywnościowe przed tym terminem, będą również mieli dodatkowe korzyści z tego tytułu. Tego nie dałoby się zrobić. Jak należałoby określić termin, od kiedy stosowano by te regulacje? Poza tym pamiętajmy, że prawo wstecz nie działa. Takie rozwiązanie nie miałoby również merytorycznego uzasadnienia. Ci, którzy wcześniej podejmowali działania zmniejszające energochłonność, nie robili tego dla idei, lecz dlatego, że to im się opłacało - dodaje Kamieński.

Zgodnie z założeniami, białe certyfikaty będą mogły uzyskać jedynie takie inwestycje, które w przetargu wykażą, że współczynnik oszczędności energii do liczby uzyskanych certyfikatów będzie najlepszy. Zakłada się, że w ten sposób rocznie będzie można pozyskać ok. 2,5 mld zł. Pieniądze te będą pochodziły z obowiązkowych opłat wnoszonych na takich zasadach, jak to jest w przypadku np. energii zielonej - przedsiębiorstwo, które zgłosi zamiar wykonania energooszczędnych inwestycji i wygra przetarg, dostanie białe certyfikaty, które będzie mogło sprzedać na giełdzie.

Niesłuszne przywileje energetyki?

Autorzy projektu ustawy wskazują, że zwiększanie efektywności energetycznej możliwe jest w trzech obszarach: użytkowania energii, czyli w przemyśle, u odbiorców komunalnych oraz indywidualnych. Oszczędności mogą być tam uzyskane poprzez wdrażanie nowszych technologii, stosowanie urządzeń zużywających mniej energii, wymianę oświetlenia. Tutaj są duże możliwości poprawy efektywności energetycznej. Olbrzymim potencjałem oszczędności są budynki.

- Chcemy, i to w ustawie o efektywności będzie wyraźnie zaznaczone, aby sektor publiczny był przykładem, jak można oszczędniej funkcjonować. Takim pozytywnym przykładem mają być budynki administracji, szpitale czy szkoły - podkreśla dyrektor Zbigniew Kamieński.

Drugi obszar to sprawność wytwarzania energii, zwłaszcza energii elektrycznej, która w Polsce jest istotnie niższa niż średnia w starych krajach Unii Europejskiej. Trzeci element to ograniczenie strat w przesyle i dystrybucji energii. Straty w przesyle sieciami wysokiego napięcia istotnie nie odbiegają od tego, co jest na świecie, natomiast w sieciach dystrybucyjnych, zwłaszcza lokalnych, są duże możliwości oszczędności.

Propozycja, aby dzięki zapisom ustawy wsparcie otrzymały także sektory wytwarzania, dystrybucji i przesyłu energii wśród wielu budzi zdziwienie.

- Za kuriozalny należy uznać pomysł finansowania ze środków pozyskanych z białych certyfikatów poprawy sprawności wytwarzania energii oraz ograniczania strat w przesyle i dystrybucji - ocenia Henryk Kaliś, pełnomocnik zarządu ds. zarządzania energią elektryczną i pomiarami w Zakładach Górniczo-Hutniczych Bolesław w Bukownie oraz przewodniczący Forum Odbiorców Energii i Gazu.

Kaliś przypomina, że dla energetyków sprawność to parametr technologiczny. Przekazywanie im środków na zwiększenie efektywności będzie wyglądać tak, jak gdyby zakładom przemysłowym finansować zwiększenie produkcji poprzez poprawę uzysków będących efektem zmian technologicznych.

- Za efektywność energetyczną przedsiębiorstw energetycznych odpowiada ustawowo prezes Urzędu Regulacji Energetyki. Jest on zobowiązany do podejmowania działań dla jej poprawy oraz dla oszczędnego i racjonalnego użytkowania paliw i energii - przypomina Henryk Kaliś.

Czy Lenin miał rację?

Pomimo zwiększenia efektywności energetycznej, zarówno w przedsiębiorstwach, jak i gospodarstwach domowych, wciąż w Polsce można znacząco poprawić wskaźniki efektywności. Pojawia się więc pytanie, czy w Polsce możliwy jest silny wzrost gospodarczy bez wzrostu zużycia energii, tak jak to jest np. w Danii. To jeden z najbogatszych krajów Unii Europejskiej, a od lat 80. XX w. rozwija się niemal bez wzrostu zużycia energii.

W ocenie prof. Krzysztofa Żmijew skie go z Politechniki Warszawskiej, uczestniczącego w pracach nad przygotowaniem projektu ustawy o efektywności energetycznej, w Polsce możliwy jest wzrost gospodarczy bez wzrostu zużycia energii.

- Teza, że wzrost gospodarczy automatycznie wymaga wzrostu zużycia energii, jest tezą leninowską. Uważam, że Lenin się pomylił, twierdząc, że wzrost gospodarczy polega na wzroście konsumpcji energii. Dania rozwija się bez wzrostu zużycia energii, w Polsce mamy ogromne rezerwy i trzeba je tylko inteligentnie wykorzystać - ocenia prof. Żmijewski.

W ocenie Żmijewskiego Polskę czeka jeszcze długa droga, aby osiągnąć podobne wskaźniki efektywności energetycznej jak w Danii czy Japonii (światowi liderzy w tej dziedzinie).

- Wielkim osiągnięciem dla Polski byłoby zbliżenie się do dzisiejszego średniego poziomu unijnego w perspektywie lat 2020-25. Dania i Japonia są poza naszym zasięgiem. Osiągnięcie ich wskaźników jest nierealne w perspektywie ok. 30 lat - prognozuje prof. Żmijewski.

Prof. Tadeusz Skoczkowski przypomina opracowania Międzynarodowej Agencji Energetyki (IEA), która prognozuje wzrost efektywności energetycznej przekraczający jeden proc. rocznie. Polska zobowiązała się w ramach realizacji Dyrektywy 2006/32/ WE do zaoszczędzenia 9 proc. energii do końca 2016 roku, a dwóch proc. energii do końca 2010 r. w stosunku do uśrednionego zużycia z lat poprzednich. Cel ten musi być osiągnięty w wyniku świadomych działań podjętych przez rząd, a więc nie biorąc pod uwagę naturalnego trendu oszczędności obserwowanego w rozwijających się gospodarkach, szacowanego na ok. jeden proc.

- Rozwój gospodarczy bez zwiększenia zapotrzebowania na energię to standard w wielu krajach rozwiniętych gospodarczo. Im szerzej rozwarte nożyce pomiędzy krzywą wzrostu PKB a krzywą zużycia energii, tym lepiej. Tak zamierza rozwijać się Unia Europejska - stromo pod górę po krzywej zamożności (PKB) i ostry zjazd po krzywej energii - podkreśla prezes KAPE.

Według prof. Skoczkowskiego, zakładając rozwój gospodarczy Polski w najbliższych latach na poziomie sześciu proc., można przewidzieć wzrost zapotrzebowania na energię na poziomie trzech proc. rocznie, zakładając, że nie zostaną podjęte żadne dodatkowe działania prooszczędnościowe. Oznacza to, że oszczędzając rocznie trzy proc. energii gospodarka rozwijałaby się bez wzrostu zużycia energii. Biorąc pod uwagę, że potencjał oszczędności energii w całej gospodarce szacowany jest na ok. 20-30 proc. energii finalnej, widać, że energii do oszczędzania nam nie zabraknie. Problem tylko w tym, jak ten potencjał zrealizować, jak pobudzić gospodarkę do dodatkowego wysiłku na rzecz podwyższenia efektywności energetycznej.

Zbigniew Kamieński z Departamentu Energetyki MG przypomina, że obecnie Polska ma o 40 proc. zużycie energii mniejsze na osobę niż średnia unijna, zużycie energii elektrycznej na głowę mieszkańca w Polsce jest ponaddwukrotnie niższe. Jego zdaniem, to, jaki wzrost zużycia energii jest potrzebny przy silnym wzroście gospodarczym, zależy od indywidualnych cech każdego kraju. Wszystko zależy od warunków startowych danego państwa.

- Jeżeli będziemy starali się wyrównać standard życia w Polsce pomiędzy miastem a wsią i wyposażymy polskie gospodarstwa domowe w sprzęty będące standardem w "starych" krajach UE, jak lodówki z zamrażarką, zmywarki, drobny sprzęt AGD oraz urządzenia klimatyzacyjne, to pomimo silnych działań proefektywnościowych zużycie energii będzie rosło - prognozuje dyrektor Kamieński i zwraca uwagę, że już w roku 2007 wzrost zużycia energii w Polsce był bardzo duży.

Niezależnie od tego, kto ma rację w dyskusji, czy wzrost zużycia energii jest potrzebny do wzrostu gospodarczego, oczywistością jest to, że energię oszczędzać trzeba. Rosnące ceny nośników energii powodują, że niezależnie od dyrektyw unijnych odbiorcy sami zaczynają oszczędzać, odczuwając impulsy płynące z własnej kieszeni.

Dariusz Ciepiela

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »