Komu list zastawny się opłaci? To szansa dla oszczędzających

Gdyby banki chciały finansować kredyty hipoteczne listami zastawnymi, to oszczędności odkładane na długi czas byłyby bardziej bezpieczne, cały system finansowy byłby bardziej stabilny, a rynek kapitałowy miałby szansę odzyskać wiarygodność – twierdzą eksperci Europejskiego Kongresu Finansowego. Dlatego rekomendują uruchomienie w Polsce rynku detalicznych listów zastawnych.

Co to takiego listy zastawne? To jeden z najstarszych i najbardziej pewnych sposobów finansowania nieruchomości, wymyślony ponad 200 lat temu. Teraz w takich krajach jak Dania, Szwecja, Niemcy, Francja, Hiszpania czy Czechy większość kredytów hipotecznych udzielana jest dzięki temu, że banki sprzedają listy zastawne. Emisje listów zastawnych w całej Europie mają wartość blisko 2,7 biliona euro.

Listy zastawne to obligacje zabezpieczone przepływami spłat wyselekcjonowanych, najlepszych kredytów. W ten sposób mają podwójne zabezpieczenie - jedno takie, jak wszystkie obligacje banku, a drugie - w postaci hipotek. W czasach kiedy nie ma bezpiecznych inwestycji - listy zastawne nią pozostały. Gdy szalał wielki globalny kryzys finansowy w latach 2007-9 oparły się wszelkim bankructwom, choć bankrutowały banki.

Reklama

­- Jest to najbezpieczniejszy rynek na świecie z punktu widzenia lokowania na nim oszczędności (...) Kwestia oszczędzających jest dla nas niezmiernie istotna, bo oszczędności długookresowe powodują wzrost inwestycji, czyli bardziej zrównoważony wzrost gospodarczy - mówił prezentując rekomendację profesor Leszek Pawłowicz, koordynator Europejskiego Kongresu Finansowego. 

Polska gospodarka dusi się z powodu braku długoterminowych oszczędności, a stopa oszczędności Polaków jest jedną z najniższych w Unii. Dlatego stymulowanie oszczędności, zwłaszcza długoterminowych, jest kluczowe dla rozwoju kraju. Nie ma do tego lepszego instrumentu niż listy zastawne. Eksperci EKF twierdzą, że banki, które obecnie mają nadmiar depozytów, mogłyby oferować klientom detalicznym zamianę krótkookresowych depozytów na 4-10 letnie listy zastawne, oprocentowane na średnim poziomie depozytów terminowych.

Gwarancje inflacyjne

Skarb Państwa powinien natomiast wspomagać zakorzenienie się listów zastawnych w portfelach Polaków gwarancjami antyinflacyjnymi. Podobnie robi to w przypadku 4- i 10-letnich obligacji państwowych. Ich oprocentowanie zależy od wskaźnika wzrostu cen konsumpcyjnych.

- To dobry moment, żeby wprowadzać istotne zmiany - powiedział Kamil Liberadzki, dyrektor Departamentu Rozwoju Regulacji w Komisji Nadzoru Finansowego, który opracował projekt regulacji mającej zobowiązać banki do zmiany struktury finansowania długoterminowych kredytów. 

Bo właśnie bardzo ważnym argumentem za uruchomieniem rynku listów zastawnych w Polsce jest kwestia stabilności sektora bankowego. Bankructwa banków w USA i problemy Credit Suisse spowodowane były tym, że instytucje nie przewidziały konsekwencji wzrostu stóp procentowych. Tymczasem w Polsce od wielu lat narasta skrajne niedopasowanie terminów zapadalności aktywów i pasywów w bankach. Chodzi o to, że 30-letnie nawet kredyty finansowane są z depozytów, które w każdej chwili mogą być wycofane.

- W Polsce mamy do czynienia ze skrajnie niedopasowaniem terminów zapadalności aktywów i pasywów. To można zmienić i zastąpić część depozytów przez oszczędności lokowane w listach zastawnych. Są one bardzo dobrym instrumentem stabilności systemu finansowego - mówił Leszek Pawłowicz.

- To zaskakująco dobrze zaprojektowany instrument, który przechodził wszystkie próby ognia - dodał Kamil Liberadzki.

Lepiej zapobiegać ryzykom niż się z nimi zmagać

Polskie banki od wielu lat emitują listy zastawne, ale w mikroskopijnych ilościach, obecnie to ok. 5 mld euro w porównaniu do ok. 300 mld euro w Niemczech. Efekt jest taki, że polskie listy zastawne stanowią zaledwie 0,2 proc. europejskiego rynku tych papierów, a zaledwie 4,73 proc. kredytów mieszkaniowych udzielonych przez banki finansowane jest z emisji listów zastawnych.

Komisja Nadzoru Finansowego uznała, że polski model udzielania długoterminowych kredytów z bieżących depozytów pociąga za sobą zbyt wiele ryzyk. Kamil Liberadzki zaproponował projekt nowej regulacji, która zmusiłaby banki do wydłużenia finansowania kredytów hipotecznych poprzez długoterminowe instrumenty dłużne, co powinno ograniczyć ryzyko stopy procentowej w portfelu bankowym i ryzyko płynności. Podobne wymogi wprowadzone zostały na Węgrzech,

Z przedstawionego podczas tegorocznego EKF, opracowanego przez KNF Wskaźnika Finansowania Długoterminowego (WFD) wynika, że gdyby kredyty mieszkaniowe miały być finansowane długoterminowymi pasywami w 20 proc., banki musiałyby wyemitować ok. 16 mld zl listów zastawnych, a gdyby wskaźnik WFD wzrósł do 60 proc. potrzeba byłoby niemal 152 mld zł.

Obecnie banki nie palą się do emisji listów zastawnych, bo są nadpłynne, kredyty stanowią zaledwie 65 proc. depozytów, a kilka lat temu było to nawet ponad 100 proc. Dla banków emisje listów oznaczałyby teraz zastąpienie tańszych pasywów (depozytów) przez droższe. Sytuacja może się jednak zmienić.

- Płynność jest stanem chwilowym (...) To projekt, który ma uzdrowić i poprawić strukturę bilansu (banków) na lata i dekady - powiedział Kamil Liberadzki.

- Wskaźnik (WFD) powinien być wdrażany nie w 2-3 lata, ale - powiedzmy - w 15 lat - dodał Leszek Pawłowicz.

Czy będzie popyt na listy zastawne

Gdyby WFD wszedł w życie, zapewniłyby podaż listów zastawnych na polski rynek. Dodajmy, że banki przeprowadziły do tej pory większość emisji w euro, gdyż na rynku wspólnej waluty jest znacznie większy popyt na takie papiery. A jak jest z popytem w Polsce? 

Obecnie w aktywach banków, ubezpieczycieli i funduszy inwestycyjnych jest nieco ponad 6 mld zł listów zastawnych. Wyliczenia pokazują, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby było to ok. 75 mld zł. 

Najważniejszy byłby jednak popyt ze strony inwestorów detalicznych. Eksperci EKF uważają, że warto rozważyć uprzywilejowanie oszczędności lokowanych w listy zastawne jak w rządowym programie oszczędności mieszkaniowych poprzez gwarancje antyinflacyjne ze strony Skarbu Państwa. Oferta listów zastawnych musiałaby być zróżnicowana, obejmować papiery o różnych terminach zapadalności. Nominał listu musiałby wynosić ok. 1 tys. zł.  Banki mogłyby np. oferować klientom detalicznym listy zastawne oprocentowane na stałą lub zmienną stopę na poziomie oprocentowania obecnych lokat terminowych. Oszczędności lokowane w listy zastawne posiadałyby jednak dodatkowe gwarancje antyinflacyjne.

Dla popytu na listy zastawne bardzo ważna będzie możliwość ich sprzedania, gdyby się okazało, ze trzeba sięgnąć po oszczędności. To równocześnie szansa dla giełdowego rynku Catalyst, który ma kłopoty z odbudowaniem wiarygodności po wstrząsającej aferze GetBacku sprzed kilku lat.

- Chcielibyśmy, żeby z początkiem roku nowy wymóg dla banków już obowiązywał. Prace nad rozwiązaniami dla detalu potrwają nieco dłużej - powiedział Rafał Kozłowski, starszy ekspert w firmie doradczej McKinsey&Co.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sposoby oszczędzania
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »