Koronawirus w Polsce. Kowalczyk (PiS) o budżecie państwa: Mamy duży margines wydatkowy - 50 mld zł
- Spokojnie możemy przyjąć 50 mld zł samego deficytu w tegorocznym budżecie państwa, gdyby zaszła taka potrzeba - ocenił w czwartek szef sejmowej komisji finansów Henryk Kowalczyk (PiS). Według niego, może to wystarczyć na wspomaganie gospodarki przez trzy miesiące i jej rozruszanie po kryzysie związanym z pandemią koronawirusa.
Szef komisji finansów był pytany, czy nie ma wrażenia, że PiS nie wykorzystało w pełni "dobrej koniunktury gospodarczej przez pięć lat swoich rządów do tego, żeby zadbać o porządną poduszkę finansową na wypadek kryzysu".
- Wręcz odwrotnie. Uważam, że to dzięki temu, że Prawo i Sprawiedliwość sprawowało rządy przez ostatnie ponad cztery lata mamy tę poduszkę finansową. Przecież mamy ten zaprojektowany, domknięty budżet bez deficytu - zauważył. Poseł PiS przypomniał, że "za poprzednich rządów te deficyty (budżetowe) sięgały 50 miliardów złotych". Zwrócił też uwagę na "deficyty wszystkich instytucji - funduszu pracy, ZUS-u itd.".
Polityk przekonywał, że dzięki temu, że "jesteśmy +na zero+, to możemy sobie pozwolić na margines bezpieczeństwa". - Mamy naprawdę duży margines wydatkowy - zapewnił. Pytany o szczegóły tego marginesu, czy też dopuszczalnego deficytu budżetowego, Kowalczyk przypomniał raz jeszcze o latach, gdy deficyt sięgał 50 mld zł oraz "zaprojektowanym" teraz w budżecie "zerowym" deficycie, i na tej podstawie ocenił: "Oznacza to, że spokojnie możemy te 50 miliardów złotych w samym deficycie budżetu państwa przyjąć, gdyby zaszła taka potrzeba".
- Generalnie ustawa, która przewiduję tę pomoc przewiduje nie aż tak duże budżetowe źródła finansowania. Natomiast później trzeba będzie +budżetem+ niektóre rzeczy uzupełnić. Ubytek składek w ZUS-ie, jeżeli (ZUS - PAP) nie będzie płacony przez trzy miesiące przez małe przedsiębiorstwa, gdzie będzie pomoc, odbije się na dochodach ZUS-u. Z kolei Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych będzie użyty do zapłacenia tzw. postojowego, i dla samozatrudnionych, i dla prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą, ale też dla uzupełnienia wynagrodzeń dla tych, którzy nie zechcą zwalniać pracowników i zmniejszą ich czas pracy. To też nie będzie wymagać uzupełnienia natychmiast, ale w przyszłości trzeba będzie to odbudowywać" - wyjaśniał.
Według posła, "jak na ironię losu przygotowaliśmy tak znakomity budżet, a dzięki temu mamy możliwość sięgania teraz po te pieniądze". Kowalczyk zaznaczył jednak, że nie wie, czy wystarczy 50 mld zł, gdyż rzeczywiste wydatki pomocowe są uzależnione głównie od czasu trwania przestojów, a te mogą trwać wiele miesięcy np. w turystyce, gastronomii czy w przewozach pasażerskich. Tam według Kowalczyka będzie "niezwykle widoczne tąpnięcie".
Odnosząc się do tzw. tarczy antykryzysowej z założonymi 212 mld zł wsparcia, poseł zaznaczył, że jest to ok. 10 proc. rocznego PKB (ok. 2 bln zł), ocenił, że to ogromne pieniądze. - Czy to jest wystarczająca pomoc? Wydaje się, że na trzy miesiące jest to absolutnie wszystko zabezpieczone, i również na start w przyszłości - powiedział.
Na uwagę, że chodzi jednak o tysiące firm, które tracą jakiekolwiek przychody, więc mówienie, że "wszystko jest zabezpieczone brzmi cokolwiek nonszalancko", poseł odparł: "Na pewno zabezpieczone są z tarczy antykryzysowej dotacje, ZUS".
Kowalczyk podkreślił, że nie są to wszystkie środki do wydania. Natomiast wspomniane wcześniej 10 proc. rocznego PKB, według niego "wystarcza na ponad 30 procent firm, które mogłyby +stać+ przez trzy miesiące". Zauważył jednak, że "tak nie jest, bo jednak trwa produkcja, gospodarka się kręci". "To nie jest tak, że wszystko +siadło+" - zauważył.
Szef komisji finansów przyznał, że "pozamykanie wielu dziedzin gospodarki i ograniczenie innych, jest ogromnym ubytkiem". "Natomiast na ten moment, spokojnie te pieniądze wystarczają, natomiast trudno to oszacować, jeżeli to się będzie przedłużało w kolejnych miesiącach" - dodał.