Kosztowna strategia "zero COVID-19"

Lockdown Szanghaju wywołał w Chinach debatę na temat sensowności takiej strategii, w sytuacji gdy ujawniają się jej wysokie koszty gospodarcze.

Jak wiadomo, pandemia COVID-19 rozpoczęła się w Chinach, w mieście Wuhan i okolicach, w do dziś niejasnych i niewyjaśnionych okolicznościach. Jej przyczyna nadal owiana jest tajemnicą. W Chinach, co też wiadomo, władze dość długo zwlekały z ujawnieniem rozmiarów i skali zakażeń, a kiedy już do akcji weszły, to bardzo brutalnie. Doszło do pierwszego, spektakularnego lockdownu.

Ta twarda postawa przyniosła dwa podstawowe skutki. Po pierwsze, okazała się skuteczna. Toteż najważniejszy przywódca w państwie, Xi Jinping osobiście już 8 września 2020 r. ogłaszał w uroczystej ceremonii w gmachu parlamentu "koniec pandemii". A po drugie, przyjął - w całym kraju - strategię "zero tolerancji dla covidu". Od tej pory, gdy tylko pojawiało się nowe ognisko zakażeń, władze bezpardonowo wkraczały i robiły testy oraz zamykały siedlisko.

Reklama

Szanghaj zamknięty

Ta bezpardonowa postawa okazała się skuteczna. Po krótkiej recesji w początkach 2020 r., Chiny szybko wróciły do w miarę normalnej produkcji i na ścieżkę wzrostu, a tamtejsze media zestawiały własne realia z dramatycznymi doniesieniami ze świata, w tym przede wszystkim z USA (gdzie liczba ofiar śmiertelnych korona wirusa przekroczyła milion).

W tym kontekście pojawiały się też coraz częściej analizy i spekulacje, iż Chiny jeszcze szybciej, już pod koniec tej dekady, dościgną i prześcigną USA jako największa gospodarka świata w wyrażeniu nominalnym (dotychczas przekroczyły pod tym względem poziom 75 proc., chociaż licząc po kursie siły nabywczej - PPP - są największym organizmem gospodarczym na globie już od 2015 r.).

Niespodzianka, niemiła i zaskakująca, przyszła wiosną tego roku. Okazało się, że chińskie szczepionki firm Sinovac i Sinopharm, okazały się nieskuteczne w zwalczaniu nowej odmiany wirusa, omikronu. Nowe źródła zakażeń pojawiły się najpierw na południu kraju, a potem w różnych miejscach. I natychmiast zderzyły się z filozofią "zero covidu". Szybko doszło do kolejnych lockdownów, w tym w Shenzhenie oraz sąsiadującym z nim Hongkongu.

Największe uderzenie, dokonane w ciągu zaledwie kilku godzin, przyszło jednak w liczącym niemal 26 mln Szanghaju, gdzie najpierw, wymiennie próbowano zamykać dzielnice po obu stronach rzeki Huangpu, Pudong i Puxi, a gdy i to nie pomogło, a liczba zakażeń rosła (w szczytowych momentach liczba zakażeń przekraczała 20 tys. dziennie), szybko z niedzieli na poniedziałek 28 marca zamknięto całe miasto.

Równie szybko okazało się, że przyzwyczajeni do zakupów internetowych mieszkańcy miasta napotkali na niespodziewaną barierę i wyzwanie: zatkały się firmy dostawcze, w których po prostu zabrakło jedzenia. Jeśli mieszkańcy nie mieli własnych zapasów i pełnych lodówek, a wielu nie miało, to na różnych osiedlach zajrzało im w oczy prawdziwe widmo głodu. Protesty z tego powodu szybko przedostały się do sieci i wyszły na świat.

Grupa Polsat Plus i Fundacja Polsat razem dla dzieci z Ukrainy

Szanghaj otwarty

Władze centralne jednak nie ugięły się i w dużej mierze odsunęły władze lokalne od kontroli nad miastem, przysyłając na miejsce jednego z wicepremierów, panią Sun Chunian. Znowu, jak kiedyś w Wuhanie, postępowano bezpardonowo, nie zważając na protesty i narzekania ludzi. Dopiero gdy liczba zakażeń w mieście spadła do kilkunastu dziennie zaczęto od 21 maja stopniowo luzować, a jak podała wiceburmistrz, pani Zong Ming, począwszy od 1 czerwca, a więc po ponad dwóch miesiącach pełnego lockdownu, miasto stopniowo ma być otwierane, początkowo jednak do poziomu 75 proc. swych mocy i przestrzeni.

Ta ostrożność bierze się oczywiście z przyjętej filozofii, ale też groźby przeniesienia się omikronu w inne miejsca. Albowiem w maju zagrożeniem lockdownu była objęta nawet stolica, Pekin, a w połowie miesiąca zamkniętych było - częściowo lub w całości - ponad 30 miast z łączną liczbą ludności przekraczającą 220 mln. Obawa przed wybuchem kolejnej fali i pojawienia się następnych siedlisk zakażeń nadal jest duża.

Lockdown Szanghaju, jednej z największych i najnowocześniejszych metropolii, a zarazem wielkiego portu i dotychczas miasta otwartego, wręcz kosmopolitycznego, które - jak się oblicza - daje ok. 4 proc. PKB całego państwa, przynosi ze sobą cały szereg konsekwencji i wniosków: gospodarczych, społecznych, politycznych, a nawet globalnych (bo Szanghaj to siedziba wielu transnarodowych firm), a nie tylko stricte medycznych.

Koszty gospodarcze

Naturalnie, na plan pierwszy wysuwają się, trudne jeszcze do wyceny, koszty gospodarcze tak długiego lockdownu. Praktycznie wszystkie prognozy, nawet te chińskie, mówią, że utrzymanie wskazanego wcześniej poziomu wzrostu rzędu 5,5 proc. PKB będzie w tym roku niemożliwe i może zejść do przedziału 3 - 1,3 proc., choć trudno jeszcze przewidzieć, co będzie dalej.

Zobaczymy, co przyniesie ze sobą, opublikowany 29 maja, Plan Odbudowy i Rewitalizacji ("Plan Akcji") miasta zakładający m.in. stabilizację funkcjonowania obcego kapitału, wzrost konsumpcji oraz powrót do inwestowania. Łącznie obejmuje on aż 50 szczegółowych postulatów, a więc z założenia jest szeroki i wszechstronny. Będzie on jednak, to pewne, wymagał w implementacji równie dużej determinacji i konsekwencji, jak ta przy okazji walki z koronawirusem (w samym Szanghaju 595 przypadków śmiertelnych począwszy od końca lutego br.).

Twardy lockdown sprawił, że naturalnie spadła - o ponad 30 proc. - ilość operacji bankowych w wykonaniu mieszkańców i firm, zmniejszyły się też znacznie obroty handlowe.  Albowiem lockdown objął też wielki port w Szanghaju. A ponieważ miasto daje szacunkowo ok. 10 proc. obrotów całego handlu Chin jest to strata odczuwalna. Przykładowo, port kontenerowy w Szanghaju, jeden z czterech największych na globie, praktycznie wstrzymał (o 95 proc,.) swoje operacje. Jest pewne, że jego odblokowanie będzie trwało jeszcze tygodniami, o ile nie dłużej, przy dalszych oczywistych stratach.

Już w początkach maja szacowano straty wynikające z zatrzymania produkcji  Szanghaju na 28 mld dolarów, a koszty ostateczne w tej dziedzinie oczywiście nie są jeszcze znane.

Koszty międzynarodowe i globalne

Ulokowana w Szanghaju największa fabryka samochodów, przede wszystkim elektrycznych, Tesla Elona Muska, obniżyła w kwietniu poziom produkcji do 20 proc. poziomu z marca, a w maju jeszcze bardziej. Jej samochody, podobnie jak z tamtejszej fabryki Volksvagena, tygodniami nie schodziły z  taśm.

Takie wielkie firmy jak Apple, Adidas, Amazon czy General Electric, które mają tam swoje filie, już zaczęły przebąkiwać o częściowym wycofywaniu się z miasta i chińskiego rynku. Boją się tego co im najbardziej dokuczyło - zakłócenia łańcuchów dostaw, ale też generalnie zmienionej atmosfery w mieście. Równocześnie aż 23 proc. sondowanych firm europejskich rozważa wyjście z tego rynku po tak drastycznym lockdownie.

Eksperci z Allianz SE oceniają, że spowolnienie gospodarki Chin może wpłynąć na spadek eksportu rzędu 140 mld dolarów. Chiny, zamiast być jak dotąd oazą i kotwicą stabilności dla światowych rynków, obecnie oddziałują destabilizująco na koniunkturę globalną.

Koszty społeczne i polityczne

Bezpardonowe podejście i polityka twardych lockdownów, tak charakterystyczna dla Chin i ich filozofii "zero tolerancji",  najpierw spotkały się z autentycznymi protestami społecznymi, a potem wywołały nawet ferment polityczny.

Mieszkańcy miast nie kryli frustracji. Przypominali stare powiedzenie: "można się ukrywać przez dzień, ale nie można przez 15 dni". Ludzie stali się gniewni i wściekli, a często zrozpaczeni, co było widać na przedostających się z miasta filmach czy zdjęciach.  A w mediach społecznościowych, co charakterystyczne, wielkim przebojem stała się piosenka z francuskiego filmu "Nędznicy". Tym samym stało się jasne, że sprawa zamieniła się w wyzwanie jak najbardziej polityczne.

W odpowiedzi na te indywidualne ludzkie dramaty uaktywnił się, dotychczas zepchnięty nieco na boczny tor, premier Li Keqiang (który już  zapowiedział, że odejdzie po dwóch 5-letnich kadencjach w marcu przyszłego roku). Pod koniec maja zwołał on nawet specjalną konferencję aż 10 tys. urzędników i biznesmenów, by szukać sposobów jak najszybszego i najlepszego wyjścia z pułapki COVID.

Z jego zawoalowanych, ale dość przejrzystych wypowiedzi wynika, że ma on nieco inną filozofię niż rządzący jedynowładca Xi Jinping. Ten drugi, jak wiadomo, jesienią tego roku ma być wybrany na bezprecedensową trzecią kadencję (a nawet dożywotnio) na najwyższe stanowiska w państwie. Być może jednak, w świetle tego co się stało i dzieje, nie będzie jedynowładcą, lecz stanie u jego boku, jak w poprzednich "generacjach przywódców" silny premier, odpowiedzialny za gospodarkę i administrację.

Trzeba teraz śledzić chińską scenę wewnętrzną ze szczególną uwagą, bowiem na duże, a nawet ogromne koszty twardej polityki wobec COVID nałożyły się jeszcze te - związane z ogłoszeniem przez Xi Jinpinga scenariusza dochodzenia do 2035 r., do "społeczeństwa powszechnego dobrobytu". Co istotne, podczas lockdownu w Szanghaju tę drugą strategię wstrzymano czy też zawieszono (na czas nieokreślony).

Spory o nową strategię rozwoju trwają, a na szczególną uwagę zasługuje dwóch członków 25-osobowego Biura Politycznego, 67-letni Wang Yang oraz 59-letni Hu Chunhua. Obaj uważani są za liberałów i pragmatyków, opowiadających się za otwartymi rynkami i globalizacją, a nie zamknięciem Chin, które w istocie podczas pandemii nastąpiło.

Albowiem, co bodaj najistotniejsze, długotrwały lockdown organizmu tak wielkiego i tak ważnego jak Szanghaj (oraz poważne zagrożenie przynajmniej niektórych dzielnic Pekinu) już wywołał w Chinach wielką debatę o sensowność strategii "zero tolerancji dla Covidu", jak też szerzej, o charakter dalszego rozwoju - czy bardziej zamkniętego, jak w czasach koronawirusa, czy jednak otwartego, jak było poprzednio.

Na to jeszcze nakładają się wyraźne - i zdecydowanie rosnące - kontrowersje w stosunkach z USA, wyrastające na najpoważniejszy problem i wyzwanie dla w światowej polityki i gospodarki.

Stąd prosta konkluzja: Chiny trzeba śledzić znacznie uważniej niż dotąd.

Bogdan Góralczyk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Zobacz również:

Obserwator Finansowy
Dowiedz się więcej na temat: Szanghaj | lockdown | koronawirus | COVID-19
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »