Koszty propozycji gospodarczych PiS to 62,6 miliarda złotych

- To klasyczna piramida finansowa - tak w czwartek minister finansów Jacek Rostowski ocenił propozycje zmian gospodarczych PiS, zaprezentowane przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Jak wyliczył resort finansów, w 2013 r. kosztowałyby one państwo 62,6 mld zł. W odpowiedzi PiS zapewnia, że program gospodarczy tej partii przyniósłby realne zyski dla budżetu. Minister finansów wyraził gotowość do debaty nt. gospodarczych propozycji PiS z Kaczyńskim.

Rostowski ocenił na czwartkowej konferencji prasowej, że Kaczyński przedstawił w niedzielę gospodarcze propozycje PiS "jak na siebie wyjątkowo klarownie", co - tłumaczył - pozwoliło MF przeprowadzić precyzyjne wyliczenia.

Resort wyliczył koszty około połowy wszystkich propozycji PiS, dlatego - jak mówił szef resortu finansów - przedstawiane liczby to "absolutne minimum" tego, co kosztowałyby pomysły PiS.

Rostowski ocenił przy tym, że propozycje PiS to piramida finansowa, na której ucierpieliby wszyscy Polacy. - Te propozycje stanowią klasyczną piramidę finansową - przyjemną, łatwą do przyjęcia na początku, ale nie do utrzymania nawet w średnim okresie czasowym. Jak każda piramida finansowa, także i ta musiałaby upaść - zaznaczył minister.

Reklama

Jak zwrócił uwagę, według szacunków łączne koszty wynikające z propozycji PiS są "prawie dwukrotnie większe od całego deficytu w budżecie państwa na 2013 r.". Jak mówił, w pierwszym roku wyniosłyby 62,6 mld zł, przy dochodach na poziomie 8,2 mld zł.

Rostowski wyliczał, że w 2013 r. 10,9 mld zł kosztowałaby ulga dla dzieci, ulgi inwestycyjne - 13,2 mld zł, uwzględnienie kosztów uzyskania przychodu w podatku dochodowym - 1,1 mld zł; obniżenie składki rentowej - 7,7 mld zł, a zwrot podatku dla emerytów - 13,9 mld zł.

DYSKUTUJ NA FORUM INTERIA.PL o propozycjach PiS-u

Z kolei w 2016 r. - według ministra - realizacja zaprezentowanych przez prezesa PiS zmian gospodarczych kosztowałyby już 83,9 mld zł netto, a już w 2014 r. Polska przekroczyłaby "w sposób nieunikniony" drugi próg ostrożnościowy (55 proc. relacji długu publicznego do PKB), a w 2015 r. przekroczylibyśmy "próg konstytucyjny".

- Trudno sobie wyobrazić, jak katastrofalne byłyby skutki dla gospodarki polskiej - mówił Rostowski. Zaznaczył, że w 2040 r. - przy założeniu wycofania się z podwyżki wieku emerytalnego - relacja długu publicznego do PKB wyniosłaby 49 proc. PKB z 2040 r.

- Łączny dług polskiego państwa do PKB w 2040 r. stanowiłby 206 proc. PKB, czyli o 1/3 więcej niż dzisiaj w Grecji. Oczywiście nigdy do tego by nie doszło, bo wcześniej załamałyby się polskie finanse publiczne - stwierdził minister.

Rostowski ocenił, że w złożonym przez PiS projekcie nowelizacji ustawy o podatku VAT nie ma zasady "odwróconego obciążenia VAT-em złomu", którą zawiera obowiązująca ustawa o VAT. Polega ona na tym, tłumaczył minister, że kupujący najpierw płaci VAT od zakupionego złomu, a dopiero potem może uzyskać zwrot z urzędu skarbowego.

Jak zaznaczył, mimo że zaproponowane przez PiS usunięcie tej zasady wiąże się z relatywnie niewielkim kosztem finansowym - 500 mln zł - to ma bardzo negatywne skutki, jeżeli chodzi o walkę z oszustwami podatkowymi. Jednocześnie dodał, że 500 mln to kwota, którą rząd i samorządy łącznie wydają na żłobki.

Według ministra propozycja PiS dot. usunięcia tej zasady "stworzy otwarte drzwi dla twórców słupów i oszustów podatkowych". "(Ta propozycja) pokazuje, że wszystkie twierdzenia ze strony PiS, że będzie mogło zwiększyć ściągalność podatków i dyscyplinę podatkową, są wysoce niepewne - mówiąc delikatnie - i nawet podejrzane" - powiedział.

Rostowski skrytykował też jedną z propozycji PiS dotyczących podatku dochodowego. Przewiduje ona uwzględnienie przez pracownika - jako kosztów uzyskania przychodu - wydatków na m.in. prywatne świadczenia medyczne, usługi remontowe, sprzątanie. Według ministra korzyści z takiego rozwiązania mieliby głównie bogatsi podatnicy.

"To jest gigantyczna różnica korzyści dla biedniejszych i bogatszych podatników. Prawdę mówiąc, jest ona zastanawiająca w ustach tych, którzy deklarują, że chcą włożyć rękę do głębokich kieszeni" - ocenił Rostowski.

Minister odniósł się też do zapowiedzi Kaczyńskiego, że chce stworzyć 1,2 mln miejsc pracy w ciągu 10 lat.

- Oznacza to 120 tys. miejsc pracy rocznie. Chciałem przypomnieć, że w okresie 2008-2011, czyli za naszych rządów, tworzyliśmy 213 tys. miejsc pracy rocznie. To chyba jedyna obietnica w tym programie (Kaczyńskiego), która jest naprawdę w pełni realistyczna. Myślę, że nawet rząd Jarosława Kaczyńskiego byłby w stanie osiągnąć mniej więcej połowę tego, co myśmy osiągnęli w czasie kryzysu - powiedział Rostowski.

Inflacja, bezrobocie, PKB - zobacz dane z Polski i ze świata w Biznes INTERIA.PL

Jego zdaniem, prezes PiS w ogóle nie bierze pod uwagę kryzysu w strefie euro. - Zamiast bezpieczeństwa Kaczyński proponuje Polakom gigantyczne ryzyko finansowe. Można by skończyć mówiąc tak: "może jednak bezpieczniej dla Polski, żeby Jarosław Kaczyński nawet kalkulatorem się nie bawił" - dodał minister.

Rostowski był też pytany, czy resort finansów powinien dokonywać wyliczeń kosztów realizacji propozycji partii opozycyjnej. "Minister finansów ma zajmować się bezpieczeństwem finansów publicznych, skutki tych propozycji (PiS - PAP) byłyby katastrofalne dla finansów publicznych, wobec tego Polacy mają wszelkie prawo wiedzieć, jakie byłyby skutki tych propozycji. To jest kluczowa funkcja obrony finansów publicznych przed poważnymi zagrożeniami czy błędami" - przekonywał.

Zdaniem Rostowskiego, dokonanie przez resort finansów wyliczeń było "absolutnie słuszne i stosowne". Minister powiedział jednocześnie, że nie wie, ilu urzędników jego resortu pracowało przy tym.

- Program gospodarczy PiS zakłada działania prorozwojowe i jest rozłożony w czasie; realnie oceniamy sytuację - podkreśliła w czwartek Beata Szydło (PiS). W pierwszym roku wdrażania programu PiS szacuje wzrost dochodów o 11 mld zł i wzrost wydatków o 13,5 mld zł.

PiS zwołało konferencję tuż po tym, jak minister finansów Jacek Rostowski przedstawił wyliczenia kosztów realizacji propozycji partii Jarosława Kaczyńskiego zaprezentowanych w niedzielę.

Jacek Rostowski odnosząc się do propozycji PiS, ocenił, że to klasyczna piramida finansowa. Jak wyliczył resort finansów, w 2013 r. kosztowałyby one państwo 62,6 mld zł.

- Tym PiS różni się od Platformy Obywatelskiej, że jesteśmy uczciwi, realnie oceniamy sytuację. Jesteśmy uczciwi w swoich zapowiedziach i deklaracjach. Mamy program, plan. Mówimy Polakom: można inaczej zarządzać finansami publicznymi, doprowadzić do tego, że w latach następnych polska gospodarka będzie się rozwijała - podkreśliła Szydło.

Program PiS - jak dodała - zakłada przede wszystkim "rozwiązania prorozwojowe". Zaznaczyła, że program jest oparty na konserwatywnych założeniach, według których wzrost PKB będzie wynosił 2 proc., a inflacja 3 proc. Program jest rozłożony w czasie - dodała. Według posłanki PiS w pierwszym roku jego funkcjonowania przewidziane są działania, które zwiększą zyski budżetu.

- W kolejnym roku będziemy mogli uruchamiać dalsze elementy programu z części wydatkowej - zaznaczyła Szydło.

- Pierwsze rozwiązanie to wprowadzenie zmian ustaw podatkowych. Tutaj są dwa podstawowe dokumenty: ustawa o podatku dochodowym i ustawa o podatku od towarów i usług. Z tytułu wprowadzenia nowych ustaw podatkowych będziemy mieli około 5 mld zł - mówiła Szydło. Kolejne 5 mld zł ma trafić do budżetu z podatku bankowego i z podatku obrotowego od hipermarketów.

- W pierwszym roku zakładamy wzrost dochodów publicznych o około 11-12 mld zł - oszacowała posłanka. Jej zdaniem, zmniejszenie wpływów do budżetu w pierwszym roku wyniesie nie więcej niż 13,5 mld zł.

PiS chciałby zacząć realizację swoich propozycji od Narodowego Programu Zatrudnienia, który - jak podkreśliła Szydło - miałby przynieść w ciągu 10 lat 1 mln 200 tys. miejsc pracy.

- Szacujemy, że rynki finansowe zareagują pozytywnie na nasz program. Wzrosną ratingi. Spadnie obsługa długu zagranicznego. To za rządów PO 40 mld zł, czyli tyle, ile wpływa z podatków dochodowych od osób fizycznych - powiedziała Szydło.

Kaczyński mówił w niedzielę, że PiS przechodzi do ofensywy, której celem jest "zbudowanie pełnej alternatywy, innego sposobu rządzenia naszym krajem". Według niego żeby w Polsce "cokolwiek zrobić", trzeba przede wszystkim "od nowa zorganizować finanse publiczne i zmienić system podatkowy". Zapowiedział nową ustawę, która połączy PIT i CIT w jednej ustawie, i nową ustawę o VAT.

Prezes PiS zaproponował 10-letni plan walki z bezrobociem i podkreślił, że to propozycja neutralna dla budżetu. PiS chce też wspierać rodziny poprzez zwiększanie stawki, którą można odliczyć od podatku o 50 proc. za każde dziecko, a samego odliczenia można by dokonywać już od momentu poczęcia dziecka.

Kaczyński mówił też o wprowadzeniu ulgi na zakup podręczników; powtórzył postulat ustanowienia karty rodziny wielodzietnej uprawniającej do wielu zniżek. PiS chce też przywrócić możliwość przechodzenia na emeryturę w wieku 60 i 65 lat (ale z pozostawieniem wyboru, czy ktoś chce pracować dłużej). Kaczyński zaproponował też referendum ws. odejścia od kapitałowego systemu emerytalnego i powrót do systemu solidarnościowego, a także wprowadzenie wyboru między ZUS i OFE. Chciałby też rezygnacji z opodatkowania rent i emerytur w wysokości do 1 tys. zł.

Biznes INTERIA.PL na Facebooku. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

PAP/IAR
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »