Kto chce, a kto nie chce wiatraków?
Inwestorzy deklarują chęć wybudowania 60 tys. MW elektrowni wiatrowych - informuje Stefania Kasprzyk, prezes PSE Operator. - To nieprawda, ktoś sobie żartuje z liczb, aby zniechęcić do inwestowania w energetykę wiatrową - ripostuje Jarosław Mroczek, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Analizy Europejskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (EWEA) wskazują, że w Polsce energetyka wiatrowa w roku 2008 rozwijała się najszybciej wśród nowych członków Unii Europejskiej. Według danych Urzędu Regulacji Energetyki na 31 grudnia 2008 roku, łączna moc zainstalowana w 227 elektrowniach wiatrowych w Polsce wyniosła 451,09 MW.
Mocno dmuchnęło
- Procentowo wzrost zainstalowanej mocy w elektrowniach wiatrowych był bardzo wysoki, ponieważ podstawa była bardzo niska - tłumaczy Jarosław Mroczek, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW). - Nastąpiło prawie podwojenie mocy wiatrowych.
W roku 2009 procentowo trudno będzie uzyskać taką dynamikę wzrostu, ponieważ podstawa jest wyższa. Jestem przekonany, że w liczbach bezwzględnych, pomimo przeszkód i barier dla rozwoju energetyki wiatrowej, przyrost nadal będzie znaczący. W roku 2009 powinno zostać oddanych co najmniej 200 MW mocy wiatrowych w Polsce.
Zainteresowanie energetyką wiatrową w Polsce jest ogromne. Według danych na koniec lutego br., spółka PSE Operator uzgodniła na wniosek poszczególnych Operatorów Systemów Dystrybucyjnych (OSD) warunki przyłączenia do sieci dystrybucyjnej 110 kV na łączną moc przekraczającą 6 000 MW. Dodatkowo Operator określił dla farm wiatrowych warunki przyłączenia do sieci przesyłowej na łączną moc 1850 MW. OSD określili warunki przyłączenia do sieci średnich napięć na łączną moc przekraczającą 2 500 MW.
- Gdybyśmy szczegółowo zsumowali te wielkości, to okazałoby się, że inwestorzy posiadają wydane warunki przyłączenia na moc przekraczającą 10 350 MW. Proces uzgadniania i wydawania warunków przyłączenia cały czas się odbywa. Niemal codziennie wielkości te ulegają zmianie - przekonuje Stefania Kasprzyk, prezes PSE Operator.
Prezes Kasprzyk podkreśla, że zainteresowanie wnioskodawców jest bardzo duże. W celu uzyskania warunków przyłączenia, zgodnie z obowiązującymi przepisami, konieczne jest wykonanie ekspertyzy oceniającej wpływ tej farmy na sieć elektroenergetyczną.
- O założenia do takiej ekspertyzy wystąpili wnioskodawcy, których projekty wynoszą ok. 60 000 MW. Ile z tych projektów będzie realizowanych, okaże się po pewnym czasie. Wielkości te są bardzo duże, oceniamy jednak, że obecne zainteresowanie otrzymaniem warunków przyłączenia kilkakrotnie przewyższa wymagania postawione przed naszym krajem w zakresie udziału zużycia energii ze źródeł odnawialnych w całkowitym zużyciu energii - dodaje Stefania Kasprzyk.
Prezes PSE Operator zwraca uwagę, że z punktu widzenia planowania rozwoju systemu przesyłowego ważna jest jednak wiedza o tym, które projekty będą realizowane. Znając lokalizację realizowanych projektów, Operator będzie mógł odpowiednio planować rozbudowę systemu.
Kaziu do Henia
Do danych podawanych przez PSE Operator energetycy wiatrowi podchodzą z rezerwą.
- Odnoszę wrażenie, że w PSE Operator ktoś sobie żarty robi z liczb. Co chwilę słyszę inną liczbę, za każdym razem większą - dziwi się Jarosław Mroczek z PSEW. - Za bałagan związany z wnioskowaniem o przyłączenia i niejasną sytuację, ile elektrowni wiatrowych będzie można przyłączyć do sieci, odpowiada nie tylko PSE Operator, ale także minister gospodarki, jednak zachowanie Operatora w tej sprawie jest żenujące.
Prezes Mroczek zastanawia się, że skoro jest tak wielkie zainteresowanie inwestycjami w energetykę wiatrową, to dlaczego PSE Operator nie robi nic, aby sprostać przyłączeniu nie tylko 60 tys. MW mocy wiatrowych, ale choćby 6 tys. lub nawet 600 MW. Jego zdaniem, w PSE Operator nie ma osób, które byłyby wstanie merytorycznie na ten temat rozmawiać, zasłaniają się tylko złymi przepisami prawa mającymi utrudniać rozbudowę sieci.
- Jeszcze niedawno PSE Operator podawał liczbę 30 tys. MW. To nieprawda. Osoby przekazujące takie wiadomości chcą zniechęcić do poszukiwania możliwości inwestowania w sektorze energetyki wiatrowej.
W Polsce lobby tradycyjnej energetyki, wrogo nastawione do energetyki wiatrowej, jest wyjątkowo mocne i poprzez epatowanie takimi liczbami stara się zniechęcić do myślenia o rozwoju sektora energetyki wiatrowej - ocenia Mroczek.
Niechęć tradycyjnej energetyki do energetyki wiatrowej, w ocenie szefa PSEW, bierze się stąd, że sektor energetyki dosyć mocno tkwi w poprzednim systemie. W większości jest on wciąż państwowy i zmonopolizowany, funkcjonujący w oparciu o zasadę "dziel i rządź".
Prezes Mroczek wskazuje, że w sektorze energetyki wiatrowej istnieje świadomość, że źródła energii wiatrowej sprawiają problemy dla stabilności systemu elektroenergetycznego i wymagają dodatkowej pracy od energetyków.
- Energetyka oparta na generacji w wyniku spalania węgla to jest ich marzenie, ponieważ w jej przypadku jest prosta regulacja.
To są ludzie znający się wzajemnie od 30 lat, w razie potrzeby Kaziu zawsze może zadzwonić do Henia i coś od ręki załatwić. To państwo w państwie - oburza się Mroczek.
Wiatr zapłaci za gaz?
Problemem elektrowni wiatrowych bez wątpienia jest niestabilność pracy, uzależniona od warunków pogodowych. Jak zapewnia Stefania Kasprzyk, działające elektrownie wiatrowe w Polsce nie mają jeszcze istotnego wpływu na pracę Krajowej Sieci Elektroenergetycznej. Operator przygotowuje się jednak do tego, aby móc zarządzać i sterować dużo większymi mocami.
W tym celu chce m.in. korzystać z doświadczeń innych operatorów systemów przesyłowych. Prezes Kasprzyk dodaje, że wraz ze wzrostem liczby przyłączonych do sieci farm wiatrowych będą rosły wymagania w zakresie prowadzenia ruchu sieci elektroenergetycznej.
Jednym z rozwiązań mających poprawić stabilność pracy systemu elektroenergetycznego ma być budowa szczytowych elektrowni gazowych. PSE Operator planuje budowę łącznie 600 MW tego typu mocy, w źródłach co najmniej 50-megawatowych; mogą to być jednostki także o mocy 100 i 200 MW. Elektrownie te powstaną głównie w północno-wschodniej części Polski. Coraz częściej mówi się o pomyśle, aby elektrownie wiatrowe pokrywały część kosztów budowy szczytowych źródeł.
- Za tym pomysłem kryje się dążenie do zapewnienia stabilizacji wielkości mocy wprowadzanej do systemu elektroenergetycznego. W okresie, gdy warunki atmosferyczne sprzyjają generacji mocy przez farmy wiatrowe, jest ona wprowadzana do systemu z tych źródeł, a gdy przestaje wiać wiatr, moc jest wprowadzana ze źródeł szczytowych lub źródeł interwencyjnych.
Takie rozwiązanie jest z naszego punktu widzenia bardzo korzystne, ponieważ pozwala w bezpieczny i niezawodny sposób prowadzić ruch oraz bilansować krajowy system elektroenergetyczny - przekonuje Stefania Kasprzyk.
Takie rozwiązanie popiera także Joanna Strzelec-Łobodzińska, wiceminister gospodarki. Jej zdaniem, aby od pomysłu przejść do realizacji oznaczającej nałożenia dodatkowych obowiązków na inwestora, konieczne będą zmiany ustawy Prawo energetyczne. Minister Strzelec-Łobodzińska prognozuje, że doprowadziłoby to do ograniczenia liczby planowanych elektrowni wiatrowych. Jarosław Mroczek ostrzega, że w wyniku narzucenia dodatkowych kosztów inwestowanie w energetykę wiatrową przestanie być opłacalne.
- Jednak każdy pomysł można rozważać - zastrzega Mroczek. - Wszystko musi mieć swój wymiar ekonomiczny. Jeżeli źródło energii opartej o generację z gazu pozwoli regulować system elektroenergetyczny w taki sposób, że można przyłączyć 500 czy 1000 MW nowych mocy w energetyce wiatrowej, to prawdopodobnie koszty na tyle dadzą się podzielić, że być może będzie to dla inwestorów do zaakceptowania.
Stefania Kasprzyk twierdzi, że do PSE Operator docierają informacje, z których wynika, że dotychczas wiele z wydanych warunków jest przedmiotem handlu bez zamiaru faktycznej realizacji. Resort gospodarki chce, aby inwestorzy planujący budowę elektrowni wiatrowych płacili zaliczkę na poczet kosztów przyłączeń do sieci, co miałoby ograniczyć sprzedawanie uzyskanych warunków przyłączeń.
Według Jarosława Mroczka, nie ma nic dziwnego, że ktoś sprzedaje uzyskane warunki przyłączeń jako wartość dodaną. Jego zdaniem, to normalny proces, gdzie ktoś ma do sprzedania dobra związane z tym, że przygotował zmiany w planie zagospodarowania przestrzennego, wydzierżawił grunt czy zbadał zgodność posadowienia elektrowni wiatrowej na tym gruncie, a ktoś inny próbuje to kupić.
Dariusz Ciepiela