Kto chce zgasić e-papierosa?
E-palacze mają coraz mniej swobody. Mnożą się zakazy i kary dla użytkowników rewolucyjnego produktu. Kto i dlaczego walczy z e-dymkiem?
Temat e-papierosów budzi wiele emocji. Cały czas dokonuje się prób sklasyfikowania tego produktu. Mówi się, że przemysł farmaceutyczny chętnie wziąłby e-papierosy pod swoje skrzydła, a koncerny tytoniowe lobbują za obłożeniem ich podatkiem akcyzowym. Inhalatory z nikotyną prześlizgują się przez lukę w prawie. Wyjaśnił to dokładnie w swym oświadczeniu Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Zdrowia, Igor Radziewicz-Winnicki: "Obecnie oferowane na rynku inhalatory, zwane potocznie e-papierosami nie należą do wyrobów tytoniowych w związku z tym nie podlegają przepisom z dnia 9 listopada 1995 r. o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych (Dz.U. z 1996 r. Nr 10, po. 55 z późn. zm.), używanie e-papierosów nie jest tożsame z paleniem wyrobów tytoniowych". Polacy coraz chętniej wybierają e-palenie, głównie ze względu na przekonujący aspekt oszczędnościowy oraz możliwość beztroskiego "chmurzenia" w miejscach publicznych. Owa beztroska jest jednak w wielu wypadkach negatywnie postrzegana.
Palenie w niektórych miejscach, takich jak chociażby autobus, teatr czy uczelnia, jest postrzegane za niekulturalne. Może właśnie dlatego z e-papierosami walczą już nie tylko politycy i wielkie koncerny, ale zwykli obywatele. Powoli i stopniowo zmniejsza się swoboda "chmurzenia". W związku z licznymi skargami pasażerów, do przepisów regulujących przewóz osób pojazdami komunikacji miejskiej wprowadza się zakazy używania nikotynowych inhalatorów. Takie przepisy stosowane są w wielu polskich miastach, między innymi w Krakowie, Warszawie, Poznaniu czy Toruniu. Użytkownicy komunikacji miejskiej skarżą się głównie na kłęby pary i jej intensywny zapach. Płynne wkłady do e-papierosów mają zazwyczaj bardzo przyjemną woń - truskawki, brzoskwini czy winogron. Owocowy zapach nie powinien teoretycznie nikomu przeszkadzać, ale pamiętajmy, że nawet najpiękniejsze perfumy będą drażniące, jeśli rozpylimy je w nadmiarze w zamkniętym, słabo wentylowanym pomieszczeniu. E-palacze powinni kierować się prostymi zasadami kulturalnego współżycia i zdrowego rozsądku. Zakazy nie będą potrzebne, jeśli e-palacze nie będą testować cierpliwości otoczenia.
Inną obawą pasażerów wymienianą w skargach jest szkodliwość e-papierosów. Wynika to z niedostatecznej wiedzy na temat tego produktu. Jedynym związkiem chemicznym pojawiającym się w otoczeniu e-palacza jest nikotyna. W chmurze nie ma śladu rakotwórczego toluenu, benzenu, styrenu, naftalenu, antracenu i innych szkodliwych substancji, obecnych w dymie tytoniowym. Ponadto, narażenie osób postronnych na działanie nikotyny pochodzącej z e-papierosów jest aż dziesięciokrotnie mniejsze niż w przypadku tradycyjnych papierosów. Bierne palenie w przypadku e-papierosów praktycznie nie istnieje, ponieważ podczas korzystania z urządzenia nie mamy do czynienia ze zjawiskiem strumienia bocznego. Najbardziej szkodliwy jest właśnie dym boczny zwykłego papierosa, czyli to, co się ulatnia podczas tlenia. W e-papierosie, mechanizm tworzenia się nikotynowej pary uruchamiany jest wyłącznie przy wdechu. Kłęby pary przypominają wyglądem toksyczny dym tytoniowy, ale w istocie są nieszkodliwe, a przebywanie w obecności "chmurzącej" osoby nie zagraża naszemu zdrowiu.
E-papierosy są urządzeniem rewolucyjnym. Stanowią zdrowszą alternatywę dla tradycyjnych papierosów, są od nich o wiele tańsze i można z nich swobodnie korzystać w miejscach objętych zakazem palenia tytoniu. Prawo jest dla nich łaskawe, ale społeczeństwo podchodzi z dużą niechęcią do niektórych niekulturalnych zachowań e-palaczy i dąży do wprowadzania nowych zakazów. Swoboda "chmurzenia" leży tak naprawdę w rękach samych użytkowników e-papierosów.