Kto tuszuje sprawę gazu?
Ponad 3 miesiące temu rosyjski Gazprom wstrzymał dostawy gazu na Białoruś, w tym również do Polski. Ucierpiały na tym przede wszystkim polskie zakłady chemiczne, w których produkcja stanęła na kilka godzin. Polski przemysł poniósł ogromne straty finansowe. PGNiG zapowiadało wystąpienie o odszkodowanie do Rosjan. Minęły miesiące i sprawa ucichła!
Kilka tygodni temu wiceminister gospodarki Jacek Piechota mówił: - Wiem, że rozmowy trwają. PGNiG dokonał takiego bilansu strat, przekazał stronie rosyjskiej poziom roszczeń odszkodowawczych. To mówi strona polska, a co na to Rosjanie? A Rosjanie o niczym... nie wiedzą!
Moskiewski korespondent radia RMF FM rozmawiał z rzeczniczką rosyjskiego koncernu. Okazało się, że żadna z polskich firm nie zwróciła się o odszkodowanie. Już wcześniej, w rozmowach z przedstawicielami PGNiG, można było wysnuć przypuszczenie, że sprawa gazu jest bardzo delikatna.
Co się stało?
18 lutego około godziny 20 przestał płynąć gaz do Polski. Nasz kraj pobiera z Białorusi około 30 procent krajowego zapotrzebowania gazu. Dzienne zapotrzebowanie na gaz w sezonie zimowym waha się od 44 do 50 milionów metrów sześciennych na dobę. Z granicy białoruskiej odbieraliśmy 13 mln metrów sześciennych dziennie.
Gaz nie popłynął, a w związku z tym stanęła większość zakładów chemicznych, w tym m.in. Zakłady Azotowe w Puławach. Jak informuje RMF FM, w tym czasie w puławskich "Azotach" odszkodowania za problemy z gazem były tematem tabu. Rzecznik prasowy zakładu odsyłał jednak do komunikatu PGNiG. Nikt nie chciał mówić o stratach, zmniejszeniu produkcji i jakichkolwiek wyliczeniach, czy żądaniach. Sprawa i tu również ucichła.
Sprawa stanęła na PGNiG!
PGNiG oficjalnie nic nie mówi. Prezes jest bardzo zajęty i nie znajduje czasu na rozmowę, a urzędnicy trzymają język za zębami. Rozmawiają tylko nieoficjalnie i dość pokrętnie wyjaśniają polsko-rosyjskie relacje gazowe.
Wynika z nich, że rozmowy utknęły w martwym punkcie, bo Rosjanie czekają na szczegółową dokumentację, potwierdzającą straty między innymi Zakładów Azotowych w Puławach. Zakłady tej dokumentacji nie sporządziły - twierdzi PGNiG. Co ciekawe w Puławach utrzymują, że straty dawno zostały wyliczone. Chodzi o 910 tysięcy złotych. 2/3 tej kwoty, to efekt spadku sprzedaży, wynikający ze zmniejszenia produkcji. Dalej zmniejszenie produkcji to zwiększenie kosztów, czyli strata 210 tysięcy i jeszcze 70 tysięcy za nieodebraną, a zamówioną energię.
- Czekamy, bo to co do nas należało zrobiliśmy - mówi Marek Sieprawski, rzecznik prasowy puławskich Azotów. Czeka też PGNiG. Pytanie tylko na co?