LOT ręcznie sterowany
LOT musi się zmienić, bo w dobie kryzysu przewozów lotniczych zagraża mu niebezpieczeństwo. Spółce - przynajmniej na obecnym etapie - nie grozi jednak, tak jak Swissairowi, bankructwo.
Stojące na krawędzi bankructwa szwajcarskie linie lotnicze Swissair - strategiczny partner LOT-u - oznajmiły w poniedziałek, że z powodu trudnej sytuacji finansowej nie mogą zapewnić, iż odbędą w tym tygodniu wszystkie loty. Próby ratowania firmy podjął się rząd szwajcarski, który zebrał się wczoraj specjalnie w tej sprawie.
- Nie oznacza to, że kłopoty Swissaira przeniosą się automatycznie na LOT - zapewniał w rozmowie z PG Leszek Chorzewski, rzecznik prasowy PLL LOT SA.
Dodał, iż firma nie oczekuje pomocy finansowej od polskiego rządu nawet gdyby doszło do upadku szwajcarskiego przewoźnika. Liczy natomiast, że polski rząd przedłuży gwarancje ubezpieczeniowe, które ważne są do końca października.
LOT musi się zmienić, bo w dobie kryzysu przewozów lotniczych firmie zagraża niebezpieczeństwo. Przewoźnik przyznaje, że w najbliższych miesiącach potrzebne będzie ręczne sterowanie firmą. Po pierwsze musi ograniczyć częstotliwość połączeń, a niektóre z nich nawet zamknąć (np. Kraków-Wiedeń). W ciągu ostatniego półrocza LOT zwiększył liczbę rejsów o 12 000, czyli o 1/3 w porównaniu z poprzednim rokiem.