Ludwik Sobolewski: Powiedzmy o ludziach coś dobrego
Dwie wiadomości, jedna bardzo zła, druga dobra. Najpierw ta pierwsza. Czasem nie warto się spierać o przyczyny. Czy postępująca zmiana klimatu jest efektem działalności człowieka, czy - załóżmy - nie, to w pewnym sensie zagadnienie drugorzędne. I tak nie mamy na to wpływu. Albo nie mamy dlatego, że zmiana zachodzi w oderwaniu od naszej aktywności, albo nie mamy dlatego, że i tak nie potrafimy zarządzać problemem. Nie tylko nie udaje się odwrócić kierunku procesu, ale także nie udaje się wyhamować jego tempa.
Jedna tylko informacja powinna zakończyć wszelkie spory na temat tego, czy zmiana zachodzi, czy też nie. Otóż jeśli prawdą jest, że w ciągu ostatnich niespełna dwudziestu pięciu lat objętość górskich lodowców w Alpach i Pirenejach zmniejszyła się o 40 procent, to znaczy że obraz świata naprawdę się zmienia. Podobnie jest z lodowcami na innych kontynentach. Topnieją, nieodwracalnie, co znaczy że nie ma żadnego kompensującego straty przyrostu.
Konsekwencje? Wzrost poziomu oceanów, o czym mówi się stale, ale także deficyt wody nadającej się do picia, o czym wspomina się rzadziej. Wyłączając Grenlandię i Antarktydę (wyłączając w tym sensie, że nie były one objęte badaniem opublikowanym w Nature), w latach 2000-2023 lodowce na świecie straciły 5 proc. swej objętości. To 273 miliardy ton utraconej wody średniorocznie, a to z kolei odpowiada mniej więcej konsumpcji wody przez całą światową populację ludzi w okresie...30 lat. Lata 2022 i 2023 były pod tym względem rekordowe.
Właśnie minęła trzecia rocznica wojny w Ukrainie i powoli staje się jasne, że jest to w wysokim stopniu wojna o dostęp do zasobów. Nie owija tu niczego w bawełnę prezydent USA, zmuszając Ukrainę do zawarcia umowy o krytycznych minerałach i pierwiastkach ziem rzadkich. Równolegle toczy się konflikt na pograniczu DRC (Demokratycznej Republiki Kongo) i Rwandy, w którym chodzi dokładnie o to samo. O krytyczne zasoby. Wieloletnia wojna w Syrii była nazywana pierwszą wojną o wodę.
Lodowce są jak kompas. Pokazują kierunek, w którym zmierzamy.
Czy zaczynać już dobrą wiadomość? Zdarzają się bowiem i takie. Moja dzisiejsza dotyczy pewnych wielkich kotów. Konkretnie - tygrysów. A jeszcze bardziej precyzyjnie - tygrysów w Indiach.
Na początku XX wieku liczba tygrysów sięgała w tym kraju 40 tysięcy. W roku 2006 było ich już tylko niespełna 1500. Ale od tego roku do dzisiaj liczba ta wzrosła do ponad 3600. Indie są obecnie ojczyzną dla 75 proc. wszystkich tygrysów na świecie, mimo że tereny sprzyjające ich życiu to tylko 18 proc. procent tego rodzaju obszarów, stanowiących cały światowy habitat tygrysów.
Co ciekawe, wprawdzie najlepszym habitatem są oczywiście obszary, gdzie ingerencja i obecność ludzi są na znikomym poziomie, ale tygrysy dobrze sobie radzą także tam, gdzie istnieją skupiska ludzi. Niemal połowa z tych ponad 3600 tygrysów przemierza okolice zamieszkane przez około 60 milionów mieszkańców Indii.
Jakim cudem to zatrzymanie, a nawet odwrócenie wymierania tygrysów jest możliwe? I to w Indiach, stających się na naszych oczach jednym z kilku globalnych mocarstw gospodarczych, w którym tempo industrializacji i technologizacji jest ogromne. W najludniejszym kraju świata, dodajmy dla porządku.
Kluczowych jest kilka czynników. Ustawy, które są wykonywane. Edukacja, która odwołuje się do interesu ekonomicznego ludzi utrzymujących się z rolnictwa i hodowli - turystyka stanowi dla nich alternatywne źródło dochodu. A także, jak się to określa, kulturowe cachet tygrysa, który w Indiach jest zwierzęciem emblematycznym. Widać to w dziełach kultury, w polityce, a nawet w symbolice religijnej.
W raporcie opublikowanym w Science podkreśla się, i nie jest to chyba propaganda na niczyi użytek, że decydującą rolę w odtwarzaniu populacji tygrysa odgrywają prawo, państwo i jego funkcjonariusze. I nie polega to na używaniu środków przymusu, lecz na wdrażaniu rozwiązań zapewniających "opłacalną" koegzystencję tygrysów i ludzi. Łagodna wersja regulacji.
I nie mówimy tutaj o Norwegii, lecz o Indiach - kraju, w którym wydawało się, że jadący coraz szybciej pociąg kapitalizmu, rozwoju gospodarczego, konsumeryzmu i gwałtownie tworzącej się klasy średniej rozjeżdża wszystko, co napotka na swojej drodze.
Ta dobra wiadomość jest zatem tyleż o tygrysach, co o ludziach.
Ludwik Sobolewski, adwokat, w latach 2006-2017 prezes giełd w Warszawie i w Bukareszcie, obecnie CEO funduszu Better Europe EuSEF ASI
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.