Ludzie starają się przeczekać najgorsze. Konsumpcję odkładamy na lepsze czasy
- Wysokie stopy procentowe i niska przewidywalność przyszłości wpływają na zachowania gospodarstw domowych i firm, a przez to także na sytuację banków - twierdzi prezes ING Banku Śląskiego Brunon Bartkiewicz. Bank w I kwartale tego roku miał 909 mln zł zysku, o 15 proc. więcej niż rok wcześniej, przy spadku portfela kredytów i silnym wzroście depozytów.
Ludzie starają się przeczekać najgorsze - trwający inflacyjny szok i stagnację, w którą popadła gospodarka. Jeśli nie muszą - nie wydają pieniędzy, choć tracą one na wartości. A przedsiębiorstwa? Postępują podobnie. Dzięki temu - pomimo inflacji - wciąż część z nich ma nadmiar gotówki.
- Wysokie stopy i niska przewidywalność to trudne czasy dla klientów, bardzo trudne na podejmowanie decyzji - powiedział Brunon Bartkiewicz na konferencji prasowej poświęconej prezentacji wyników banku.
- Mamy duże przyrosty depozytów przy bardzo niskiej aktywności kredytowej - dodał.
Portfel kredytów dla firm wzrósł w banku w ciągu roku o 11,4 mld zł, czyli o 14 proc., ale należności od klientów indywidualnych spadły o 3,5 mld zł, czyli o 5 proc. Wartość kredytów hipotecznych obniżyła się o 3,2 mld zł w porównaniu z I kwartałem zeszłego roku, czyli o 5 proc. do 54,7 mld zł.
- Liczymy na to, że przechodzimy przez okres największej stagnacji - powiedział prezes ING BŚK.
Tymczasem depozyty klientów wzrosły o 20,7 mld zł, licząc rok do roku, czyli o 12 proc. Depozyty przedsiębiorstw wzrosły o 8,3 mld zł, czyli o 12 proc., a osób indywidualnych o 12,5 mld zł, czyli o 13 proc.
Dlaczego do banków - pomimo wciąż niebotycznej inflacji - płynie wciąż rzeka depozytów? Po pierwsze dlatego, że wynagrodzenia wciąż bardzo szybko rosną i wyraźnie starają się dotrzymać kroku inflacji. Przeciętne wynagrodzenie w I kwartale tego roku wzrosło o 14,3 proc. przy spadku inflacji w marcu do 14,7 proc.
Brunon Bartkiewicz dodaje do tego trwające przez cały ubiegły rok wycofywanie się z inwestycji bardziej ryzykownych i likwidowanie aktywów różnych klas. Gotówka z ich sprzedaży trafiała zazwyczaj do banków. Prawdopodobnie ludzie, którzy planują zakup mieszkania, gromadzą teraz także gotówkę na rachunkach, by w przyszłości wziąć kredyt hipoteczny, ale mniejszy. Choć mogą być też inne hipotezy.
Po wybuchu pandemii, a potem rok temu po wybuchu wojny nastąpił duży odpływ depozytów z polskich banków. Teraz te pieniądze wracają. Dodatkowo przedsiębiorstwa w okresie pandemii, zasilone pieniędzmi publicznymi, zgromadziły duże zapasy płynności, a nie inwestowały przez ostatnie lata. W ubiegłym roku zgłaszały zapotrzebowanie na kredyt obrotowy, gdyż finansowały z niego zapasy. Teraz zarówno zmniejszyły się ich potrzeby kredytowe, a wciąż mogą mieć nadmiar płynności.
Pomimo spadku indeksu cen konsumpcyjnych w marcu inflacja wciąż w Polsce szaleje. I tu - w obliczu inflacji - może nastąpiła największa zmiana zachowań konsumenckich. Zwykle, gdy do wysokiej inflacji dochodziło, pieniądz zaczynał parzyć ręce, wzmagając skłonność do tego, by się go szybko pozbywać. Teraz jednak może być inaczej - ludzie nie wiedzą, czy za miesiąc będzie ich stać na realizację codziennych potrzeb, zamiast więc wydawać na konsumpcję, ciułają na "jeszcze czarniejszą godzinę".
- Być może jest to spowodowane powstrzymaniem się klientów od konsumpcji. Odkładane na rachunkach bieżących środki są być może przeznaczone "na czarną godzinę". Może być to także tymczasowe zbieranie, na przykład na zakup mieszkania z większym udziałem gotówki. Jest jeszcze za wcześnie, by wyciągać takie wnioski - powiedział Brunon Bartkiewicz.
Co w tej sytuacji zrobią banki, które w ubiegłym roku mocno podnosiły oprocentowanie depozytów, a to spowodowało w ciągu ubiegłego roku niemal 10-krotny wzrost kosztów odsetkowych. W I kwartale tego roku przychody z odsetek w ING BŚK wzrosły o 3 proc., a koszty odsetek o 7 proc. Marża odsetkowa NIM spadła do 3,39 proc. z 3,5 proc. kwartał wcześniej. Stosunek kredytów do depozytów (wskaźnik L/D) obniżył się do 77 proc.
- Jest to poziom daleki od optymalnego - powiedziała wiceprezes banku Bożena Graczyk.
Teoretycznie banki powinny przestać starać się o pieniądze klientów, obniżając oprocentowanie lokat.
- Wszystko wskazuje na to, że oprocentowanie depozytów powinno pójść w dół - powiedział Brunon Bartkiewicz.
Ale wcale tak nie musi być, a przynajmniej nie musi się to stać gwałtownie. Kiedy wynik odsetkowy z powodu wzrostu kosztów depozytów przestanie rosnąć, banki mogą znowu zabrać się do podwyższania opłat i prowizji. Ubiegły rok, czas bardzo silnego wzrostu wyniku odsetkowego, był okresem, kiedy tego zaniechały. Teraz prawdopodobnie powrócą do ponownego podnoszenia opłat i prowizji, gdzie tylko się da.
Jacek Ramotowski