Maciej Kaczmarski: windykator i wizjoner
Zdolność przewidywania zdarzeń pozwala wyprzedzić konkurencję. Maciejowi Kaczmarskiemu, twórcy polskiego rynku windykacji, trudno odmówić zarówno wizji, jak i konsekwencji.
Karierę zawodową zaczynał w Niemczech, gdzie w 1987 roku otworzył własną firmę zajmującą się transportem międzynarodowym. Dziś jest jednym z czołowych polskich przedsiębiorców działających na rynku usług finansowych.
Maciej Kaczmarski, bo o nim mowa, jest twórcą i właścicielem takich firm, jak Kaczmarski Inkasso, Krajowy Rejestr Długów SA czy Rzetelna Firma Sp. z o.o. Przedsiębiorcy, którzy mieli kłopoty z płynnością, znają go jako pomysłodawcę powtarzających się akcji abolicji dla dłużników - "Wielkie wiosenne sprzątanie długów".
Kaczmarski jest też honorowym konsulem Republiki Słowacji we Wrocławiu, a prywatnie miłośnikiem motoryzacji (byłym kierowcą rajdowym). W jego kolekcji luksusowych samochodów można zobaczyć między innymi takie marki, jak Rolls Royce czy Maybach.
Kto mógłby to wszystko przewidzieć na początku lat 90.? Bagażnik samochodu osobowego (a nie był to raczej Rolls...) wyładowany ulotkami reklamowymi, głowa pełna pomysłów - oto polski biznesmen wracający po latach do kraju.
Ci, którzy u schyłku starego porządku wyjechali za chlebem, teraz u progu transformacji gospodarczej i ustrojowej wracali do kraju z pomysłami na własny biznes, pieniędzmi "na rozruch" i z nadzieją na lepsze życie na rodzinnej ziemi. Tak też zrobił Maciej Kaczmarski, który wówczas prowadził firmę spedycyjną w Niemczech. Tam po raz pierwszy zetknął się z profesjonalną windykacją, biznesem, który wówczas w Polsce... nawet nie raczkował.
Sam Kaczmarski był klientem niemieckiej firmy windykacyjnej Burgel. Zaprzyjaźnił się z jej właścicielem.
- Przegadaliśmy setki godzin, taka działalność wydawała mi się fascynująca. Podjąłem decyzję, że trzeba coś robić w Polsce. Przekonałem żonę, że to dobry pomysł, i wróciliśmy w 1992 roku z pełnym bagażnikiem materiałów reklamowych. Tak rozpoczęliśmy przygodę z windykacją w Polsce - wspomina Maciej Kaczmarski.
W zmieniającej się wówczas polskiej rzeczywistości prowadzenie biznesu było pewne, ale... tylko z walizką pieniędzy. Słowo windykacja nawet się nie pojawiało w rozmowach biznesowych. Tymczasem w Europie Zachodniej biznes windykacyjny był w pełni rozkwitu. Można się było spodziewać, że i w Polsce przyjdzie w końcu na to czas. Kaczmarski bezbłędnie wyczuł ten odpowiedni moment.
- Wcześniej mieszkałem w Niemczech, więc znałem problemy i sposoby ich rozwiązywania na tamtym rynku. W Polsce okazało się, że sprawy długów załatwia się zupełnie inaczej. Przede wszystkim w latach 1991-92, kiedy zaczynałem tworzyć rynek windykacji w Polsce, ludzie za wszystko płacili gotówką. To były czasy, kiedy Polacy jeździli z torbami wypełnionymi banknotami, więc sam pomysł, żeby otworzyć biuro, które dochodziłoby roszczeń finansowych dla przedsiębiorstw, czyli dzisiejsza windykacja, był zaskakujący. Wiele osób mówiło mi, że to nie jest biznes, który uda się rozwinąć w Polsce - mówi Maciej Kaczmarski.
Pierwsze firmy, które funkcjonowały w Polsce, zajmowały się akwizycją, a nie windykacją. Firma windykacyjna kupowała dług od wierzyciela i sprzedawała bankowi. Ten na podstawie bankowego tytułu wykonawczego kierował sprawę do komornika skarbowego, który na koszt państwa windykował dług. Najczęściej dłużnik o wszystkich tych poczynaniach nic nie wiedział. Kaczmarski założył pierwszą firmę na krajowym rynku, która zajmowała się windykacją tak jak to się robiło w Europie.
- To był jeden z tych pomysłów, które pojawiają się przed swoim czasem.
I to zawsze gwarantuje sukces. Często mówimy o ludziach z pierwszych stron gazet, że są wizjonerami, że wymyślili coś, czego u nas jeszcze nie było, że w jakiś sposób wyprzedzili czas. Absolutnie w branży windykacyjnej na polskim rynku taką rolę odegrał Maciej - ocenia Michał Sokolnicki, były współpracownik Kaczmarskiego.
Początki nie były łatwe - jak przy każdym uruchamianym od podstaw biznesie na nowym, niezbadanym rynku. Kiedy Maciej Kaczmarski z żoną Małgorzatą przyjmował pierwszych interesantów w wynajętym parterze willi, znajomi twierdzili, że ten biznes nie przetrwa, że windykacja nie jest dla nas. Po latach widać, jak bardzo się mylili. Firma Kaczmarskiego pokazała przedsiębiorcom, jak legalnie, z zachowaniem standardów, a jednocześnie skutecznie odzyskiwać długi.
Pamiętajmy, że na początku działalności branży windykacyjnej w świadomości społecznej istniał stereotyp skrzywdzonego dłużnika, którego los jest oddany w ręce bezwzględnej firmy windykacyjnej. Maciej Kaczmarski chciał to zmienić i uplasować firmę w gronie instytucji, które dbają nie tylko o interes przedsiębiorcy, ale szeroko rozumiany interes społeczny. Zapewnia, że nigdy nie prowadził windykacji w domach dziecka i szpitalach.
Początkowo był przedstawicielem na Polskę wspomnianej wcześniej niemieckiej firmy Burgel i zatrudniał 16 pracowników. Okazało się, że zapotrzebowanie na usługi windykacyjne w Polsce rosło z dnia na dzień, więc Kaczmarski Burgel Inkasso zaczął otwierać oddziały na terenie kraju.
W 1998 roku firma miała już 13 oddziałów terenowych. W 1998 roku postanowił odłączyć się od niemieckiego wspólnika. I tak powstała firma Kaczmarski Inkasso, która działa do dziś.
Interes rozwijał się szybko, rosły obroty. W 1998 roku firma generowała już przychód na poziomie 8 mln zł. W ciągu kolejnych dwóch lat wzrósł on do 18 mln zł. Firma przeniosła się do własnego biurowca we Wrocławiu, gdzie mieści się do dzisiaj. Miejsce pracy Macieja Kaczmarskiego to teraz 100-metrowy gabinet z kominkiem, a sam windykator to właściciel Krajowego Rejestru Długów.
Teraz Kaczmarski Inkasso obsługuje klientów Krajowego Rejestru Długów.
- Długo na rynku funkcjonowaliśmy tylko my. W związku z tym czuję się twórcą polskiej branży windykacyjnej. Przyszły lata 2002-03 i takich firm pojawiało się coraz więcej. Niestety, obniżeniu uległy także standardy obowiązujące w branży - ubolewa Kaczmarski.
Na rynku działały firmy, które na koszt zleceniodawcy organizowały pikietę przed siedzibą dłużnika. Bariera wejścia do tej branży była niska. Windykatorem mógł zostać na przykład emerytowany policjant - zakładał garnitur, krawat i jechał pociągiem na drugi koniec Polski "robić windykację długów". Takich niskokosztowych, ale dalekich od profesjonalizmu firm, było na rynku mnóstwo, co w oczywisty sposób psuło wizerunek branży.
Obecnie w branży windykacyjnej przodują firmy, które kupują portfele wierzytelności. Rankingi tych firm są, zdaniem Kaczmarskiego, "bez sensu". Firma jest tak duża, jaki dostanie zastrzyk od inwestorów, a długów do kupienia na rynku jest bardzo dużo.
- Nie śledzimy konkurencji, robimy swoje. Myślę, że nadszedł moment, kiedy windykacją zajmą się kancelarie prawne, tak aby wierzyciel mógł w sposób legalny, korzystając ze wszystkich możliwości prawnych, odzyskać swoje pieniądze.
Albo się te pieniądze odzyska, albo ma się postanowienie o bezskutecznej egzekucji i wrzuca się to w koszty uzyskania przychodu oraz zamyka sprawę w księgowości. Tak zawsze to widziałem i inne formy windykacji uważałem za dziwne - mówi Kaczmarski.
Był prekursorem tej branży i pierwszy z niej zrezygnował. Dlaczego, skoro biznes rozwijał się tak dobrze? Bo zawsze chciałem prowadzić krajowy rejestr długów na bazie wszystkich doświadczeń z rynku niemieckiego. Zawsze byłem zafascynowany działalnością, w której nie ma żadnych stanów magazynowych, produktów, odpadów - opowiada.
Gdy w 2003 roku weszła w życie ustawa o udostępnianiu informacji gospodarczych, szybko stworzył system informatyczny. - Powiem szczerze, że był on lepszy niż to, co wymyślili posłowie, bo pracowali nad ustawą, nie mając żadnych wzorców ani doświadczeń.
Ja doświadczenia miałem, ale nikt mnie nie dopuścił do głosu i nie miałem nawet możliwości komentowania tego, co uchwalali posłowie - żali się biznesmen.
W 2001 r., w oparciu o rozwiązania europejskie, stworzył giełdę wierzytelności.
Ten nowoczesny system stał się później podstawą do stworzenia Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej SA. Kiedy w 2002 roku było wiadomo, że w Polsce powstaną biura informacji gospodarczej, Kaczmarski nie wahał się ani minuty - otworzył KRD.
- Zawsze wyprzedzał rynek o krok, można powiedzieć, że jest wizjonerem.
Jego celem od początku działalności biznesowej było stworzenie polskiej Schufy, której działalność obserwował w Niemczech. Temu celowi podporządkował wszystkie swoje działania i konsekwentnie go zrealizował, tworząc Krajowy Rejestr Dłu gów - mówi Adam Łącki, prezes Krajowego Rejestru Długów.
Działalność rozpoczął dokładnie 4 sierpnia 2003 roku. Jako jedyne biuro informacji gospodarczej od początku przyjął strategię działania polegającą na obsłudze wszystkich podmiotów gospodarczych - od jednoosobowych firm, poprzez małe i średnie przedsiębiorstwa, po wielkie korporacje.
W efekcie jako jedyny stworzył ogólnopolski system wymiany informacji gospodarczych łączący wszystkie gałęzie gospodarki. Od 14 czerwca 2010 r., po zmianie przepisów, z usług Krajowego Rejestru Długów mogą korzystać także osoby fizyczne, gminy i wtórni wierzyciele. Od początku działa pod nadzorem Ministerstwa Gospodarki na podstawie ustawy o udostępnianiu informacji gospodarczych i wymianie danych gospodarczych.
- Teraz jestem szczęśliwy, że podjąłem wówczas decyzję o otwarciu KRD - mówi z zadowoleniem jego twórca.
W gronie ponad 15 tys. klientów znajdują się największe banki, towarzystwa ubezpieczeniowe, firmy produkcyjne i usługowe, wydawnictwa, ponad 160 spółdzielni mieszkaniowych z całego kraju, zakłady energetyczne, gazownicze i ciepłownicze.
Krajowy Rejestr Długów od początku swojej działalności prowadzi kampanie społeczne wspierające przedsiębiorców i konsumentów. Do najstarszych należy Wielkie Wiosenne Sprzątanie Długów, w ramach którego małe i średnie przedsiębiorstwa mogą bezpłatnie umieszczać w rejestrze swoich dłużników, a tym samym odzyskać zaległe należności.
Z najnowszego raportu Biura Inwestycji i Cykli Ekonomicznych BIEC wynika, że przychody KRD w 2009 roku wzrosły o 52 proc., a zysk pięciokrotnie. Eksperci twierdzą, że pozycja lidera nie jest zagrożona. Nadal jest on jedynym biurem informacji gospodarczej, który stworzył ogólnopolski system wymiany informacji o dłużnikach.
W Polsce działają trzy takie biura: KRD, Europejski Rejestr Informacji Finansowych (ERIF) i Infomonitor.
Z raportu BIEC wynika, że liderem jest KRD, ponieważ przypada na niego 84 proc. przychodów branży, 95 proc. zysków, 99 proc. kapitałów.
W 2009 roku KRD osiągnął 45 mln zł przychodów, podczas gdy dwa pozostałe jedynie 8,5 mln zł. Każde biuro informacji gospodarczej, rozpoczynając działalność, musiało mieć 4 mln zł kapitału własnego. KRD jako jedyny powiększył je i to znacznie. Jego kapitał własny wynosił w 2009 roku 12,4 mln zł, podczas gdy ERIF miał 150 tys., a Infomonitor 15 tys. zł. Zdaniem Michała Sokolnickiego, doświadczenia krajów zachodnich pokazują, że na rynku jest miejsce najwyżej dla dwóch biur informacji gospodarczej.
- Trudno dziś ocenić, na ile ten rynek jest dojrzały, natomiast jest to kolejny biznes, z którym Maciej Kaczmarski trafił w dziesiątkę i w odpowiednim momencie się za to zabrał. Jest największym tego typu biurem w Polsce i będzie nadal - dodał.
Ambicją Macieja Kaczmarskiego jest, aby niemal przy każdym wierzycielu stał jego pracownik i w momencie, gdy pojawi się dług, szybko interweniował. Swój biznes chce rozwijać tak, aby Krajowy Rejestr Długów i informacja gospodarcza były w Polsce wiarygodne.
Katarzyna Walterska