"Mafia węglowa": Dowód idzie z dymem

Czyżby nareszcie przełom? Macki węglowych biznesów sprawdzają CBŚ, ABW, Komenda Wojewódzka Policji w Katowicach i prokuratura. Z sukcesami.

Czyżby nareszcie przełom? Macki węglowych biznesów sprawdzają CBŚ, ABW, Komenda Wojewódzka Policji w Katowicach i prokuratura. Z sukcesami.

- Jak w Kanie Galilejskiej: węgiel cudem zmienił jakość, a to oznaczało wyższą cenę i duże zyski - mówi Adam Gomoła, prokurator z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.

Tego obrazoburczego porównania używa nie dla efektu i nie bez przyczyny. Bo przebywający w areszcie Mieczysław K., były komendant śląskiej policji, w swoim pamiętniku także nazwał "drugim cudem w Kanie Galilejskiej" to, co się stało ze 100 tys. litrów paliwa w bazie w Rudnikach nieopodal Częstochowy. Kiepskiej jakości paliwo po kilkunastu godzinach na papierze przemieniało się tam w paliwo najwyższej klasy. Podobieństwa między oboma przypadkami są oczywiste.

Reklama

Gliwickie rozsupływanie oszukańczych operacji, którym zajmuje się prokurator Gomoła, to jedynie fragment patologii węglowych.

- Śledztwo jest rozwojowe - podkreśla prokurator.

Z zarzutami

16 lutego 2005 r. Mariana H., członka zarządu powiatu wodzisławskiego, działacza SLD i górniczego związkowca, aresztowali policjanci z wydziału ds. walki z korupcją komendy wojewódzkiej w Katowicach. Kajdanki założyli też jego wspólnikowi w interesach węglowych, Markowi K. Prokurator Gomoła postawił im pierwsze zarzuty. Podejrzani przyznali się do winy. Jeszcze w tym roku współwłaścicielom spółki Funa, przebywającym dziś na wolności, może zostać przedstawiony akt oskarżenia.

Prokurator Adam Gomoła postawił też zarzuty Janowi R., byłemu dyrektorowi Zakładu Handlu Węglem Rybnickiej Spółki Węglowej. Według prokuratora miał on ułatwiać Funie robienie interesów w zamian za korzyści majątkowe. Jan R. przebywa w areszcie.

- Funa? Czyli Fundusz Uzupełniania Należnych Apanaży - mówi żartobliwie prokurator.

Firma pośredniczyła w dostawach węgla dla energetyki, m.in. z kopalni Rydułtowy należącej kiedyś do Rybnickiej Spółki Węglowej (obecnie Kompanii Węglowej). Prywatna spółka kupowała w zaprzyjaźnionej kopalni za niewielkie pieniądze węgiel niskiej jakości (spora zawartość siarki, popiołu itd.) ? tak przynajmniej wynikało z dokumentów. Kiedy sprzedawała dostawy do końcowego odbiorcy, czyli elektrowni, węgiel był już dobrej jakości. I kosztował więcej.

- Zamieniano tylko listy przewozowe. Na pierwszym widniała niższa klasa węgla, na drugim - wyższa. W niektórych wypadkach cena rosła nawet o niemal 50 złotych. To bardzo dużo. Wystarczy pomnożyć tę kwotę przez pulę sprzedanych ton. W jednym składzie pociągu przeciętnie mieści się 1400-1500 ton - wylicza prokurator Gomoła.

Interes bardzo się opłacał. Na przykład Funa zarobiła na nim ponad milion złotych. Elektrownie, elektrociepłownie i cementownie dostawały tańszy węgiel, niż gdyby kupiły go bezpośrednio u producenta, ponieważ prywatny pośrednik otrzymywał dodatkowo duże opusty w kopalni. Zarobił zatem pośrednik i jego przyjaciele. Ale ktoś musiał stracić. Kto? Kopalnia. Na upustach i fałszowaniu jakości. A np. elektrownia była zadowolona bo pośrednik sprzedał jej "dobry węgiel" poniżej cen kopalnianych. I stracili ? pośrednio - podatnicy. Przypomnijmy, że górnictwo nadal jest dotowane z budżetu - w zeszłym roku na oddłużenie branży rząd przeznaczył 18 mld zł.

"Klasówka", czyli cudowna zmiana w kwitach jakości i ceny węgla - to przestępczy schemat obecny w węglowym biznesie od wielu lat - są przekonani ludzie z organów ścigania. Świeży przykład? W sierpniu 2005 r. śląscy policjanci namierzyli węgiel, który wyjeżdżając z kopalni, miał niższą klasę niż ta, z którą trafił do Elektrociepłowni Tychy. Po drodze zaliczył tylko pośrednika.

20 września 2005 r. śląska policja rozbiła 17-osobowy gang zajmujący się kradzieżą i handlem węglem z kopalni Staszic. Kilka osób przebywa w katowickim areszcie. To nie koniec, bo Centralne Biuro Śledcze (CBŚ), Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) oraz spece z Wydziału Przestępstw Gospodarczych Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach codziennie sprawdzają macki górniczych biznesów. Roboty z każdym dniem przybywa.

Wśród ludzi

O tym, że to przestępstwo prawie doskonałe, decyduje zmowa milczenia między sprzedającymi a kupującymi węgiel - w elektrowniach czy elektrociepłowniach. A co ich łączy "należne apanaże" To tylko przypuszczenia. Dlaczego nikt jeszcze nie trafił na dobre za kratki? Ani ludzie z elektrowni, ani ze spółek węglowych?

- Kiedyś zapytałem jednego z węglowych prezesów, czy nie boi się tego robić. Odpowiedział: "Nie, bo fakturę za sprzedany węgiel wystawiam dopiero wtedy, gdy dowód przestępstwa, czyli węgiel, trafi do pieca. I zdematerializuje się. Kto i jak sprawdzi wówczas, jakiej był jakości?" - mówi znawca górniczej branży.

W 1995 r. Prokuratura Wojewódzka (tak się wówczas nazywała) w Katowicach zainteresowała się Agencją Handlową Barbara Kmiecik i spółka. Chodziło o zbadanie, czy doszło do zagarnięcia 32,7 mld starych złotych na szkodę państwowego Katowickiego Holdingu Węglowego (KHW). Prywatna firma (z trzema udziałowcami) pośredniczyła w dostawach z KHW do Elektrowni Połaniec (EP). Z papierów wynikało, że po dostawie do elektrowni laboratoria badające węgiel zaliczały go do wyższej klasy, niż wynikało to z faktur, a w ramach tzw. rozliczeń wtórnych EP dopłacała za jakość prywatnemu pośrednikowi. KHW tracił na tym interesie. Postępowanie wobec agencji umorzono z braku dowodów. Postawiono jedynie zarzuty dwóm pracownikom holdingu. Wtedy wiceprezesem ds. finansowych w KHW był Ireneusz Król (obecnie prezes katowickiego Centrozapu w upadłości). Potem Król stracił posadę w holdingu, ale dalej współpracował z Barbarą Kmiecik. Pewnie to bez znaczenia, lecz zauważmy, że Ireneusz Król był szefem Maksymiliana Klanka, wówczas głównego księgowego KHW, od dwóch lat prezesa Kompanii Węglowej, największego koncernu górniczego w Europie. Ciekawsze, że Jacek Wilamowski - wspólnik Barbary Kmiecik, kolega i sąsiad Ireneusza Króla, wiceprezes Centrozapu - w zeszłym roku zabiegał w Kompanii o pośrednictwo w dostawach węgla do elektrowni. Z jakim skutkiem? Nie udało nam się ustalić, ale w aktualnej strategii Centrozapu znajduje się zapis o handlu węglem. Wcześniej hutnicza spółka tym się nie zajmowała.

Pod koniec lat 90. dwie spółki węglowe: Nadwiślańska i Rudzka straciły na interesach z Agencją Kmiecik co najmniej 55 mln zł. Nie płaciła ona kopalniom za dostarczony węgiel, a potem sąd ogłosił jej upadłość. Barbara Kmiecik brylowała na listach najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost". Sponsorowała m.in. szacowne fundacje, opowiadała w głównym wydaniu Wiadomości TVP o swojej działalności charytatywnej. Od ponad trzech miesięcy "szara eminencja górnictwa" przebywa w areszcie śledczym w Katowicach. Ma postawionych kilka zarzutów, m.in. dotyczący próby wyłudzenia dotacji na naprawy szkód górniczych, kiedy to - twierdzi prokuratura - powołała się na (rzekome czy rzeczywiste) kontakty polityczno-biznesowe, m.in. z Jackiem Piechotą, b. ministrem gospodarki, oraz Barbarą Blidą, b. posłanką SLD.

Przypadek

Maksymilian Klank, prezes Kompanii Węglowej, twierdzi, że eliminuje pośredników w dostawach do elektrowni. Podaje przykład prywatnej spółki Oltrans z Knurowa, która została wyeliminowana na początku 2004 r. Nie pomogły interwencje szefów Oltransu u Leszka Millera, ówczesnego premiera RP, szefowej jego kancelarii Aleksandry Jakubowskiej oraz Jacka Piechoty, ministra gospodarki. Śląska firma zatrudniała około 100 osób, teraz - 18. Wynajęła renomowaną stołeczną kancelarię prawną i wytoczyła Kompanii proces. Domaga się 27 mln zł odszkodowania z tytułu utraconych korzyści. Proces trwa. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że to właśnie prezes Elektrowni Opole przysłał do Kompanii Węglowej pismo, z którego wynikało, że może zwiększyć zakupy węgla, ale za pośrednictwem Oltransu. Sprawą zainteresowała się ABW.

Jednak czy każde pośrednictwo jest naganne?

- Pośrednicy są potrzebni, ale powinni działać na zdrowych zasadach ? uważa Janusz Śnieciński, współwłaściciel Oltransu.

Także z powództwa Oltransu toczy się przeciwko Kompanii Węglowej proces w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Chodzi m.in. o to, że Kompania ogranicza konkurencję na naszym rynku, eliminując niektóre prywatne firmy z handlu.

Kompania

Specjaliści z branży górniczej twierdzą, że wskazywanie pośredników przez elektrownie czy elektrociepłownie - to codzienność. Kompania Węglowa, mimo deklaracji o zakazie sprzedaży pośrednikom w dostawach dla energetyki, dostarczała np. na początku 2004 r. węgiel do firm Shill i Shill Export z Katowic. Wśród udziałowców tych spółek są Waldemar Pospiszil (związany z górnictwem), Krzysztof Sędzimir i Bogdan Krzemiński.

Co łączy spółkę Shill Export z Andrzejem Szarawarskim, byłym wiceministrem gospodarki i skarbu?

W 2003 r. w mediach zrobił się wielki szum: Andrzej Szarawarski, wtedy wiceminister gospodarki, miał 64 udziały w spółce ochroniarskiej Kamport (zarabiała m.in. na ochronie kopalń). Było to niezgodne z ustawą antykorupcyjną. Dlatego też te udziały od wiceministra nabyła właśnie firma Shill-Export z Katowic - za 32 tys. zł. W kwietniu 2004 r. Kamport odkupił od Shill-Export własne udziały - celem umorzenia - za 611,5 tys. zł. A potem zmienił nazwę na Centrum Ochrony Security.

Co istotniejsze: Shill-Export na dużą skalę handlował węglem, m.in. dostarczał go do Elektrowni Kozienice. W 2004 r. przychody Shill Export wyniosły 36 mln zł, a zysk 1,2 mln zł, a przychody drugiej firmy ? Shill ? sięgały 73,8 mln zł, zysk prawie 2,5 mln zł, przy zatrudnieniu 10-14 osób. Shill Export pośredniczyła na przykład w dostawach węgla z Kompanii Węglowej m.in. do Janikowskich Zakładów Sodowych Janikosoda, Grupa Ciech. Z faktur, do których dotarliśmy, wynika, że sprzedawany przez nich węgiel mógł "przejść klasówkę".

- Sprzedawany przez nas węgiel nie zmieniał parametrów jakościowych przy dostawach do odbiorcy finalnego. Obecnie węgiel nie stanowi naszych głównych przychodów, wychodzimy z tego rynku. Zajmujemy się spedycją - oświadcza Paweł Borowiec, członek zarządu Shill i Shill Export.

Kamień na kamieniu

Jeden z byłych prezesów spółki węglowej, który zgodził się na rozmowę z "Pulsem Biznesu", potwierdza, że za biznesem węglowym stoją znani politycy, a pośrednicy są potrzebni - na ogół - do wyprowadzania pieniędzy. I podaje przykład, jak to kiedyś wyrzucił z gabinetu wojewodę (nazwisko znane redakcji), który przyszedł razem z przedsiębiorcą namaszczonym przez niego na pośrednika.

W górniczym biznesie nie tylko węgiel cudownie zmienia parametry jakościowe - w zależności od potrzeb osób, które nim handlują. Także jego ilość może rosnąć - i to jak na drożdżach. Już jako anegdota krąży opowieść, jak za czasów PRL-u, kiedy u steru władzy stał Edward Gierek, zwiększano wydobycie węgla, dosypując do niego ogromne ilości kamienia. Wtedy pierwszy sekretarz partii z dumą ogłaszał, że brać górnicza pobiła kolejny rekord wydobycia, np. 200 mln ton węgla. Ordery, uściski dłoni... Co się zmieniło od tamtych czasów?

Na początku 2005 r. katowicka delegatura Agencji Restrukturyzacji Przemysłu (ARP) - za pieniądze z budżetu monitoruje restrukturyzację górnictwa - podsumowała (na podstawie sprawozdań z kopalń za rok 2004), ile w Polsce węgla wydobyto, a ile sprzedano. Okazało się, że kilka procent więcej sprzedano niż wyjechało spod ziemi. Kolejny cud na Śląsku? Najwyraźniej kamień zamienił się w węgiel. A do kieszeni operatywnych popłynęły miliony złotych. Ale i temu cudowi musieli dopomóc ludzie z elektrowni i elektrociepłowni, którzy przymykali oko na owe machinacje.

- Górnictwo wydobywa węgiel coraz lepszej jakości z coraz niższych pokładów. A nasza energetyka przystosowana jest do spalania tego o gorszych parametrach. Dlatego miesza się go z kamieniem i uzyskuje określone wskaźniki - wyjaśnia prof. Wiesław Blaschke, kierownik Zakładu Ekonomii i Badań Rynku Paliw PAN.

Kamień to uboczny produkt wydobycia węgla. Na przykład Kompania Węglowa, skupiająca 17 kopalń, produkuje około 50 mln ton węgla rocznie i - przy okazji - 18 mln ton kamienia. Za jego odbiór i składowanie Kompania płaci rocznie ponad 100 mln zł. Prywatnym firmom.

Znawcy twierdzą, że można bez problemu manipulować bilansem kamienia. Na przykład nawodnienie skutkuje powiększeniem ciężaru. Wystarczy legalnie kupić dobry węgiel na fakturze (w wagonie zaś faktycznie - bardzo dobry), mieć dostęp do kamienia, a po ich wymieszaniu zyskać towar, który po konkurencyjnych wobec kopalń cenach trafi np. do ciepłowni w Zabrzu. Firma handlowa inkasuje jeszcze z kopalni opłatę za wywóz kamienia. Intratnym biznesem pozostaje także mieszanie węgla z mułami z osadników przy szybach górniczych.

Maksymilian Klank, prezes Kompanii Węglowej, twierdzi, że podejmuje wszelkie działania, które uniemożliwią takie nadużycia. Zagospodarowaniem kamienia ma się teraz zająć Węglozbyt.

Centrala

Centrala Zbytu Węgla (CZW) Węglozbyt w Katowicach to były peerelowski gigant w handlu węglem na krajowym rynku. Od kilku lat przewodniczącym rady nadzorczej CZW jest Andrzej Anklewicz, dyrektor ds. bezpieczeństwa w PKN Orlen, były wiceminister spraw wewnętrznych.

- Najwięcej pieniędzy wyprowadzono przez tę spółkę - twierdzi nasz rozmówca z branży. Czy to prawda, czy tylko pogłoska?

Węglozbyt to spółka Skarbu Państwa. Od jesieni 2004 r. 70 proc. akcji ma w niej Kompania Węglowa. Po zmianie zarządu okazało się, że znajduje się na progu bankructwa, mimo że rok wcześniej wykazywała papierowe zyski. Katowicka firma miała też łańcuszek pośredników w dostawach węgla do odbiorców końcowych, np. elektrowni i elektrociepłowni. W Węglozbycie kwitły przez wiele lat interesy na kompensatach. Na przykład CZW kupowała śruby, dostarczała je do kopalni, ta nie płaciła gotówką, lecz węglem - i tym samym powstawała konkurencja dla dotowanych przez podatników kopalń.

Nowy akcjonariusz, Kompania, zakazała jednak rozliczeń kompensacyjnych. Węglozbyt nadal boryka się z kłopotami finansowymi, a to m.in. za sprawą interesów, jakie spółka prowadziła. Kto widnieje na jej liście dłużników? Na przykład Agencja Handlowa Barbara Kmiecik i spółka z Katowic, jeden z największych pośredników w dostawach do Elektrowni Połaniec, winna jest Węglozbytowi około 0,5 mln zł. Państwowa firma ma marne szanse odzyskania tych należności.

Na liście dłużników Węglozbytu tkwi też Grupa Inwestycyjna Roha (ponad 1 mln zł długów), także pośrednik w dostawach do energetyki. Firma należała do Roberta Hammerlika (obecnie nazywa się on Hammerling). W jej radzie nadzorczej zasiadał m.in. Andrzej Szarawarski, były poseł SLD, wiceminister skarbu. Europejska Korporacja Finansowa (należąca też do Hammerlinga) winna jest Węglozbytowi prawie 2,5 mln zł, również sam Hammerling - jako osoba fizyczna - ma długi wobec Węglozbytu na niemal 300 tys. zł.

- Wiceprezes finansowy CZW pilnował, aby po pięciu latach wszystkie dokumenty firmy były niszczone - mówi nasz informator.

W radzie nadzorczej firm Roberta Hammerlinga zasiadali m.in.: przyrodni brat byłego premiera Leszka Millera, były minister skarbu Andrzej Szarawarski, senator SLD Bogusław Mąsior, były prokurator wojewódzki z Łodzi Marek Gumowski i Bernard Szweda z AWS. Jacek Dębski, minister sportu, zastrzelony w niejasnych okolicznościach, pracował dla Hammerlinga na umowę-zlecenie: był szefem jego warszawskiego biura.

Robert Hammerling kilkakrotnie w rozmowie z "PB" mówił z dumą o swoich kontaktach. Ale...

- Robert zmienił numer telefonu i trudno się z nim skontaktować - mówi Piotr Rojewski, były współpracownik.

Nam też się nie udało.

Dementi

W węglowym biznesie do podpisania kontraktu często wystarczy telefon od politycznie wpływowej osoby. Również wspólna fotografia może uwiarygodnić - w rzeczywistości być może fikcyjne - koneksje.

- Trudno wymienić polityka, który nie telefonowałby w sprawie dostaw węgla przez wskazanego pośrednika - mówi jeden z obecnych prezesów spółki węglowej.

- Dzwoniły osoby z pierwszych stron gazet. Na przykład kiedyś zatelefonował do mnie Andrzej Szarawarski i prosił, bym sprzedawał węgiel za pośrednictwem Krzysztofa Porowskiego - mówi były prezes spółki węglowej.

- Nigdy nie dzwoniłem w tej sprawie. Nawet nie wiem, czy Porowski zajmował się węglem - wyjaśnia Szarawarski.

Krzysztof Porowski zasłynął z dobrych kontaktów z politykami i wymiarem sprawiedliwości. Z powodu podejrzenia o prowadzenie z nim niejasnych interesów posadę stracił były wiceprezes Sądu Okręgowego w Katowicach.

Jeden z szefów Węglozbytu twierdzi, że Barbara Blida, wówczas minister budownictwa, wieloletnia posłanka SLD, telefonicznie interweniowała w Węglozbycie i domagała się dostaw węgla dla Barbary Kmiecik.

- Nieprawda! - zdecydowanie zaprzecza Barbara Blida.

Nie jest też tajemnicą, że panie się znały, działały m.in. w Stowarzyszeniu Nasz Dom w Siemianowicach Śląskich. W maju 2005 r. katowicka prokuratura dwa razy przesłuchała Barbarę Blidę na okoliczność "współpracy" ze swoją imienniczką. "Gazeta Wyborcza" 27 maja 2005 r. poinformowała, że Blida przyznała, iż łączyły je interesy. Czytamy: " W 1998 r. podpisała z nią (Kmiecikową - przyp. red.) umowę, na mocy której "Alexis" (pseudonim pani Kmiecik - przyp. red.) sfinansowała wykończenie basenu w jej willi w Szczyrku. K. miało to kosztować 100 tys. zł. W zamian Blidowa zadeklarowała, że przez 10 lat będzie jej wynajmowała pokój".

- To nieprawda - dementuje Barbara Blida.

- Kiedy dzwoniła do mnie pani Kmiecik, najpierw wymieniła nazwiska polityków z pierwszych stron gazet, a potem mówiła, jaki ma interes do załatwienia - ujawnia prezes giełdowej spółki handlującej między innymi węglem.

Na kogo się powoływała? Przede wszystkim na Barbarę Blidę i Andrzeja Szarawarskiego, Krzysztofa Janika (byłego ministra spraw wewnętrznych). Padało też nazwisko Aleksandra Kwaśniewskiego, prezydenta RP, Jacka Piechoty, ministra gospodarki. Warto wyjaśnić, czy to były rzeczywiste, czy też fikcyjne powiązania, mające stwarzać "dobrą atmosferę" i nacisk na kontrahenta.

Kiedy Kompania Węglowa odmówiła dostaw węgla pani Kmiecik, kto interweniował?

- Duchowny! - ujawnia członek zarządu Kompanii.

Kiedy Koksownia Przyjaźń odmówiła jej sprzedaży koksu, kto interweniował?

- Andrzej Szarawarski! - tak twierdzi przedstawiciel koksowni.

- Nie przypominam sobie. Nie prowadziłem interesów z panią Kmiecik - zaprzecza Andrzej Szarawarski.

Wkrótce mogą ujrzeć światło dzienne nowe fakty. W lipcu 2005 r. bliski współpracownik Barbary Kmiecik złożył na policji obszerne zeznania odsłaniające kulisy węglowych biznesów i osób z nim związanych.

Raport? Bez echa

Wiesław Blaschke z Polskiej Akademii Nauk zna prawie wszystkie mechanizmy wyprowadzania gigantycznych pieniędzy z branży. W 1995 r. pracował w zespole, który miał przygotować raport w sprawie patologii w obrocie węglem.

- Pracował w nim też prof. Jan Wojtyła z Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Pamiętam, że się martwił, jak napisać raport, aby nas nie zastrzelili - wspomina prof. Blaschke.

W raporcie napisano m.in.: "Obserwowane łańcuchy pośrednictwa stwarzały dogodne możliwości dla powstawania nieprawidłowości w obrocie. Było widać system powiązań pomiędzy pośrednikami tworzącymi możliwości dla znacznego zawyżania cen i obniżania parametrów jakościowych".

To była jesień 1995 r. Raport przeszedł bez echa. Dziesięć lat minęło, a mafijny biznes się nadal kręci.

Zbigniew Ziobro, nominowany na ministra sprawiedliwości, podaje, że jedną z przyczyn, które skłoniły go do zaangażowania w politykę, była tzw. afera węglowa (badał ją jako aplikant). We "Wprost" z 13.06.2004 r. czytamy: "Ze śledztwa wynikało, że za aferą stał polityk lewicy. Naciski polityczne sprawiły jednak, że do dziś nie poniósł on odpowiedzialności".

Może teraz coś się zmieni?

Okiem eksperta prof. Jan Macieja, Polska Akademia Nauk Pieniądz mocno łączy

Gdyby była znana dokładna kwota strat, jakie górnictwo ponosi przez drążące go od lat patologie, to wiele osób znalazłoby się w więzieniu. Można szacować, że w ostatnich trzynastu latach "wyprowadzono" w nielegalny sposób około 50 mld zł. W interesach węglowych panuje zmowa, nie ma podziałów partyjnych. I nie ma też - jak dotychczas - skutecznych sposobów zapobiegania wyciąganiu pieniędzy z kopalń. Zmiana klasy jakości węgla to codzienność. Wszyscy o tym wiedzą, ale chyba nikomu to nie przeszkadza. Co więcej: wystarczy, że pogarsza się sytuacja w branży, co "upoważnia" budżet państwa do stosownych dotacji... I tak to się kręci od lat. Jakby komuś na tym zależało. Jedynym skutecznym sposobem jest prywatyzacja kopalń. Czy ktoś słyszał o masowych nadużyciach w zakładach mięsnych? A przed laty była to codzienność. Powód odmiany? Właśnie zmiana struktury własnościowej!

Maria Trepińska

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »