Mario Draghi. Kim jest lekarz najbardziej chorego człowieka Europy?

Kilka miesięcy temu Unia Europejska postanowiła uratować Włochy powołując Fundusz Odbudowy. Wygląda na to, że Włochy teraz postanowiły wyciągnąć się same z topieli, a przy tym i strefę euro. Tamtejsza klasa polityczna zdobyła się na ogromny wysiłek powołując rząd jedności narodowej z Mario Draghim na czele. Kim jest ten lekarz, który ma wyleczyć najbardziej chorego człowieka Europy?

Kiedy w 2011 roku zbankrutowała Grecja pojawiło się pytanie - kto następny? Cypr - to oczywiście małe piwo, Portugalia - w zasadzie też. Hiszpania? To może być już poważny kłopot. A co dopiero Włochy? To była (i jest) trzecia największa gospodarka strefy euro. Jeżeli zbankrutują Włochy, cały projekt wspólnej waluty rozsypie się jak zamek z piasku. A potem rozpadnie się Unia Europejska. Słowem na Starym Kontynencie dojdzie do największej katastrofy od II wojny światowej.

Uratować Włochy i euro

Przez niemal cały 2011 i połowę 2012 roku politycy i ekonomiści, bankierzy i zarządzający funduszami obligacji dyskutowali tylko o jednym - czy i kiedy zbankrutują Włochy, czy i jak można temu zapobiec? Bo PKB Włoch miał w 2010 roku wartość blisko 2 biliony euro, a dług publiczny - prawie 2,5 biliona euro. O ile niewypłacalność nawet niewielkiej Grecji zatrzęsła systemem finansowym Europy, co dopiero znaczyłoby bankructwo Włoch? Tymczasem rentowności obligacji tego kraju niebezpiecznie rosły i było jasne, że jeśli tak dalej pójdzie, to przy coraz wyższym koszcie przestanie on swój dług obsługiwać.

Reklama



W lipcu 2012 roku powołany kilka miesięcy wcześniej na prezesa Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi powiedział, że zrobi "wszystko co trzeba" (whatever it takes) by uratować euro. Już sama ta zapowiedź spowodowała, że rentowności włoskich obligacji spadły. Nazywało się to rekompresją spreadów. Różnice w rentowności papierów dłużnych różnych państw obszaru wspólnej waluty ponownie się zacieśniły. Prowadząc skup obligacji rządowych państw strefy euro EBC mógł w znaczący sposób wpływać na zmniejszenie kosztów obsługiwanego przez nie długu.       

Ale Włochy pozostały chorym człowiekiem Europy. Przez całą dekadę od poprzedniego wielkiego kryzysu finansowego aż do wybuchy pandemii były najwolniej rosnącą gospodarką w obszarze wspólnej waluty. Od 2009 roku PKB Włoch wzrósł o więcej niż 1 proc. tylko w roku 2010, 2016 i 2017. W latach 2012, 2013 i 2014, a zatem przez trzy kolejne po kryzysie zadłużenia, kraj pogrążony był w recesji.

A równocześnie Włochy to także kraj z największym i stale rosnącym długiem publicznym w strefie euro w proporcji do PKB. W latach 1988-2019 średnio dług publiczny Włoch wynosił 112,74 proc ich PKB, lecz od 2012 roku, kiedy przekroczył 135 proc. PKB, wciąż rośnie. Komisja Europejska rok w rok zwracała uwagę, że Włochy nie przestrzegają ustaleń pokryzysowego Paktu Fiskalnego. Nie tylko Włochy są zadłużone, ale też Włosi, i to po uszy. W 2019 roku - według danych OECD - zadłużenie włoskich gospodarstw domowych wynosi 88,2 proc. ich dochodów do dyspozycji. A zadłużenie publiczne - 154,6 proc. PKB. W tej sytuacji wybuchła pandemia.

Z pomocą przychodzi Unia

Kto pamięta zdjęcia z Lombardii z lutego i marca zeszłego roku, dla tego jest oczywiste, że Włochom potrzebna jest pomoc. Ówczesny premier Włoch Giuseppe Conte wzywał Unię do działania, i groził, że jeśli go zaniecha, dla obywateli jego kraju Wspólnota straci sens. Projekt gotowy był już od dawna - zaciągnięcie wspólnego długu i finansowanie z niego krajów najbardziej poszkodowanych. Ale dla większości w Unii wcale nie był oczywisty.

Dyskusję o tym czy euro wpłynęło na utratę konkurencyjności przez gospodarkę Włoch odłóżmy na bok, bo to temat obszerny i złożony, a napisano już niejedną książkę. Ważniejsze jest to, że opinia publiczna chętnie słucha tych, którzy mówili, że za nieszczęścia Włoch odpowiedzialne jest euro i na dodatek, że można się go pozbyć. Na tej narracji silną pozycję polityczną partii Lega zbudował jej lider Matteo Salvini.    

Po wybuchu pandemii obligacje Włoch w marcu 2020 osiągnęły bez mała 3-procentowe rentowności. Pomogła w tym prezes EBC Christine Lagarde, która powiedziała, że "zacieśnienie" spreadów, czyli ich "rekonwergencja" nie jest zadaniem EBC. EBC zrobił później "wszystko co trzeba", żeby zatrzeć jej wypowiedź. Niebawem wprowadził program pandemicznych akcji ratunkowych (PEPP), skupując więcej obligacji Włoch. To dało im oddech. Większość włoskich papierów rządowych ma teraz ujemne oprocentowanie, podobnie jak innych państw strefy euro.

Unia postanowiła jednak działać i z uchwalonego Funduszu Odbudowy Włochy mają dostać ponad 200 mld euro, czyli potężny zastrzyk pozwalający na faktyczne reformy gospodarcze. Ale włoska klasa polityczna nie byłaby sobą, gdyby nie zaczęła się kłócić o te pieniądze i o sposoby ich wydania. Doprowadziło to do dymisji gabinetu Giuseppe Conte. Krajowe Plany Odbudowy (Recovery and Resilience Plans) mają być gotowe do końca kwietnia, żeby Komisja Europejska mogła je ocenić i dokonać alokacji funduszy. Czas więc nagli.

Niespodziewany zwrot akcji

Były prezes EBC, który był profesorem ekonomii, bankierem (pracował dla Goldman Sachs), szefem Banca d’Italia i EBC, ale nigdy politykiem, został poproszony o objecie stanowiska premiera. I uzyskał poparcie ponad 60 proc. w parlamencie. Zarówno od Ruchu Pięciu Gwiazd, Partii Demokratycznej, ale też od faszyzującej Legi, Forza Italia, nad którą wciąż czuwa Silvio Berlusconi oraz od lewicowych ugrupowań.

Komentatorzy zwracają uwagę na słabość "technokratycznego" gabinetu Mario Draghiego, bowiem jest w nim wyraźna nadreprezentacja profesorów. A z drugiej strony podkreślają fakt, że żaden inny partyjny czy koalicyjny rząd nie mógłby marzyć o takim poparciu.

Po odejściu z EBC w 2019 roku Mario Draghi milczał przez wiele miesięcy. Zabrał głos dopiero w marcu 2020 roku, kilka tygodni po wybuchu pandemii. W artykule w "Financial Times" zaćwierkał gołębim głosem. Napisał, że najważniejsze jest, by pandemiczna recesja "nie przekształciła się w przedłużającą się depresję, pogłębioną przez liczne niewypłacalności". "Już teraz wiadomo, że odpowiedź musi wiązać się ze znacznym wzrostem długu publicznego (...) Znacznie wyższy poziom długu publicznego stanie się trwałą cechą naszych gospodarek i będzie mu towarzyszyć umorzenie długu prywatnego" - dodał.

Według wstępnych szacunków dług publiczny w strefie euro wzrósł o 15 proc. w ubiegłym roku, a średnio przekroczył 100 proc. PKB jej państw członkowskich.



"Banki muszą szybko pożyczać fundusze firmom gotowym do ratowania miejsc pracy po zerowych kosztach. Skoro w ten sposób stają się narzędziem porządku publicznego, kapitał, którego potrzebują do wykonania tego zadania, musi być dostarczony przez rząd w postaci gwarancji państwowych na wszelkie dodatkowe kredyty w rachunku bieżącym lub pożyczki. Ani regulacje, ani przepisy dotyczące zabezpieczeń nie powinny stanowić przeszkody w stworzeniu w bilansach banków całej przestrzeni potrzebnej do tego celu. Ponadto koszt tych gwarancji nie powinien opierać się na ryzyku kredytowym spółki, która je otrzymuje, ale powinien wynosić zero, niezależnie od kosztu finansowania rządu, który je wystawia (...) rządy pochłoną znaczną część strat w dochodach spowodowanych lockdownem, jeśli mają być ochronione miejsca pracy i zdolności produkcyjne" - pisał Mario Draghi.

Słowem - gospodarka ma być zalana darmowym pieniądzem nie z banku centralnego tym razem, ale z długu zaciągane przez rządy - twierdził były prezes EBC. W expose przed uzyskaniem wotum zaufania w Senacie powiedział jasno, że euro i głębsza integracja w Unii nie podlegają żadnej dyskusji. 

- Wspieranie tego rządu oznacza podzielanie poglądu, że decyzja w sprawie euro jest nieodwracalna, podzielanie wizji coraz bardziej zintegrowanej Unii Europejskiej, zmierzającej do wspólnego budżetu, który będzie w stanie wspierać kraje w czasach recesji - powiedział Mario Draghi w przemówieniu przedstawiającym program rządu. Matteo Salvini, którego partia straciła dużą część poparcia w ostatnich wyborach, pytany o te słowa skomentował, iż "euro nie jest dziś przedmiotem zainteresowania opinii publicznej".

Ważny rok

Po desygnowaniu Mario Draghiego na premiera przez prezydenta Włoch Sergio Mattarellę światowe media obiegło takie zdjęcie: obok siebie stoją przewodnicząca KE Ursula von der Leyen, Sergio Mattarella, Mario Draghi, kanclerz Niemiec Angela Merkel, prezydent Francji Emmanuel Macron i prezes EBC Christine Lagarde. Zdjęcie jest wymowne, bo odczytać je można tak, że niemiecko-francuską konstrukcję wsparł właśnie trzeci filar. I ma on wiarygodną twarz.

Pewne jest niemal to, że Mario Draghi rozdzieli 200 mld euro zgodnie z priorytetami Unii, a także najlepszą wiedzą ekonomiczną dotyczącą efektywności oddziaływania funduszy publicznych na gospodarkę i jej konkurencyjność. To wielka szansa, bo gdyby Włochom udało się odbić od dna i zagregować długofalowy wzrost, przyszłość strefy euro nie podlegałaby dyskusji.

Powołanie Funduszu Odbudowy w ubiegłym roku było ku temu pierwszym przełomowym krokiem, który otworzy drogę do większej integracji. Prawdopodobnie od skuteczności oddziaływanie tego funduszu na Włochy zależy tempo integracji w przyszłości - czy był to jednorazowy gest "skąpców" z Północy, czy też fundament dla nowego tempa integracji.

Niewykluczone, że konwergencja pomiędzy bogatą Północą a zadłużonym Południem stanie się dla "starej Unii" priorytetem - jak twierdzi Melvyn Krauss z Uniwersytetu Stanforda. To oznaczałoby konieczność kolejnych transferów z Północy na Południe, a jednocześnie budowy mechanizmów zapobiegania moralnemu hazardowi. Ale takie mechanizmy państwa strefy euro już zbudowały. Jest nim zreformowany EMS (European Stability Mechanizm). Umowę o zmianie Traktatu ustanawiającego ESM podpisały na początku lutego wszystkie 19 krajów. Teraz czeka ona na ratyfikację przez parlamenty.

Ten rok w strefie euro i w Unii nie przyniesie kolejnego spektakularnego przełomu, przynajmniej na tę skalę, co powołanie Fundusz Odbudowy, ale "może być ważnym rokiem dla wyznaczenia kursu strefy euro w przyszłości" - twierdzą analitycy holenderskiego globalnego banku ING. Przed strefą euro i Unią stoją dwie kluczowo ważne dyskusje. Pierwsza dotyczy powrotu do reguł fiskalnych, a druga - umorzenia rządowych długów przez EBC.

Przypomnijmy, że Komisja Europejska po wybuchu pandemii postanowiła o tzw. klauzuli wyjścia, czyli zawieszeniu obowiązywania reguł fiskalnych na czas "niekonwencjonalnej" polityki fiskalnej, koniecznej by ratować gospodarki w czasie kryzysu. Jesienią zeszłego roku klauzulę wyjścia przedłużyła na ten rok. Dyskusja o powrocie do reguł fiskalnych, tempie powrotu, elastyczności dostosowania, sposobie liczenia wydatków, podziale długu na "dobry" (prorozwojowy, inwestycyjny) i "zły" - wszystko to będą drobne kroki, które jednak przesądzą o przyszłości Unii.

Darmowy program - rozlicz PIT 2020

Dyskusję o umorzeniu długów rządowych znajdujących się w bilansie EBC rozpoczęła już grupa ponad 100 ekonomistów w publikacji tej propozycji na lamach dziennika "Le Monde". Prezes EBC Christine Lagarde pytana o nią odpowiedziała, że na taką operację nie pozwalają Traktaty. To stanowisko oczywiście wymaga dyskusji politycznej i prawnej. Analitycy ING twierdzą, że dyskusja jest jeszcze przedwczesna, bo finansowanie się rządów po ujemnych stopach jest obecnie całkowicie komfortowe. Na razie EBC może zapewnić rządom poczucie bezpieczeństwa rolując ich długi - a rolowanie w nieskończoność to tak jak umorzenie.

Ale mogą nadejść czasy, kiedy wyjęty zostanie spod dywanu problem wypłacalności, bądź też inflacja zmusi banki centralne do podniesienia stóp. Wtedy dyskusja znowu nabierze rumieńców i wcale nie jest oczywiste, że np. zreformowany ESM nie mógłby się stać narzędziem pozwalającym zapalić Traktatom świeczkę a oddłużeniu - ogarek.

Kluczowe decyzje dla strefy euro podejmą jednak Niemcy, które niemal z dnia na dzień po wybuchu pandemii porzuciły politykę oszczędności (austerity) dostarczając gospodarce prawdopodobnie największy pakiet stymulacyjny w Europie. We wrześniu odbędą się tam wybory, po których stanowisko kanclerza opuści Angela Merkel.

Jeśli w Niemczech zwycięży przekonanie, że nawet ich potężna gospodarka skazana jest na porażkę w konfrontacji z globalnymi potęgami jak USA czy Chiny, będą bardziej skłonne do odbudowy Południa i umacniania fundamentów strefy euro. Jeśli nie zauważą, że nadszedł już na to najwyższy czas - strefa euro może dryfować aż do kolejnego kryzysu. I Mario Draghi niewiele w tym pomoże.

Jacek Ramotowski


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »