Marks&Engels w Unii

"Ukrajemy szyneczki i zmaczamy w chrzanie; jakżeś dobrze uczynił, żeś zmartwychwstał, Panie" - mawiano w Polsce w zamierzchłych czasach sarmackich.

Teraz supermarkety reklamują szyneczkę "wiejską" (11,99 zł za kg), składającą się przede wszystkim z wody i różnych innych związków chemicznych, jako że "standardy" unijne przewidują możliwość zrobienia prawie 2 kg szyneczki z 1 kilograma mięsa. Przypomina to szalenie "smakołyki" z kryla, jakimi KC PZPR próbował karmić naród polski już pod koniec lat 70-tych, oraz inne wynalazki, np. węgorza z drobiu w opakowaniu zastępczym, którymi raczył swój umiłowany lud generał Jaruzelski w czasach pierwszego etapu słynnej "reformy gospodarczej". Dzisiaj prawie nikt o tych wynalazkach już nie pamięta, więc można by pomyśleć, że każdy kraje sobie szyneczki i macza w chrzanie, ile tylko dusza zapragnie. To, niestety, nie jest pewne, bo statystyka skrzeczy, iż ponad 5 mln ludzi żyje w Polsce za mniej niż 10 zł dziennie. Ukroją sobie w święta szyneczki, niechby nawet "wiejskiej", czy będą musieli obejść się smakiem?

Reklama

"Dogonić i przegonić"

Właśnie przywódcy państw członkowskich Unii Europejskiej zakończyli egzorcyzmy nad Strategią Lizbońską. "Niemały kłopot mam z Ekonomiką, która się w ręce dostała magikom, co jak kapłani afrykańskich plemion, gusła sprawują nad wyschniętą ziemią" - skarżył się Sancho Pansa, kiedy już został przez swego pana Don Carlosa Borię mianowany gubernatorem Baritarii. Strategia Lizbońska jest właśnie takim zbiorem guseł, jakie odprawiają nieszczęśni "przywódcy", pragnący wyjaśnić sobie i zarazem usprawiedliwić, że Unia Europejska nie tylko nie może "dogonić i przegonić" Ameryki, ale nawet jakby coraz bardziej od niej odstawała.

Przypomina to do złudzenia kłopoty Nikity Chruszczowa, co też chciał "dogonić i przegonić" Amerykę w 25 lat, ale nie udało mu się, prawdopodobnie z tych samych powodów, dla których teraz naszym magikom "nie wychodzi" Strategia Lizbońska. Związkiem Radzieckim bowiem rządziła wtedy partia komunistyczna, której wydawało się, że "gospodarka planowa" jest lepsza od wolnego rynku. W drugiej klasie podstawówki, w roku 1955, kiedy Polską rządzili pracownicy spółki Marks&Engels, czytałem nawet takie porównanie ZSRR i USA, gdzie w punkcie 1 zapisano, że "w ZSRR istnieje planowa gospodarka państwowa", podczas gdy "w USA pracuje się bez planu". W Unii Europejskiej też istnieje "planowa gospodarka państwowa" i rozmnażający się w postępie geometrycznym urzędnicy nic tylko planują, jakby nam tu przychylić nieba, podczas gdy w USA, po staremu, nadal jeszcze "pracuje się bez planu".

Działające, a nawet rządzące w Unii Europejskiej ugrupowania takie, jak Socjaldemokratyczna Partia Austrii, belgijska Partia Socjalistyczna, Postępowa Partia Ludu Pracującego i Ruch Socjaldemokratyczny na Cyprze, Socjaldemokracja w Danii, Socjaldemokratyczna Partia Finlandii, Partia Socjalistyczna, nie mówiąc już o komunistach we Francji, Ogólnogrecki Ruch Socjalistyczny i Komunistyczna Partia Grecji, Socjalistyczna Partia Robotnicza Hiszpanii, Partia Pracy w Holandii, Partia Pracy w Irlandii, Litewska Partia Socjaldemokratyczna, Socjalistyczna Partia Pracujących w Luksemburgu, Łotewska Partia Socjalistyczna, Maltańska Partia Pracy, Socjaldemokratyczna Partia Niemiec, SDL i Unia Pracy w Polsce, Partia Socjaldemokratyczna i Partia Socjalistyczna w Portugalii, Szwedzka Socjaldemokratyczna Partia Robotnicza, Węgierska Partia Socjalistyczna, Partia Pracy w Wlk. Brytanii i Nowa Włoska Partia Socjalistyczna - robią co tylko mogą, by Unia Europejska funkcjonowała według reguł wykoncypowanych przez spółkę Marks&Engels. Czy te reguły nadają się dla innych spółek, np. dla spółki Marks&Spencer? Obawiam się, że nie i to jest chyba najważniejsza przyczyna, dla której ambitny program "dogonienia i przegonienia", jaki na cierpliwym papierze zapisali autorzy Strategii Lizbońskiej, w odległą przyszłość się oddala.

"Ustawa", czy umowa?

W Polsce wielu ludziom wydaje się, że jeśli, dajmy na to, "Trybuna" rzuci hasło: "budujemy kapitalizm", a rząd utworzy Ministerstwo Wolnego Rynku, które zacznie zasypywać kraj rozporządzeniami, dyrektywami i okólnikami, to właśnie na tym polega transformacja ustrojowa. Tymczasem transformacja ustrojowa wymaga zmiany fundamentów systemu prawnego, a w szczególności rozstrzygnięcia funkcji, jaka powinno pełnić ustawodawstwo państwowe.

Wyjaśnię to na przykładzie. Wprawdzie art. 20 konstytucji stanowi, że podstawą ustroju gospodarczego Rzeczypospolitej jest "społeczna gospodarka rynkowa (?), oparta na wolności działalności gospodarczej", ale już art. 58 paragraf 1 kodeksu cywilnego nie pozostawia najmniejszych złudzeń, jak jest naprawdę: "czynność prawna sprzeczna z ustawą albo mająca na celu obejście ustawy jest nieważna, chyba że właściwy przepis powoduje inny skutek, w szczególności ten, iż na miejsce nieważnych postanowień czynności prawnej wchodzą odpowiednie przepisy ustawy." Oznacza to, że zapisana w konstytucji "wolność działalności gospodarczej" jest fikcją, bo tak naprawdę obrót gospodarczy ma dokonywać się nie według reguł, jakie ustalają między sobą jego uczestnicy w umowach, ale według reguł, jakie ustalają politycy, którzy w zasadzie w obrocie gospodarczym nie uczestniczą, a w każdym razie nie uczestniczą oficjalnie.

Z tego m.in. powodu obrót gospodarczy cierpi na brak stabilizacji, bo przecież nigdy nie wiadomo, co strzeli do głowy "lobbowanym" posłom, czy skorumpowanym urzędnikom państwowym. "Niczyje życie, zdrowie, ani mienie nie jest bezpieczne, gdy trwa sesja Sejmu". A na mocy art. 58 kc to przecież ich arbitralne decyzje przesądzają o dopuszczalnej treści umów prywatnych, których strony mogą je kształtować jedynie w ograniczonym zakresie. Krótko mówiąc - pod osłoną retoryki "wolności gospodarczej", nadal mamy "planową gospodarkę państwową", którą tak chlubił się Nikita Chruszczow i pracownicy firmy Marks&Engels.

W jaki zatem sposób przywrócić wolność gospodarczą n a p r a w d ę? W projekcie konstytucji, jaki sporządziłem w roku 1992, zapisałem normę, która odwracała dotychczasowy porządek polegający na nadrzędności ustaw nad umowami. Norma ta brzmiała następująco: "Nikt nie może, wbrew stronom, podważyć umowy, ani zmienić jej treści, chyba, że stanowi ona czyn zabroniony pod groźbą kary, wynika z takiego czynu, albo ma go na celu".

Ta norma wychodzi z założenia, że "vollenti non fit iniuria" (chcącemu nie dzieje się krzywda). Jeśli ktoś zawiera umowę, to należy domniemywać, że rzeczywiście chciał właśnie tak zrobić i w takim właśnie zobowiązaniu upatrywał jakąś swoją korzyść. Dlatego nie ma żadnego powodu, by wtrącali się w to funkcjonariusze czy urzędnicy państwowi, oczywiście za wyjątkiem przypadków, kiedy umowa w sposób przestępczy szkodzi osobom trzecim. Krótko mówiąc - według tej normy dozwolone jest to, co nie jest zakazane, zaś zakazane może być tylko przestępstwo. Dopiero taka formuła ogranicza niepożądaną ingerencję polityków i urzędników w gospodarkę i kładzie kres funkcjonowaniu firmy Marks&Engels.

Stanisław Michalkiewicz

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: USA | gospodarka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »