mBank testuje u sąsiadów Polski rewolucyjną technologię. To nowy trend

Nadchodzą czasy, kiedy będziemy chodzić obwieszeni swoimi pieniędzmi. Taki jest trend, a są już kraje, jak Czechy, gdzie się to zaczyna. Chce go wykorzystać mBank i przekonać swoich klientów, że wśród konkurentów wyróżnia go nowoczesność, a "używanie" go na co dzień jest łatwe, proste, szybkie, efektywne i bezpieczne jak żadnego innego.

Oczywiście nosić pieniędzy na sobie nie będziemy w taki sposób, jak ludzie z Wysp Trobrianda, z którymi fotografował się Bronisław Malinowski ponad 100 lat temu. Nie będą to naszyjniki z cennych muszelek nanizanych na rzemyk, spływające po nagim torsie. 

Pieniądze będą dostępne dzięki chipowi podobnemu do tego, jaki jest w karcie płatniczej. Ale chip będzie w tym, co nałożymy na siebie. mBank zatrudnił do produkcji pierścionków i bransoletek zdolnych młodych czeskich projektantów i wyglądają one jak elegancka, minimalistyczna i dość dyskretna biżuteria. Po co?

Reklama

Każdy, kto lubi zjeść na śniadanie świeże pieczywo wie, że w pobliskiej piekarni bywają długie kolejki. Czekając na swoją bułkę można przyjrzeć się czym ludzie płacą. Na 10 osób 2-3 gotówką. Pozostali kartami, mało kto smartfonem. Ale żeby zegarkiem... Tak, chyba kiedyś ktoś zapłacił, wzbudzając lekką sensację. A pierścionkiem, bransoletką, naszyjnikiem? Chyba jeszcze się nie zdarzyło. Tylko, że będzie się zdarzać. I to coraz częściej - twierdzą specjaliści z mBanku.

Piekarnia to nie jest miejsce, w którym smartwache, pierścionki, bransoletki, naszyjniki z chipem mogą pokazać swoją pełną funkcjonalność. Ale już basen - tak. Nie wskoczymy do wody ze smartfonem ani z portfelem wypchanym kartami płatniczymi. Na plażę też lepiej smartfona czy portfela nie zabierać. Podobnie do teatru lub na koncert, bo jeszcze zapomnimy wyciszyć, ktoś zadzwoni i będzie wstyd. Poza tym po co chodzić z wypchanymi kieszeniami, a w przerwie chciałoby się wypić kawę i trzeba za nią zapłacić. 

Słowem - są sytuacje, które przekonują o użyteczność urządzeń zwanych wearables, czyli takich, które nakładamy na siebie nie tylko dla ozdoby, ale po to, żeby mieć dostęp do pieniędzy w każdej sytuacji.

Jak działa pierścionek do płacenia?

Na czym to wszystko polega? W pierścionku, czy też w bransoletce ukryty jest chip. Działa on w tzw. pasywnym NFC, czyli technologii umożliwiającej transmisję danych na niewielką odległość. "Pasywność" oznacza, że nie potrzebuje zasilania, a więc nie trzeba go ładować. Stoisz w kolejce w piekarni i padł ci smartfon? Nie ma problemu, masz przecież na palcu pierścionek. Nie trzeba grzebać w kieszeniach lub torebkach, wystarczy wyciągnąć rękę.

Żeby używać takiego wereable trzeba go najpierw - poprzez smartfona - skomunikować z aplikacją banku i "zainstalować" w niej nowe urządzenie. W ten sposób w pierścionku lub bransoletce aktywujemy kartę płatniczą. Ostatecznie więc płacimy "stokenizowaną" kartą, tak samo, jak w portfelu noszonym w smartfonie, choć fizycznie zbliżamy do terminala tylko pierścionek. I czujemy się jak władca pierścieni.

Po co to wszystko? Nie dla szpanu, choć uwielbienie dla gadżetów też jest powszechnym trendem. Głównie po to, żeby - przynajmniej w pewnych sytuacjach - ułatwić sobie życie. Także po to, żeby mieć alternatywę dla używanych na co dzień urządzeń, jeśli te np. zawiodą. Z badań mBanku wynikło, że takich ułatwień chcą ludzie młodzi. A szczególnie Czesi i Słowacy, bardzo otwarci na nowe technologie.

- Ośmiu na 10 Czechów preferuje płatności bezgotówkowe - mówił podczas prezentacji rozwiązań płatniczych mBanku w Czechach i Słowacji Martin Podolak, zastępca głównego menedżera ds. produktów w tych krajach.

mBank od 2007 roku, kiedy otworzył swoje oddziały w Czechach i na Słowacji, walczy o pozycję na bardzo trudnym rynku. Przypomnijmy, że w Polsce mieszka 3,5 raza więcej ludzi niż w Czechach i 7 razy więcej niż w Słowacji. Na początku bank bardzo szybko rósł, głównie dzięki temu, że przyniósł tam bankowość internetową. Na roku z lekkim okładem miał już w obu krajach blisko 250 tys. klientów.

- Mieliśmy bardzo agresywny start z niskimi cenami i bankowością internetową - mówił Paweł Kucharski, dyrektor generalny mBanku w Czechach.

Jak rosnąć na oligopolistycznym rynku

Szybko jednak polskie oddziały w obu krajach zderzyły się z wielkim globalnym kryzysem finansowym, co zahamowało wzrost aktywów na ponad trzy lata, choć klientów nadal przybywało. mBank zauważył, że przyszło mu działać na bardzo trudnym rynku, z oligopolistyczną strukturą zdominowaną przez nielicznych potentatów.  

- Po wielkim kryzysie nastąpił okres walki o przetrwanie - powiedział Paweł Kucharski.

Struktura obu rynków wygląda tak, że wyróżniają się w niej nieliczni potentaci i grono pozostałych mniejszych graczy. Największym bankiem w Czechach jest Česká spořitelna (2,9 mln klientów detalicznych na koniec 2023 roku), w Słowacji - Slovenská sporiteľňa (1,3 mln). Oba są własnością austriackiego Erste Group. Drugi w Czechach jest ČSOB (2,77 mln), należący do belgijskiej grupy KBC. Česká spořitelna i ČSOB w Czechach pozostawiają daleko w tyle kolejnych konkurentów, wśród których na ósmym miejscu znajduje się mBank mający 775 tys. klientów detalicznych.

W Słowacji cztery banki mają ponad milion klientów detalicznych. Drugą po Slovenská sporiteľňa największą instytucją jest Tatra Banka należący do austriackiego Raiffeisen Bank International, a następnie Poštová banka będąca własnością cypryjskiej spółki Istrokapital SE. Stawkę liderów rynku zamyka VÚB należący do włoskiego Intesa Sanpaolo. mBank na Słowacji jest na szóstym miejscu z 326 tys. klientów detalicznych.

- Nasze ROE jest najwyższe na rynku dzięki efektywności kosztowej - powiedział Roman Fink, dyrektor ds. finansowych na Czechy i Słowację.  

Polski oddział w Czechach osiągnął próg rentowności w 2012 roku, a w Słowacji - w 2021 roku. Na koniec lipca tego roku udział mBanku w depozytach detalicznych w Czechach wynosił 2,5 proc., a w Słowacji - 2,8 proc. w porównaniu do ponad 9 proc. w Polsce. Udział w kredytach niehipotecznych wynosił odpowiednio 2,5 proc. i 3 proc., gdy w Polsce - 8,3 proc. na koniec czerwca. Wskaźniki w nowej sprzedaży kredytów wynoszą jednak 4,2 proc. w Czechach i 3,7 proc. w Słowacji, a to oznacza przyspieszenie wzrostu.

- Rośniemy szybciej niż rynek - powiedział Robert Chrištof, dyrektor zarządzający mBanku w Słowacji.

Strategia w Czechach i na Słowacji

mBank musiał w końcu zadać sobie pytanie strategiczne. Jak na tak trudnym rynku nie tylko przetrwać, ale także rosnąć? Skoro rynek od lat zdominowany jest przez niewielką liczbę potentatów, to czym się na nim wyróżniać? W jaki sposób przyciągnąć do siebie klientów? I jakich klientów?

Analizy pokazały, że bank powinien skupić się na dwóch segmentach klientów. Pierwszy to głównie mężczyźni w wieku ok. 44 lat, często single. Mają na ogół wyższe wykształcenie i dochody wyższe od przeciętnych. W centrum ich zainteresowań są podróże, muzyka, kino, teatr, dobre jedzenie, sport, ma dla nich znaczenie troska o środowisko.

Drugi segment to ludzie młodzi (średnia wieku 35 lat), przeważnie mężczyźni, często single lub z rodzinami o niewielkiej liczbie członków, także studenci, o dochodach średnich lub poniżej średniej. Spędzają dużo czasu na spotkaniach towarzyskich i w internecie, odwiedzają puby, bary, hipsterskie lokale. Kochają zwierzęta. Obie te grupy od banku wymagają prostoty, szybkości, efektywności i bezpieczeństwa. I mBank postanowił skoncentrować się na ich potrzebach.

I to z myślą o nich przygotował pierścionki i bransoletki do płacenia, które wśród "boomerów" mogą powodować konsternację. Twierdzi jednak, że dzięki nim, a także innym rozwiązaniom, w których wykorzystuje zaawansowane technologie, udowodni swoją przewagę nad konkurentami w najważniejszych dla niego grupach klientów. Obie te grupy w Czechach i Słowacji liczą w sumie ok. 3,3 mln osób, gdy na razie z mBanku korzysta z nich blisko 400 tys.   

- Chcemy się wyróżniać czymś na tle rynku i na tle polskiego mBanku - powiedział Martin Podolak.

mBank podaje, że zachowanie jego klientów potwierdza słuszność strategicznego wyboru. We wrześniu tego roku użytkownicy mBanku dokonali 55 proc. transakcji kartami "stokenizowanymi", a 45 proc. - plastikiem. Gdy jednak spojrzeć na nowo wydane karty, proporcje te dla tokenów wyglądają jeszcze korzystniej i wynoszą 60 do 40 proc.  

Równocześnie przychody oddziałów w obu krajach mają coraz większe znaczenie dla rentowności polskiej spółki. Depozyty zebrane w obu krajach mają 12,4 proc. udziału w detalicznym wolumenie całego mBank, a kredyty - 13,3 proc., według danych za II kwartał tego roku. Przychody obu oddziałów w 2023 roku wyniosły 585 mln zł i były rekordowo wysokie po wzroście o 21 proc. rok do roku. Cała grupa miała 2,9 mld zł dochodów.

Jacek Ramotowski   

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: mBank
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »