Media dla idiotów

Kryzys w naszych mediach trwa od lat. Malejąca oglądalność telewizji, spadająca sprzedaż gazet i tygodników, padające tytuły to dowody, że medialny biznes kręci się coraz gorzej.

Kryzys w naszych mediach trwa od lat. Malejąca oglądalność telewizji, spadająca sprzedaż gazet i tygodników, padające tytuły to dowody, że medialny biznes kręci się coraz gorzej.

Właściciele mediów, którzy traktują swoich czytelników jak idiotów, przeliczyli się. Ilość tych ostatnich szybko zmniejsza się, w rezultacie redakcje mają wielkie kłopoty ze sprzedażą swojej twórczości. Próbują zmieniać wizerunek z liberalnych na konserwatywne lub odwrotnie, wydają krocie na reklamę własną i wszystko na nic.

Ale gdyby pewni wydawcy postawili teraz na obiektywizm, tzn. na wiadomości dobre czy złe, ale zawsze prawdziwe, na ciekawą publicystykę i dawali rzetelne informacje ekonomiczne, to kłopoty mieliby jeszcze większe. Musieliby zwolnić większość dziennikarzy a zatrudnienie nowych - kompetentnych i uczciwych - wiązałoby się z ryzykiem, że redakcje nie będą wypełniać swojej najważniejszej misji - prania mózgów obywateli wedle życzeń właścicieli mediów. Niepokój tych ostatnich w związku z wydarzeniami w Grecji, na Łotwie i Litwie przypomina strach, jaki panował w komitetach PZPR w latach 1980-1981. Stąd przeciwstawienie się janosikowym pomysłom jest w tej chwili dla elit majątkowych równie ważne jak wówczas dla Gierkowskiego establishmentu - zwłaszcza w przypadkach, gdy są to jedni i ci sami ludzie.

"Gazeta Wyborcza" z dnia 16.01.2009 zestawia recepty, jakie mają na kryzys pracodawcy, rząd i PiS. Wszystkie składają się z pobożnych życzeń i mają tę samą wadę; nie podają skąd wziąć pieniądze na ich realizację. Jedynie związkowcy wiedzą, czego chcą i ośmielają się mówić, że można by podnieść podatki dla najbogatszych. Na wszystkich, co tak sądzą, od lat walą się gromy z liberalnych mediów, tak jest i tym razem. Natomiast na "lewicowego" chytruska Millera, który chyłkiem wprowadził podatek liniowy dla bogatych, neoliberalni złego słowa nie mówią.

"GW" ma też swoją receptę na kryzys. Z felietonu W.M. Orłowskiego wynika, że najlepiej będzie nic nie robić, po prostu przeczekać. To rzeczywiście jest doskonałe rozwiązanie dla tych, którzy w ciepłych krajach lub w rezydencjach z ochroniarzami mogą czekać choćby parę lat. Główny argument felietonisty przemawiający za czekaniem jest taki, że keynesowskie metody pobudzania koniunktury są nieaktualne, bo teraz nie potrzeba setek tysięcy ludzi z łopatami do budowy autostrad; robią je wyspecjalizowane firmy. Autor zapewne sądzi, że robią to przy pomocy laserów, komputerów i zdalnie sterowanych ciężkich maszyn. Gdyby kiedykolwiek widział taką budowę, to zobaczyłby, że i teraz jest tam mrowie ludzi, choć niewielu z łopatami, lecz z elektronarzędziami i nowoczesnym sprzętem, jest wielu fachowców instalujących kilometry kabli i rur, studzienek, przepustów itp., wykonujących mnóstwo budowli inżynierskich z konstrukcji żelbetowych i stalowych. Wszystko to pochłania wielkie ilości cementu, stali i materiałów instalacyjnych. Wytwarzanie tych materiałów daje z kolei pracę tysiącom ludzi w fabrykach kabli i materiałów wod.-kan., w hutach i cementowniach. Prefabrykacja konstrukcji stalowych może dać także pracę ludziom w stoczniach i fabrykach, które nie mają nowych zamówień na dotychczasową produkcję. Budowlańcy, którzy tracą pracę u deweloperów, będą mogli ją znaleźć w budownictwie drogowym i kolejowym. Wiedzą o tym wszystkim w krajach najbardziej rozwiniętych i dlatego programy infrastrukturalne chcą realizować. Czyżby mieli mniej sprzętu a więcej łopat?

Poza tym, infrastruktura narodowa to nie tylko autostrady, ale nowe szybkie koleje, stadiony, hale sportowe, obwodnice drogowe, dwupoziomowe skrzyżowania, inwestycje energetyczne i wiele innych dających mnóstwo miejsc pracy dla wszelkiego rodzaju specjalistów pobudzających rozwój nauki i techniki. Pocieszające jest to, że bzdury wygadywane i wypisywane w mediach skłaniają ludzi do samodzielnego myślenia. A to będzie zgubne dla ekonomicznych ekspertów, utrzymujących się z urabiania opinii publicznej. Bezrobocie może zapukać do wielu redakcji.

Jan K. Kruk

Tygodnik Solidarność
Dowiedz się więcej na temat: gazet | kryzys
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »