Miękkie lądowanie polskiej gospodarki
Naszą rozpędzoną gospodarkę w przyszłym roku czeka spowolnienie. Osłabnie eksport, a konsumpcja i inwestycje będą rosły wolniej. Stanie się tak głównie dlatego, że gospodarka światowa znowu zmierza ku dołkowi. Choć wielu ekonomistów wieszczy nowy kryzys, analitycy Pekao uspokajają - tym razem świat czeka raczej miękkie lądowanie.
- Żaden wzrost nie trwa wiecznie i w roku przyszłym czeka nas spowolnienie do ok. 3,5 proc. - powiedział na konferencji prasowej Marcin Mrowiec, główny ekonomista banku Pekao.
Wiadomo, że na spowolnienie polskiej gospodarki będą oddziaływać zewnętrzne okoliczności. Gorsza koniunktura u naszych partnerów handlowych, zwłaszcza w strefie euro, a szczególnie w Niemczech będzie powodować mniejsze zapotrzebowanie na polski eksport. Przypomnijmy, że w Niemczech w III kwartale tego roku gospodarka skurczyła się o 0,2 proc.
Oprócz tego nie ma jasności co do rozwoju sytuacji jeśli chodzi o "wojny handlowe" i to w jaki sposób nastąpi (jeśli nastąpi) brexit. Pewne jest natomiast, że wszystko to będzie źle oddziaływać na wymianę handlową i międzynarodowe inwestycje. Ale spirala złych oczekiwań nakręca się. Niepewność powoduje, że firmy na całym świecie powstrzymują się z kontraktami i inwestycjami, to osłabia wzrost, a słabszy wzrost z kolei jest powodem jeszcze większej powściągliwości przedsiębiorców.
Skoro wszędzie panuje już poczucie, że dobre czasy mają się ku końcowi, to dlaczego w Polsce miałoby być inaczej? Musi być podobnie, choć nie tak źle jak w zaawansowanych gospodarkach, czy też we wschodzących ale poważnie zadłużonych w drożejącym dolarze. Mamy też swoje przewagi. Dlatego ze ścieżki wzrostu PKB w okolicach 5 proc. - jak było przez ponad rok - ześlizgniemy się w przyszłym roku na 3,5 proc., ale nie głębiej. Już zjeżdżamy.
- Mamy już słabsze tempo wzrostu płac, słabsze tempo zatrudnienia, wskaźniki optymizmu konsumentów są na najwyższych poziomach, ale już odpuszczają - mówił Marcin Mrowiec.
Dodajmy, iż analitycy Pekao obliczyli, że Polska jest obok Australii jedynym krajem należącym do OECD, a więc najbardziej rozwiniętych gospodarek na świecie, które odnotowały nieprzerwany wzrost przez kolejnych 26 lat. Zaczęło się to w 1992 roku, a obecny jest już 27. Dla porównania wzrost w Korei Południowej trwa nieprzerwanie od 19 lat (po tym jak kraj ten pozbierał się po kryzysie w końcu lat 90. zeszłego wieku), a na przykład w Austrii, Kanadzie, Holandii czy Norwegii wzrost trwał 17 lat aż do 2009 roku, kiedy to kraje te wpadły w recesję po wybuchu globalnego kryzysu.
Pogorszenie sytuacji gospodarczej na świecie widać już nawet w statystykach. Ale w kraju zaczęły się rysować zjawiska, które także spowodują, że nasza gospodarka będzie hamować. Zarówno konsumpcja, jak inwestycje obniżą tempo wzrostu w przyszłym roku w porównaniu z tym rokiem - prognozują analitycy Pekao.
- Wewnętrznymi czynnikami spowolnienia będą słabsze tempo konsumpcji i słabsze tempo inwestycji - powiedział Marcin Mrowiec.
Bank Pekao przewiduje, że wzrost konsumpcji w przyszłym roku osłabnie do 3,8 proc. z 4,6 proc. w tym roku. Stanie się tak dlatego, że zahamuje wzrost zatrudnienia, bo bezrobocie jest na najniższym możliwym, tak zwanym "naturalnym" poziomie. Zatrudnienie może w przyszłym roku wzrosnąć jeszcze o 1,2 proc., gdy w tym roku wzrosło o 3,4 proc. Już teraz widać, że do urzędów napływa coraz mniej ofert pracy, a to znaczy, że firmy nie będą już tworzyć równie dużo nowych miejsc.
- Nie widzimy możliwości, żeby stopa bezrobocia schodziła jeszcze niżej - powiedział Marcin Mrowiec.
- Popyt na pracę jest, natomiast coraz bardziej dochodzimy do bariery podażowej (...) Głównym naszym problemem był nadmiar rąk do pracy, a teraz jest odwrotnie - dodał.
Podobnie jak zatrudnienie, wynagrodzenia nadal będą rosły, ale wolniej, w granicach ok. 6,6 proc. rocznie, gdy w tym roku wzrost płac wyniesie 7,2 proc. To spowoduje zmniejszenie się siły nabywczej całego społeczeństwa, a zatem i zmniejszenie tempa wzrostu konsumpcji.
- Nadal zakładamy, że konsumpcja prywatna będzie wysoka, ale słabsza - powiedział główny ekonomista Pekao.
Co można zrobić, żeby poprawić sytuację na rynku pracy? Okazuje się, że coraz częściej chcieliby wrócić do pracy długotrwali bezrobotni, gdyż widzą, że wynagrodzenia rosną i pracować się opłaca bardziej niż korzystać z różnego typu świadczeń. Problem polega na tym, że nie mają oni odpowiednich kwalifikacji. Poziom aktywności zawodowej osób w wieku 19-44 lata rośnie, osiągnął już 78 proc., a więc średni w Unii, ale w starszych grupach wiekowych jest wciąż niższy.
- Należałoby zintensyfikować programy reaktywizacji zawodowej. Główną linią obrony jest teraz zwiększanie aktywności zawodowej. Należałoby wesprzeć te osoby szkoleniami, podnoszeniem kwalifikacji. To by wykreowało 250 tys. miejsc pracy w gospodarce - powiedział Marcin Mrowiec.
Widząc spowolnienie gospodarcze na świecie firmy będą mniej inwestować. Mimo, że wykorzystanie mocy produkcyjnych jest najwyższe w historii, koszty pracy wciąż rosną, a więc należałoby zastępować ludzi maszynami, koszt kapitału jest niski, a banki mają wciąż sporą skłonność do kredytowania. Prywatne firmy nawet w szczycie boomu, z jakim mieliśmy do czynienia w tym roku, inwestowały bardzo oszczędnie, a teraz będą jeszcze bardziej ostrożne.
- Spowolnienie na Zachodzie to nie jest otoczenie, które skłaniałoby firmy do inwestowania - powiedział Marcin Mrowiec.
- Zobaczymy, co się będzie działo w gospodarce globalnej w drugiej połowie przyszłego roku. Gdyby było dobrze, gdyby nastąpiło uspokojenie, to od strony inwestycji prywatnych można się spodziewa pozytywnego zaskoczenia. Dziś to tylko spekulacja - dodał.
Dlatego dynamika wzrostu inwestycji powinna się obniżyć z tegorocznych ponad 7 proc. do 6 proc. Inwestycje publiczne będą ratowane przez środki napływające do Polski z budżetu Unii Europejskiej. W sumie, na całą tę perspektywę budżetową środki unijne stanowią 19 proc. PKB za 2017 rok i sporo pieniędzy pozostało jeszcze do wydania. Co będzie n, kiedy w kolejnych latach napływ pieniędzy z Unii się zmniejszy?
- Mniejszy napływ finansowania zewnętrznego to mniejszy udział inwestycji, głównie infrastrukturalnych (...) Z tego ryzyka zdajemy sobie sprawę od dłuższego czasu. Jest przekonanie, że powinniśmy wypracować - jako kraj - nowe systemy wspierania takich inwestycji. Czy jest wypracowany nowy model? Chyba nie do końca - powiedział Marcin Mrowiec.
Tymczasem jednak w tym roku, w każdym kolejnym miesiącu, liczba umów o dofinansowanie z funduszy unijnych jest niższa niż w analogicznych miesiącach poprzedniego roku. A to może oznaczać, ze wykorzystanie funduszy unijnych w 2019 roku też nieco wyhamuje.
Dlaczego zatem polska gospodarka wyhamuje, ale umiarkowanie, gdy na przykład w Niemczech są już obawy o recesję? Będziemy korzystać z unijnych funduszy. Nadal jesteśmy krajem nadganiającym, a takie gospodarki rosną szybciej niż dojrzałe. Wciąż mamy przewagi kosztowe, nawet jeśli koszty pracy rosną aktualnie bardzo szybko. Koszt godziny pracy w przetwórstwie przemysłowym w Polsce wynosi 10 euro, gdy średnia unijna - 26 euro, a w Niemczech jest to 36 euro.
- Cały czas opłaca się w Polsce zbudować fabrykę - powiedział Marcin Mrowiec.
Drugą przewagę daje elastyczny kurs walutowy. Słabszy złoty przynosi dodatkową marżę eksporterom. Marcin Mrowiec dodaje, że także dzięki temu inflacja w Polsce jest niska, bo firmy, które eksportują, nie muszą przenosić kosztów pracy na ceny w kraju.
Wzrost cen w przyszłym roku będzie jednak szybszy niż w poprzednich latach - uważają analitycy Pekao. Wprawdzie aktualnie wskaźnik cen konsumpcyjnych w Polsce należy do najniższych w Europie, ale inflacja ruszy w górę. Rosnące ceny prądu i paliw muszą odbić swój ślad w cenach innych towarów i usług.
I tak wzrost cen prądu o 15 proc. podbije ceny towarów i usług o ok. 0,3 punktu proc. Jeśli średnia cena ropy na świcie wyniesie 72 dolary za baryłkę, inflacja w Polsce przez większą część przyszłego roku będzie wynosić ok. 2,5 proc., ale pod koniec roku podskoczy do 3 proc. Gdyby jednak ropa podrożała do 100 dolarów za baryłkę, inflacja wyskoczyłaby szybko do 3 proc., a pod koniec 2019 roku nawet powyżej 4 proc.
- Wyjąwszy scenariusz dużego kryzysu zakładamy, że presja inflacyjna będzie narastać. Rośnie inflacja bazowa i będzie dalej rosnąć. Do co najmniej korekcyjnej podwyżki stóp dojdzie prawdopodobnie w marcu 2020 roku - powiedział Marcin Mrowiec.
Spowolnienie w gospodarce światowej już wyraźnie widać. Ale jakie to spowolnienie będzie? Czy tak gwałtowne jak w 2009 roku, kiedy po upadku banku Lehman Brothers kryzys rozszalał się po całym świecie?
- Z danych wynika, że już weszliśmy w okres spowolnienia. Czy powtórzy się scenariusz z lat 2007-9, czyli kryzys? Zakładamy, że spowolnienie będzie stopniowe i zakończy się miękkim lądowaniem - powiedział Marcin Gontarz, szef działu analiz Pekao Investment Banking.
Spowolnienie gospodarki światowej odbije się na polskim rynku akcji. Indeks WIG, który w tym roku stracił już 12 proc. może dalej spadać, o kolejna kilkanaście procent. Zdaniem analityków Pekao, dołek notowań powinien nastąpić w ciągu pierwszych trzech kwartałów przyszłego roku. Pod koniec przyszłego roku ceny akcji powinny zacząć znowu rosnąć, gdyż wyniki spółek okażą się solidne, a rynek odczuje napływ pieniędzy z Pracowniczych Programów Kapitałowych. Będzie to ok. 300-400 mln zł miesięcznie - szacują analitycy Pekao.
Jacek Ramotowski