Miliarder z USA zginął w 70. urodziny. Doszło do tragicznego wypadku
Nie żyje James Crown - amerykański biznesmen i miliarder. Zginął w wypadku podczas imprezy zorganizowanej z okazji jego 70-tych urodzin na torze wyścigowym. "Jim reprezentował Amerykę w jej najlepszym wydaniu" - napisał o zmarłym prezydent Joe Biden.
Do zdarzenia doszło w niedzielę na torze Aspen Motorsports Park w miejscowości Woody Creek w Kolorado. W wypadku brał udział wyłącznie pojazd, którym kierował James Crown. Według świadków, samochód z dużą prędkością uderzył w barierę ochronną na torze. Tragedia miała miejsce podczas świętowania 70. urodzin miliardera.
James Crown był jednym z najbogatszych obywateli Stanów Zjednoczonych. W 2020 r. Forbes oszacował aktywa jego rodziny na 10,2 mld dolarów. Był też uważany za jednego z najbardziej wpływowych ludzi biznesu. Mieszkał w Chicago, ale często podróżował do Kolorado, gdzie prowadził firmę Aspen Skiing zarządzającą infrastrukturą narciarską.
Crown był też dyrektorem generalnym swojej rodzinnej firmy inwestycyjnej Henry Crown and Company (jej założycielem był jego dziadek Henry, przemysłowiec z Chicago), a także dyrektorem przedsiębiorstwa zbrojeniowego General Dynamics. Od wczesnych lat 90. zasiadał też w zarządzie banku JPMorgan.
Lokalne władze badają obecnie okoliczności wypadku. "Dokładne przyczyny zgonu nie są jeszcze znane, ale jasne jest, że doszło do rozległych obrażeń ciała" – poinformowała telewizja CNN powołując się na przedstawiciel biura koronera z hrabstwa Pitkin, w Kolorado, gdzie doszło do tragedii.
Miliardera pożegnał Joe Biden. "Jim reprezentował Amerykę w jej najlepszym wydaniu - pracowity, o wielkim sercu i zawsze troskliwy. Był dobrym człowiekiem, drogim przyjacielem i wspaniałym Amerykaninem" - napisał w oświadczeniu opublikowanym na stronie Białego Domu prezydent USA. Kondolencje przekazał rodzinie miliardera również Jamie Dimon, dyrektor generalny JPMorgan.
James Crown pozostawił w żałobie żonę i czworo dzieci.
EW