My się cudzoziemców nie boimy

Czterech na pięciu Polaków uważa, że cudzoziemcy powinni mieć prawo do pracy w Polsce. Jednocześnie co trzeci z nas obawia się, że mogą być oni konkurencją w dostępie do zatrudnienia.

47 proc. Polaków uważa, że obcokrajowcy powinni pracować w RP na takich samych zasadach jak jej obywatele, a dalsze 35 proc., że powinni mieć prawo do pracy, ale pod pewnymi warunkami - wynika z raportu Pracowni Badań Społecznych, sporządzonego na zlecenie Gazety Prawnej. Jednocześnie aż 39 proc. spośród tych osób, które akceptują pracę cudzoziemców w Polsce, uważa, że prawo to w tym samym czasie powinni uzyskać nie tylko obywatele Unii Europejskiej, ale także inni cudzoziemcy.

- Pozytywnie oceniamy decyzję rządu o otwarciu naszego rynku pracy na wszystkie kraje Unii oraz Bułgarię i Rumunię. Polska zawsze korzystała na tym, że otwiera się na Europę czy świat - mówi Henryk Michałowicz, ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich.

Jego zdaniem trudno się spodziewać, że do pracy w Polsce masowo przyjadą obywatele krajów starej Unii.

Brakuje rąk do pracy

Połowa ankietowanych, która popiera otwarcie rynków pracy, pozwoliłaby pracować cudzoziemcom w zawodach, w których brakuje polskich pracowników, a dalsze 16 proc. tylko przy pracach sezonowych. Zatrudnienie obcokrajowców przy wszystkich rodzajach prac popiera co trzeci respondent.

- W Polsce problemem staje się, jeśli już nim nie jest, to, jak zapełnić rynek pracy pracownikami wykonującymi proste prace. Jeśli chcemy, aby wzrost gospodarczy się utrzymywał, aby firmy realizowały kontrakty, musimy szerzej otworzyć swój rynek pracy dla pracowników ze Wschodu - głównie Ukraińców - uważa Maciej Eckardt, wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Warszawie.

Nie będzie najazdu

Zdaniem ekspertów napływ pracowników z krajów dawnej Piętnastki będzie miał marginalny charakter.

- Nie spodziewamy się też dużego napływu do Polski Bułgarów i Rumunów, nawet gdyby Polska jako jedyny kraj unijny otworzyła dla nich rynek pracy. Ograniczenia już zapowiedziały Wlk. Brytania, Irlandia oraz Dania. Nie jesteśmy aż tak atrakcyjnym rynkiem, aby masowo przyjeżdżali do nas pracownicy z tych krajów - uważa Janusz Grzyb, wicedyrektor Departamentu Migracji w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej. Mimo to, aż 63 proc. ankietowanych sądzi, że obcokrajowcy mogą stanowić poważną konkurencję dla Polaków w dostępie do pracy. Pracowników zza granicy nie obawia się co trzeci respondent badania.

Obecnie na polskim rynku brakuje m.in. pracowników budowlanych, specjalistów niższego szczebla (np. spawaczy, hydraulików, ślusarzy), anestezjologów, personelu medycznego, pracowników rolnych, a także nauczycieli (zwłaszcza języka angielskiego). W dużej mierze to wina złego systemu edukacyjnego, który promuje wykształcenie ogólne, a nie techniczno-zawodowe. Jednak większy wpływ na zaistniałą sytuację mają wyjazdy wykwalifikowanej siły roboczej z Polski do krajów zachodnioeuropejskich. W opinii ekspertów możemy się spodziewać napływu do Polski kadry menedżerskiej z krajów tzw. starej Piętnastki. Jednak ze względu na wymagania finansowe (będą oni zatrudniani na podstawie tzw. pakietów konkurencyjnych, czyli w przeliczeniu na złotówki zarobią tyle samo co w swojej ojczyźnie) nie powinni stanowić istotnego zagrożenia dla dobrze wykształconych Polaków. Podstawową barierą migracji do Polski będzie język - tak jak w przypadku Szwecji, gdzie wyjechało znacznie mniej Polaków niż np. do Anglii, bo mało osób zna szwedzki.

Prawdziwym zagrożeniem może być jednak podejmowanie przez obcokrajowców zatrudnienia w szarej strefie.

Liczymy na rewanż

- Możemy ściągnąć do Polski na przykład Ukraińców, ale pytanie, czy będą woleli pracować legalnie za 1000 zł, czy raczej nielegalnie na przykład za 1500 zł. Jeśli nie obniżymy kosztów pracy, będziemy mieć kłopoty zarówno z szarą strefą, jak i ze znalezieniem fachowców - uważa Maciej Eckardt.

Jakie są więc korzyści z otwarcia polskiego rynku pracy?

- Mamy nadzieję, że nasza decyzja w sprawie otwarcia rynku pracy przyczyni się do tego, że pozostałe kraje Unii zrewanżują się tym samym - zarówno nam, jak i innym nowym członkom - mówi Henryk Michałowicz.

Badanie zostało zrealizowane w dniach 3-5 listopada 2006 r. na ogólnopolskiej reprezentatywnej 1031-osobowej próbie Polaków.

Reklama

Łukasz Guza

OPINIA
Michał Boni, ekspert rynku pracy

Nie przypuszczam, aby przyznanie prawa do pracy obywatelom państw UE miało znaczny wpływ na krajowy rynek pracy. Rumuni i Bułgarzy będą raczej migrować do zbliżonych kulturowo krajów śródziemnomorskich, zwłaszcza że średnia płaca w Polsce jest wciąż znacznie niższa niż w większości innych państw UE. Z kolei ewentualne otwarcie polskiego rynku pracy dla obywateli np. z Ukrainy może mieć pozytywny wpływ, o ile ustawodawca wprowadzi przepisy ochronne, uniemożliwiające podejmowanie przez nich zatrudnienia w szarej strefie. Ponadto należy także odciążyć samych pracodawców, tak aby opłacało im się legalnie zatrudniać pracowników ze Wschodu. Natomiast obawy Polaków co do konkurencyjności cudzoziemców na naszym rynku pracy są moim zdaniem nieuzasadnione. Jesteśmy lękliwym narodem, a politycy potrafią to wykorzystać i spotęgować nasze obawy.

Współpraca Bartosz Marczuk

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: My | obywatelstwo | rynek pracy | cudzoziemcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »