Na dzieła sztuki do Zamku Królewskiego wydano 115 mln zł. "Dwie trzecie zakupów nietrafione"
Zamek Królewski w Warszawie jest jednym z najważniejszych miejsc na historycznej i architektonicznej mapie Polski. Małgorzata Omilanowska, nowa dyrektorka Zamku Królewskiego zdradziła w rozmowie z "Polityką", jak wyglądała polityka zakupowa jej poprzednika Wojciecha Fałkowskiego. "Wszyscy się zorientowali, że tu się kupuje 'bez trzymanki' i bez pytania o cenę" - powiedziała Małgorzata Omilanowska.
Choć obecnie Zamek Królewski w Warszawie pełni przede wszystkim funkcje muzealne, to kiedyś był siedzibą królów, Sejmu, a także miejscem urzędowania ostatniego prezydenta II RP Ignacego Mościckiego.
Przypomnijmy, że 11 września br. prof. Wojciech Fałkowski został odwołany z funkcji dyrektora Zamku Królewskiego w Warszawie. Stanowisko to pełnił przez siedem lat. Jego miejsce zajęła Małgorzata Omilanowska.
"Polityka" przypomina, że choć Małgorzata Omilanowska została wybrana przez radę powierniczą Zamku Królewskiego w Warszawie na stanowisko dyrektora już dziewięć lat temu, to ówczesny minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński decyzji tej nie zaakceptował.
W rozmowie z tygodnikiem Małgorzata Omilanowska opowiedziała o polityce zakupowej swojego poprzednika Wojciecha Fałkowskiego. Nowa dyrektorka Zamku Królewskiego w Warszawie stwierdziła w wywiadzie, że podejmowane przez jej poprzednika decyzje dotyczące finansów publicznych "były poważnym obciążeniem dla budżetu państwa i częstokroć sprzeczne z zasadami, jakie obowiązują osoby dysponujące środkami publicznymi".
"Ostatnia transakcja została dokonana przez dyrektora już w czasie, gdy wiedział, że rozpoczęto procedurę rozwiązania z nim kontraktu. Wiedząc, że odchodzi, wydał kolejne pieniądze polskiego podatnika według swojego uznania" - dodała.
Zaznaczyła, że Fałkowski wydał w latach 2018-24 na zakupy dzieł sztuki 115 mln zł. Jak oceniła, mniej więcej jedna trzecia tych zakupów była trafiona, czyli merytorycznie zgodna z profilem Zamku Królewskiego.
"Ale dwie trzecie uważam za nietrafione, czyli do Zamku nieprzynależne, i trzeba by specjalnie przeformułować tożsamość tego miejsca, żeby je tu pokazać. Część z nich zapewne nigdy nie opuściłaby magazynów. Wyjściem, które widzę, jest oddanie ich w depozyt do innych państwowych placówek muzealnych w Polsce, by można było je pokazać w takim rodzaju wnętrz, do których zostały stworzone" - powiedziała.
Według Małgorzaty Omilanowskiej, za poprzedniego kierownictwa w Zamku Królewskim zabrakło precyzyjnie opisanej strategii zakupowej i polityki gromadzenia zbiorów. "Większość zakupów inicjował sam pan dyrektor, który był stałym gościem na różnych targach antyków czy staroci. Na te poważne zagraniczne przyjeżdżał jako gość honorowy, był zapraszany na tzw. VIP-zwiedzania, czyli dzień wcześniej niż oficjalne otwarcie" - powiedziała.
"Czerwone karteczki z napisem 'reservé' przyklejał własnoręcznie na przedmiotach, które mu się spodobały, a nie na tych, których Zamek potrzebuje" - dodała Omilanowska.
Podkreśliła, że zakupy były robione z dotacji celowej ministra kultury Piotra Glińskiego, sponsoringu spółek Skarbu Państwa i z rezerwy rządowej premiera Mateusza Morawieckiego.
"Na liście faktur jest 385 pozycji, ale niektóre zakupy obejmują kilkaset przedmiotów. Słowem: z rozmachem. Co więcej, mamy tu do czynienia ze swoistą demoralizacją rynku sztuki, bo wszyscy się zorientowali, że tu się kupuje 'bez trzymanki' i bez pytania o cenę. W związku z tym nawet jeżeli jakieś przedmioty nabywano zasadnie, to i tak za drogo" - oceniła dyrektorka Zamku Królewskiego.