Nadszedł czas dla zawodówek
W tym roku, po raz pierwszy od kilku lat, absolwenci gimnazjów przy wyborze szkoły preferują technika i zawodówki. Liczą, że po ich ukończeniu łatwo znajdą pracę. Tymczasem szkoły nie podejmują współpracy z przedsiębiorstwami a większość absolwentów szkół zawodowych nie pracuje w swoim zawodzie.
Tymczasem większość szkół nie przygotowuje do wykonywania zawodu.
Teoretyczny egzamin
Ponad 250 tys. absolwentów techników i szkół zawodowych przystąpi dziś do zewnętrznego egzaminu zawodowego potwierdzającego ich kwalifikacje. Jednak część praktyczna egzaminu, tak jak w ubiegłym roku, będzie polegała na opisaniu czynności, które powinny być wykonane.
- Spośród dwunastu zawodów, w jakich kształcimy, tylko w dwóch: technik informatyk i asystent realizatora dźwięku, egzamin będzie naprawdę praktyczny - mówi Małgorzata Świst, dyrektor Regionalnego Ośrodka Edukacji Szkoła Policealna we Wrocławiu i Poznaniu.
Przyszli pracownicy administracji, spedycji, technik architektury krajobrazu, technik ochrony środowiska, technik hotelarstwa, w ciągu 180 lub 240 minut opracują na kartce projekt realizacji określonych prac.
- Przyszła kosmetyczka będzie posługiwała się na egzaminie papierem, czarnym długopisem, ołówkiem i gumką - wyjaśnia Bogna Skoraszewska, wicedyrektor Zespołu Szkół Budowlanych im. E. Kwiatkowskiego w Koninie.
Pracownicy Centralnej Komisji Egzaminacyjnej twierdzą jednak, że osoba ze średnim wykształceniem musi umieć zaplanować pracę, pokierować podwładnymi, czyli przygotować plan pracy.
Przedsiębiorcy podkreślają jednak, że większości absolwentów brakuje podstaw praktycznych do wykonywania wyuczonego zawodu.
- Potrafią opowiedzieć, jak robi się krzesło, ale nie potrafią go zrobić - wyjaśnia Maciej Prószyński ze Związku Rzemiosła Polskiego.
Tezę tę potwierdza Marcin Kęsy z Uniwersytetu Zielonogórskiego, autor obronionej na Uniwersytecie Jagiellońskim pracy doktorskiej: Analiza kwalifikacji indywidualnych absolwentów szkół zawodowych w świetle zapotrzebowania pracodawców w województwie lubuskim.
Fikcyjne praktyki
Z badań, które przeprowadził, wynika, że ponad połowa uczniów nie odbywa praktyk zawodowych, w efekcie posiada minimalne doświadczenie potrzebne przy rozpoczęciu pracy. Uczniowie muszą odbyć co prawda praktyki, ale nikt nie sprawdza, co w tym czasie robią.
- Zwykle parzą kawę lub robią porządki, zamiast wdrażać się do pracy - mówi Marcin Kęsy.
Przedsiębiorcy dodają, że szkoły nie chcą z nimi współpracować.
- Dyrektorzy chętnie przysłaliby uczniów na praktyki, ale na swoich zasadach. Chcą, aby trzy dni chodzili do szkoły, a tylko dwa do zakładu. Tymczasem powinno być na odwrót - wyjaśnia Maciej Prószyński.
W wielu zawodach ważne jest, aby praktyki trwały nieprzerwanie kilka tygodni. Niewiele placówek chce dostosować się do takich wymagań.
Z przygotowanego przez Centralny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli raportu Edukacja Ekonomiczna w Szkołach Ponadgimnazjalnych wynika ponadto, że aż 50 proc. nauczycieli przedsiębiorczości nie nawiązuje współpracy z właścicielami firm. Oznacza to, że w prowadzeniu lekcji korzystają tylko z podręczników. Tymczasem jedna wizyta w szkole przedsiębiorcy może więcej nauczyć niż kilka godzin suchych wykładów.
Rynek sobie, szkoły sobie
Zbigniew Żurek z Business Center Club dodaje, że zawody, w jakich kształcona jest młodzież, nie odzwierciedlają potrzeb przedsiębiorców. Potwierdzają to również badania Marcina Kęsego. Większość młodych osób nie wie, czy istnieje popyt na zawód, którego się uczą.
Ponadto szkoły dysponują przestarzałą bazą dydaktyczną, maszynami, które nie są obecnie wykorzystywane przez zakłady produkcyjne. Ponadto nieaktualne są również programy nauczania. Krzysztof Baczyński ze Związku Nauczycielstwa Polskiego twierdzi, że na 186 zawodów ujętych w klasyfikacji zawodów szkolnych, tylko 63 ma podstawy programowe.
Wyjątkowe szkoły
Brak fachowców zmusza jednak przedsiębiorstwa do aktywnego poszukiwania przyszłych pracowników. Niektóre firmy angażują się w edukację ponadgimnazjalną. Metrogroup, właściciel sklepów wielkopowierzchniowych, oferuje 19 szkołom handlowym praktyki dla przyszłych handlowców oraz szkolenia dla nauczycieli z nowoczesnych technik sprzedaży. Z kolei Volkswagen Poznań współpracuje z Zespołem Szkół Zawodowych w Swarzędzu, kształcącym przyszłych mechatroników. Dzięki temu przyszli pracodawcy mają pewność, że zatrudnią dobrze wykształconych fachowców. To jednak kropla w morzu potrzeb.
Dlatego przedsiębiorcy postulują o zmianę systemu szkolnictwa zawodowego.
Recepta na sukces
W Polsce należy wprowadzić dualny system kształcenia, czyli zwiększyć wymiar zajęć praktycznych. Konieczne jest stworzenie instrumentów prawnych mobilizujących szkoły i sa- morządy do współpracy z pracodawcami. ZNP proponuje zwiększyć liczbę doradców zawodowych w gimnazjach.
- Młodym osobom trzeba tłumaczyć, co mogą robić i jacy fachowcy będą poszukiwani w danym regionie - mówi Ewa Koniakowska-Kruk z ZNP.
- Ważne jest również, żeby państwo partycypowało w skutecznym kształceniu młodzieży - mówi prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych.
Ministerstwo Edukacji Narodowej widzi konieczność zmiany systemu szkolnictwa zawodowego. W latach 2007-2013 dzięki Programowi Operacyjnego Kapitał Ludzki do systemu szkolnictwa zawodowego trafi prawie 1 mld euro.
- Mam nadzieję, że dzięki takiej pomocy zostaną m.in. dobrze zdiagnozowane potrzeby lokalnych rynków pracy - mówi Sylwia Sysko-Romańczuk, wiceminister edukacji.
Eksperci twierdzą jednak, że za funduszami powinny pójść zmiany systemowe.
- Jeśli nie zostaną podjęte szybko odpowiednie działania, to już za kilka lat w ogóle nie będziemy mieli własnych fachowców po szkołach zawodowych - podkreśla profesor Kabaj.
Jolanta Góra