Nie było współpracy
Premier odwołał szefa Agencji Rynku Rolnego Jana Sobieckiego. Powodem była zła ocena efektów pracy prezesa ARR i niewystarczająca współpraca z ministrem rolnictwa.
Od 16 września Jan Sobiecki nie będzie już szefem Agencji Rynku Rolnego. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że ma go zastąpić Ryszard Pazura.
O odwołanie Sobieckiego wystąpił do premiera na początku lipca wicepremier, minister rolnictwa Jarosław Kalinowski. Powodem mojej decyzji było niewykonanie polecenia służbowego i niewystarczająca współpraca między Agencją Rynku Rolnego a ministrem rolnictwa - mówił wówczas Kalinowski.
Szalę goryczy przechylił, jak przyznał wicepremier, źle przeprowadzony przetarg na dopłaty do eksportu odtłuszczonego mleka w proszku. Na pytanie dziennikarzy, czy ten przetarg zostanie odwołany, Kalinowski odpowiedział: problem polega na tym, że prezes ARR podpisał już umowę, a tym samym nie wykonał mojego polecenia.
Do przetargu stanęło 58 firm, ale tylko 11 dostało dopłaty, a blisko dwie trzecie przypadło dwóm grupom firm. Formalnie przetargowi nic nie można było zarzucić, bo wybrano rzeczywiście firmy, które żądały najniższych dopłat: od 0,99 do 1,25 zł za kilogram proszku. Jednak nie rozwiązano problemu nadwyżki - pozostała ona w magazynach przegranych firm, a wygrani - mieli zapewnioną dotację często na wiele miesięcy produkcji. Po drugie - przeważająca część z nich miała zagranicznych inwestorów, a zgodnie z warunkami przetargu jego adresatami mieli być polskie mleczarnie.
Prezes ARR krytykowany jest również za sytuację w skupie zboża. Nie wyeksportowano w porę nadwyżek zboża, a ponadto za późno rozpoczęto podpisywanie umów z firmami skupujacymi.
Obecny system interwencji jest zły. Krytykują go ekonomiści i sami rolnicy. ARR wydaje olbrzymie kwoty na interwencję - jej zadłużenie na koniec roku wzrośnie do ponad 2 mld zł. Niestety, efekty są mizerne. Prowadzą do jeszcze większej nadprodukcji i jeszcze większego ubożenia wsi.
W wielu przypadkach pieniądze trafiają do firm pośredniczących a nie do rolników. Bogacą się chłodnie, które dostają dotacje za przechowywane mięso, masło. Bogacą się magazyny przechowujące zboże z dopłatami. Korzystają firmy skupujące zboże - wielu rolników skarży się, że przechwytują one przeznaczone dla nich dopłaty. Korzystają mleczarnie. Ostatni przykład interwencji na rynku mleka: rząd przyznał rolnikom dopłaty w wysokości 7 groszy do litra. Jak okazało się, natychmiast o mniej więcej tyle mleczarnie - pośredniczące w przekazywaniu dopłat rolnikom - obniżyły ceny skupu mleka.
Magazynowane produkty często z powrotem trafiają na rynek. Zdarzało się, że ARR wyprzedawała z magazynów zapasy w sytuacji, gdy na rynku była nadpodaż. Natomiast zbyt mało pieniędzy przeznacza się na dopłaty do eksportu, który pozwoliłby na rzeczywiste zdjęcie nadwyżki z rynku.
System jest też korupcjogenny - o rozdziale środków decydują bowiem urzędnicy.
Nasz system znacząco różni się od unijnego - tam pieniądze na interwencję na rynku rolnym mają być z założenia rekompensatą wypłacaną rolnikom za utracone korzyści z powodu niskich cen rynkowych żywności.
Komentuje dla PG
Władysław Serafin, prezes Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych
Potrzeba kompleksowej zmiany systemu interwencji na rynkach rolnych. W tej chwili mamy do czynienia ze skupem przeprowadzanym metodami komunistycznymi, podejmowanym doraźnie, w odpowiedzi na protesty rolników. Agencja zachowuje się jak wolny elektron. Jej działalność jest nieplanowa, przypadkowa i nie przynosi oczekiwanych efektów. Nie ma systemu magazynów, nie ma systemu reagowania na sytuacje kryzysowe. Pieniądze na interwencje nie trafiają do rolników, a do przedsiębiorstw skupujących i magazynujący płody rolne. A jeśli beneficjentami są rolnicy - to tylko bardzo wąska, kilkuprocentowa grupa. Powstaje iluzja interwencji: państwo jest zadowolone, że wiele wydało, ale większość rolników nie odczuwa poprawy swego bytu. Potrzebny jest długofalowy program interwencji państwa na wypadek wystąpienia znaczących nadwyżek. Potrzebna jest zmiana systemu dopłat, by pieniądze trafiały bezpośrednio do rolnika.
Sobiecki
Doświadczenie zawodowe w ARR miał duże: pracował w niej przez wiele lat - najpierw jako kierownik Biura Rezerw Państwowych, potem w latach 1995-97 jako wiceprezes, a ostatnio - jako prezes. Jego związki z rolnictwem są bogatsze - skończył studia na Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie, kierował Chłodnią Ciechanów. Ma też podyplomowe studia marketingu w Szkole Głównej Handlowej. To nie wystarczyło, by mógł zadowolić efektami pracy partyjnego kolegę z PSL, ministra rolnictwa Jarosława Kalinowskiego, który nie krył, że pomiędzy nimi "brak jest współpracy"; ani polskich rolników, którzy winą za obecną trudną sytuację na rynku rolnym obarczają głównie ARR. Jest żonaty, ma dwoje dorosłych dzieci, a dziś kończy 50 lat - dostał więc od premiera niemiły prezent.
Ryszard Pazura
Nieoficjalnie mówi się, że będzie nowym prezesem ARR. Z wykształcenia jest ekonomistą, absolwentem SGPiS. Był wiceministrem finansów we wszystkich rządach od 1987 do stycznia 1998 r. Potem był prezesem Banku Gospodarstwa Krajowego, niedawno został odwołany z tego stanowiska. Od wielu lat prowadzi wykłady w Wyższej Szkole Ubezpieczeń i Bankowości.