Nie muszą zaciskać pasa
Renciści i emeryci zyskają na wysokiej inflacji i wzroście pensji. Rząd nie ma zamiaru ograniczyć indeksacji świadczeń wyłącznie do jednego wskaźnika
Zmiana obecnych zasad waloryzacji rent i emerytur mogłaby spowodować, że w kasie państwa pozostałoby 3 - 4 mld zł. Renciści i emeryci zamiast średnio 60 zł podwyżki dostaliby około 40 zł miesięcznie.
Oszczędności przyniosłoby oparcie waloryzacji nie na poziomie inflacji i 20-proc. wzroście średnich płac w gospodarce, jak jest teraz, ale wyłącznie na tym pierwszym wskaźniku.
- Takie posunięcie miałoby uzasadnienie ekonomiczne, ponieważ dla emeryta różnica w podwyżce nie byłaby tak znacząca, a w skali budżetu to duża kwota - wyjaśnia wiceminister finansów Elżbieta Chojna-Duch. - To jednak temat polityczny i nie sądzę, aby ktokolwiek zdecydował się na wysunięcie takiej propozycji.
Według Janusza Jankowiaka, członka zespołu doradców premiera, jeśli w 2008 roku średnioroczna inflacja osiągnie 4 - 5 proc., a średni wzrost płac znajdzie się na poziomie około 7 proc., to całkowity koszt waloryzacji w 2009 r. wyniesie 7,2 - 8,5 mld zł. Rok później koszty dla budżetu mogą wzrosnąć do 12 mld zł. - Gdyby indeksację ograniczyć wyłącznie do inflacji, wówczas kosztowałaby ona państwo 4 - 5 mld zł - dodaje ekonomista.
Agnieszka Chłoń-Domińczak, wiceminister pracy, uważa, że nie jest to możliwe. - Obecne zasady waloryzacji to wynik konsensusu społecznego. Gdybyśmy chcieli ograniczyć wzrost emerytur i rent, spotkałoby się to z protestami organizacji emeryckich i związków zawodowych - wyjaśnia.
Więcej w "Rzeczpospolitej"