Nie oczekujmy podwyżek!

Polska w br. będzie krajem o jednym z najniższych wzrostów płac w Unii Europejskiej - uważają eksperci firmy Hudson Global Resources. Według nich, podwyżek może się spodziewać tylko 27 proc. polskich pracowników.

Polacy mogą oczekiwać w br. 1 proc. realnego wzrostu wynagrodzeń (4 proc. w ujęciu nominalnym). Według ekspertów portalu Wynagrodzenia.pl oznacza to właściwie zamrożenie siły nabywczej pensji na poziomie z ubiegłego roku. Według Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, przedstawiona prognoza dotycząca wzrostu wynagrodzeń jest nieco zaniżona. W opinii wiceprezesa Instytutu Macieja Grabowskiego, wzrost pensji może być średnio nieco wyższy, ponieważ bardzo szybko (choćby w 2004 i 2003 r.) rośnie wydajność pracy.

Obecnie płaca minimalna w naszym kraju wynosi 849 zł i jest wyższa od ubiegłorocznej o 25 zł, a od minimalnego wynagrodzenia z 2003 r. o 49 zł. Wynagrodzenie w podobnej wysokości otrzymuje ok. 370 tys. zatrudnionych. Kwota ta jest zgodna z zapisanym w budżecie przyrostem wynagrodzeń dla pracowników sfery budżetowej. Jednocześnie rząd założył, że średnioroczny wskaźnik wzrostu wynagrodzeń u przedsiębiorców wyniesie maksymalnie 4,5 proc. Wprawdzie ustalenie to nie ma praktycznego znaczenia dla większości polskich firm, wpłynie jednak na zarobki pracowników w firmach z sektora publicznego. - W skali kraju może mieć to ogromne znaczenie, ponieważ zatrudnieni tam pracownicy stanowią około 45 proc. wszystkich zatrudnionych. A podwyżki wynagrodzeń dla tej grupy pracowników będą miały niebagatelny wpływ na decyzje prywatnych pracodawców, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę roszczenia płacowe związków zawodowych, które nasiliły się pod koniec ub.r. - podkreślają eksperci.

Nie zgadza się z tym wiceprezes Maciej Grabowski. - Trzeba wziąć pod uwagę przede wszystkim siłę związków zawodowych w konkretnym przedsiębiorstwie czy branży. Jeśli można sobie wyobrazić ich naciski np. w energetyce, to jest to już znacznie trudniejsze na poziomie np. prywatnego sklepu zatrudniającego kilka osób. Roszczenia płacowe organizacji związkowych, np. te dotyczące gwarancji zatrudnienia i płacowych w Enerdze, są kosztem dla całej gospodarki, nie należy jednak obawiać się, że będą oddziaływać na poziom płac w sektorze prywatnym - twierdzi wiceprezes.



Przypomnijmy, że w ub.r. z roszczeniami płacowymi wystąpili związkowcy z największych polskich przedsiębiorstw, m.in.: Ispat Polska Stal, KGHM, Orlen, Kompanii Węglowej czy Fiat Auto Poland. Postulowane podwyżki sięgały nawet 35 proc. Wprawdzie zarządy tych firm w większości nie spełniły żądań, nie można jednak wykluczyć kolejnych nacisków ze strony organizacji związkowych. - Gdyby największe polskie firmy w znaczący sposób podniosły płace pracowników, mogłoby to uruchomić eskalację żądań w innych przedsiębiorstwach.

37 proc. Polaków zarabia miesięcznie między 1 tys. zł a 2 tys. zł, 12 proc. między 3 a 4 tys. zł. Więcej niż 10 tys. zł na miesiąc otrzymuje około 2,9 proc. zatrudnionych. Co ciekawe, duża część naszego społeczeństwa (34 proc.) w ogóle nie otrzymuje premii, a 10 proc. otrzymuje przeciętną miesięczną premię w wysokości nieprzekraczającej 100 zł brutto. Wynika to z podsumowania wyników internetowego badania wynagrodzeń w ub.r. przeprowadzonego przez portal Wynagrodzenia.pl z innymi polskimi portalami, m.in. bankier.pl, pracuj.pl, gazetaprawna.pl, biznesnet.pl czy www.jobuniverse.pl. Według niego, duża część premii to w wielu przypadkach składnik wynagrodzenia zasadniczego wypłacany - w celu ukrycia kosztów pracy - "pod stołem". Jest bardzo prawdopodobne, jak podkreślają eksperci, że wielu pracowników otrzymuje pensję zasadniczą na poziomie płacy minimalnej, a pozostałą część w formie takiej premii.

Ze wspomnianego badania wynika ponadto, że zarobki 50 proc. ankietowanych kształtowały się w ub.r. między 1497 zł, a 3500 zł brutto. Jest to znacznie mniej niż w innych krajach Unii. Według wiceprezesa M. Grabowskiego, porównując nasze wynagrodzenia z pensjami w krajach europejskich, trzeba wziąć pod uwagę wartość naszej waluty. Z tego punktu widzenia nasze płace poszły w górę w ciągu ostatniego roku o około 15 proc. w ujęciu euro. - Nie sądzę, żebyśmy w najbliższych latach osiągnęli niemiecki poziom wynagrodzeń, natomiast jeżeli wzrost gospodarczy i wzrost wydajności pracy będą rosły tak, jak w roku ubiegłym, to można się spodziewać, że za 8-10 lat możemy osiągnąć płace na poziomie Portugalii - stwierdził wiceprezes. Jak dodał M. Grabowski, wyrównanie naszego poziomu płac z europejskim (a i w samej Unii różnice w poziomach wynagrodzeń są widoczne) nie jest procesem, który przebiegnie szybko.

Reklama

Izabela Rakowska

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: oczekiwania | zarobki | ekspert | firmy | spodziewać
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »