Nie rząd, lecz RPP

To nie polityka rządu osłabiła tempo wzrostu, lecz polityka pieniężna, która stała się zdecydowanie bardziej restrykcyjna. Czy jednak była zbyt restrykcyjna? To okaże się dopiero w styczniu 2004 roku.

To nie polityka rządu osłabiła tempo wzrostu, lecz polityka pieniężna, która stała się zdecydowanie bardziej restrykcyjna. Czy jednak była zbyt restrykcyjna? To okaże się dopiero w styczniu 2004 roku.

Nowa koalicja rządząca zarzuca rządowi AWS spowolnienie rozwoju gospodarczego. Jednak największa zmiana po 1997 roku nastąpiła nie w polityce gospodarczej rządu, lecz banku centralnego. I to dlatego w latach 1993-1997 PKB w Polsce rósł w tempie 6,3 proc. rocznie, zaś w ciągu ostatnich czterech lat tylko 3,7 proc. Nowy rząd musi sobie zdać sprawę, że NBP, partner w prowadzeniu polityki makroekonomicznej, stał się w ostatnich latach znacznie bardziej wymagający.



Co się stało?

Cóż takiego stało się, że wzrost PKB spadł aż tak bardzo pod rządami ekipy AWS-UW, że bezrobocie wzrosło, że słowo "recesja" staje się czymś więcej niż pojęciem z podręczników ekonomii? Polityka gospodarcza rządu nie zmieniła się na tyle, aby znacząco wpłynąć na wzrost gospodarczy w ostatnim okresie. Z czysto Keynesowskiego punktu widzenia trudno mówić o doprowadzeniu przez rząd gospodarki do zastoju. Poziom deficytów budżetowych pozostał bez zmian (blisko 3,5 proc. PKB). Sytuacja zewnętrzna też nie odegrała wielkiej roli - wprawdzie kryzys wschodnio-azjatycki i rosyjski przypadły na ten okres, ale wpływ tego pierwszego był w zasadzie pomijalny, drugiego zaś krótkotrwały.

Reklama

Zmienił się za to bank centralny. Powołana w 1997 r. Rada Polityki Pieniężnej, mająca w założeniu ustawodawców zastąpić jednoosobową władzę Hanny Gronkiewicz-Waltz, jeszcze poważniej podeszła do wyznaczonego przez siebie inflacyjnego celu średniookresowego. Krytykom RPP niełatwo zgodzić się z tym stwierdzeniem. Ale w porównaniu z realizacją średniookresowych strategii rządu (Leszek Balcerowicz zakładał w czerwcu 1999 roku zbilansowanie budżetu i spadek inflacji do 3 proc. w 2003 roku), RPP dąży do celu z bolesną niemal konsekwencją.

Wykres przedstawia poziom realnych stóp procentowych - liczonych przy założeniu oczekiwań adaptacyjnych (często nieświadomie, takie założenie przyjmują politycy i inwestorzy zagraniczni krytykujący politykę pieniężną NBP) i liczonych przy założeniu doskonałego przewidywania przyszłej inflacji. Wykresy te, choć różne, pokazują dosyć wyrazisty obraz. Po pierwsze, poziom realnych stóp procentowych (wszystko jedno jak liczonych) znacząco powiększył się po roku 1997. Widać to szczególnie przy założeniu niezmiennej inflacji (nawiasem mówiąc, realne stopy tak liczone pokazują dużą stabilność, co potwierdza przypuszczenia analityków o dużym wpływie wskaźników ogłaszanej inflacji na decyzje Rady).

Tak więc to polityka pieniężna stała się za rządów AWS-UW zdecydowanie bardziej restrykcyjna. Czy jednak była zbyt restrykcyjna? To okaże się dopiero w styczniu 2004 roku, kiedy to poznamy, czy RPP wywiązała się ze średniookresowego celu inflacyjnego. Jak dotąd, mimo możliwego spadku CPI poniżej 4 proc. w październiku, nie wygląda na to. Prognozy średniej inflacji na przyszły rok (rządowe!) sugerują jej wzrost do ponad pięciu procent. A z pięciu procent do poniżej czterech w 2003, przy odradzającym się wzroście gospodarczym (znów prognoza rządowa), jest dość daleko.



Też winien

Czy wobec tego rząd Jerzego Buzka jest całkiem bez winy? Czy cały proces spowolnienia gospodarczego jest prostym wynikiem ustalonego średniookresowego celu inflacyjnego i konsekwentnej jego realizacji przez Narodowy Bank Polski? Nie całkiem. Polityka gospodarcza rządu, choć niewiele różna od polityki poprzedników, nagle okazała się niewystarczająco ambitna dla NBP. Tempo ograniczania deficytu budżetowego było zbyt małe, a utrzymujący się spory poziom monopolizacji rynku paliw czy regulacje rynku żywności zmuszały RPP do utrzymywania wysokich stóp procentowych. Ofiarą padła cała gospodarka.

Oby nowy rząd wyciągnął lekcję z ostatnich czterech lat. Obezwładnienie Rady Polityki Pieniężnej, do czego dąży część polityków, jest z natury rzeczy bardzo krótkowzrocznym rozwiązaniem. Wystarczy spojrzeć na wzrost gospodarczy i inflację w okresie 1998-2000, kiedy to szybkie obniżenie stóp procentowych przyczyniło się wprawdzie do krótkotrwałego podbicia wzrostu, ale napędziło inflację. Pozostaje opcja trudniejsza - reforma rynku pracy, demonopolizacja rynku paliw i telekomunikacji, rezygnacja z "zapewnienia zyskowności polskiego rolnictwa" kosztem reszty społeczeństwa. Konieczna jest wreszcie gruntowna reforma systemu transferów socjalnych. Wtedy marzenia koalicji o obniżce stóp procentowych o dalsze 450 punktów bazowych będą możliwe do spełnienia (choć oczywiście nie do lutego 2002!). RPP jest wymagającym partnerem w prowadzeniu polityki gospodarczej, ale takim musi być, jeśli mamy ufać w stabilną przyszłość.



Autor jest ekonomistą w ING Banku Śląskim

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: tempo | polityka | PKB | rzad | Rada Polityki Pieniężnej | Okaże się | rząd
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »