Nikt nie wygra z dopalaczami?
Łódzka prokuratura umorzyła - ze względu na brak znamion przestępstwa - postępowanie w sprawie sprzedawanych w sklepie w Łodzi tzw. dopalaczy. Biegli uznali, że w składzie oferowanych tam produktów nie ma substancji odurzających lub psychotropowych i "zasadniczo" ich zażycie nie zagraża życiu i zdrowiu.
"Dopalacze", czyli substancje psychoaktywne, które mogą działać podobnie do narkotyków, można legalnie kupić w Polsce. Pod koniec sierpnia ub. roku pierwszy sklep z dopalaczami powstał w Łodzi, wcześniej te same substancje były oferowane za pośrednictwem internetu.
Prokuratura Rejonowa Łódź-Śródmieście prowadziła śledztwo w tej sprawie od jesieni ub. roku po zawiadomieniu prezydenta Łodzi o możliwości popełnienia przestępstwa z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Policja i prokuratura zabezpieczyły dwukrotnie próbki wszystkich substancji oferowanych w sklepie - pierwszy raz w październiku ub. roku, a później już po nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii - w maju tego roku. Zlecono ich przebadanie biegłym z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie.
Z ekspertyzy wynika, że w momencie wydawania opinii, czyli w czerwcu tego roku, w badanych próbkach nie stwierdzono środków odurzających, substancji psychotropowych oraz prekursorów zakazanych przez ustawę o przeciwdziałaniu narkomani, także już po majowych zmianach. - Oznacza to, że obecnie to, co sprzedawana jest w sklepie, nie narusza ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania.
Prokuratura przyznaje, że wcześniej w składzie części dopalaczy była m.in. benzylopiperazyna (BZP), której działanie przypomina działanie amfetaminy, ale wówczas jej sprzedaż nie była zakazana. Wraz ze zmianą ustawy i wpisaniu BZP na listę substancji zakazanych preparaty zawierające ją zostały wycofane ze sprzedaży. - Brak jest więc podstaw do stwierdzenia, że mamy do czynienia z naruszeniem ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii - zaznaczył Kopania.
Łódzcy śledczy badali też czy sprzedawane w sklepie używki stwarzają zagrożenie dla życia i zdrowia. Opinię w tej sprawie wydał biegły sądowy z zakresu toksylogii i - zdaniem prokuratury - nie dała ona podstaw do stwierdzenia, że doszło do popełnienia tego przestępstwa. Biegły toksykolog uznał, że "co do zasady" sprzedawane tam preparaty nie niosą bezpośredniego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia. Nie wykluczył jednak, że w indywidualnych przypadkach mogą one wywołać u niektórych osób poważne skutki.
- Zdaniem biegłego jest to jednak kwestia indywidualna, a w toku postępowania nie stwierdzono takich sytuacji, w których doszłoby do spowodowania na skutek użycia dopalaczy śmierci bądź uszczerbku na zdrowiu - wyjaśnił rzecznik prokuratury. Dodał, że w tej sprawie były przesłuchane osoby, które spożywały "dopalacze", zabezpieczono także dokumentację medyczną związaną z hospitalizacją jednej z takich osób.
- W tej sytuacji prokuratura uznała, że brak jest podstaw do stwierdzenia, że mamy do czynienia z popełnieniem przestępstwa i dlatego postępowanie zostało umorzone - dodał Kopania.
Od maja tego roku obowiązuje nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, która wprowadziła zakaz handlu niektórymi tzw. dopalaczami, czyli substancjami psychoaktywnymi, mogącymi działać podobnie do narkotyków. Początkowo nowela - zgodnie z wytycznymi UE - miała zakazywać handlu tylko "dopalaczami" zawierającymi benzylopiperazynę (około 10 proc. siły działania amfetaminy). Ostatecznie w toku prac rozszerzono zakaz rozprowadzania na w sumie 17 substancji, pochodzących także z roślin występujących w Ameryce Południowej i Środkowej oraz w Azji.
Dopalacze jednak nie zniknęły z rynku, gdyż producenci zmieniają ich skład, tak by nie było w nich zakazanych substancji. Ministerstwo Zdrowia zapowiada, że nadal będzie walczyć o zlikwidowanie handlu tymi środkami.
Według przedstawionych przed wakacjami danych Krajowego Biura do Spraw Przeciwdziałania Narkomanii, ok. 1,5 proc. młodych ludzi w Polsce deklaruje, że miało kontakt z dopalaczami. Przedstawiciele Biura podkreślają, że "dopalacze" są problemem nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach europejskich i żaden kraj nie dopracował się jeszcze skutecznej strategii przeciwdziałania temu zjawisku.