Nos Pinokia się wydłuża

Dobrego gospodarza klasy poznaje się nie po tym, jak zaczyna rok szkolny, lecz jak go kończy... W pierwszych miesiącach roku 2002/03 Leszek M. energicznie przygotowywał się do egzaminu kuratoryjnego.

Dobrego gospodarza klasy poznaje się nie po tym, jak zaczyna rok szkolny, lecz jak go kończy... W pierwszych miesiącach roku 2002/03 Leszek M. energicznie przygotowywał się do egzaminu kuratoryjnego.

Niedowiarków przekonywał, że do 13 grudnia wszystko wykuje na blachę. No i w Kopenhadze ostro się postawił, nadrabiając bajerem luki w opanowaniu materiału - więc zaliczył. Świadectwa były wypisywane 16 kwietnia w Atenach, zaś 7 i 8 czerwca całą szkołą odpowiedzieliśmy TAK na pytanie, czy chcemy mieć takie świadectwo.

Poza wspomnianymi wydarzeniami, cały miniony rok zszedł gospodarzowi Leszkowi M. na przestawianiu kolegów z klasy. Najpierw wymienił Wieśka K. na Sławka C., a Jacka P. zdegradował o jedno oczko, stawiając nad nim Jurka H. Wkrótce potem wyrzucił za drzwi wszystkich chłopaków, którzy przychodzili w zielonych koszulkach. W sumie tych zmian dokonał tyle, iż sam się w nich pogubił. Niektóre ławki okazały się wyjątkowo chybotliwe. Sławka C., co to był po Wieśku K., szybko zastąpił Piotrek C. Miejsce po Jarku K. trochę grzał Adaś T., jednak musiał ustąpić młodemu Wojtkowi O. Nicponia Mariusza Ł. zastąpił Marek B., ale sobie poszedł, dlatego teraz siedzi tam Leszek S. Szczególne znaczenie miała zmiana skarbnika - drugoroczny (już raz się w rządowej klasie uczył) Grzesiek K. nijak nie dawał się sformatować, więc powrócił do własnej czasoprzestrzeni (razem z nożyczkami, sztuczną szczęką i innymi gadżetami). Wszystkie te kadrowe decyzje gospodarza zatwierdzał wychowawca, który wyrzucanym dawał na pamiątkę pióro, a nowych uczniów wyposażał w teczkę.

Reklama

Z każdym miesiącem cała polska szkoła mówiła o klasie Leszka M. coraz gorzej. Właściwie - oceniała tak wszystkie klasy z górnego korytarza. One same natomiast czują się tam doskonale i nie wyobrażają sobie, aby zakończyć edukację przed upływem pełnych czterech lat. Zdawał sobie z tego sprawę nasz gospodarz, sprytnie poddając swoją osobę ich osądowi. Głosowanie poszło po jego myśli - wszak następstwem wyniku negatywnego byłoby relegowanie z górnego korytarza wszystkich uczniów, a nie tylko wybranej klasy.

Do Leszka M. jak ulał pasuje określenie Pinokio. Drewniany nos kłamczucha wydłuża się z każdą pustą obietnicą, która okazuje się nieaktualna już po kilku lub kilkunastu dniach. Nic dziwnego, że i sam gospodarz bywa oszukiwany. Na przykład dobry wujek z Ameryki obiecał, że jeśli papierowe samoloty do zabawiania się na przerwach nasza klasa sprowadzi właśnie od niego, to razem z nimi dostanie fajne prezenty o wartości większej od samych samolocików. I na tych słowach się na razie skończyło...

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: nosze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »