Obniżenie ratingu Grecji oznaczałoby kolejny poważny kryzys
Obniżenie ratingu Grecji oznaczałoby kolejny kryzys. Tym razem jego konsekwencje byłyby znacznie poważniejsze, niż trzy lata temu, kiedy w USA pękła bańka na rynku nieruchomości - powiedzieli ekonomiści.
- W tej chwili nerwowość na rynkach finansowych jest już duża. Jeśli rzeczywiście S&P obniżyłby rating Grecji, to ta nerwowość wzrośnie. Grozi to tym, że sama Grecja zostanie jeszcze mocniej dotknięta kryzysem, ale oberwie się też innym krajom strefy euro, zwłaszcza tym, które mają podobne problemy fiskalne. Unia Europejska będzie się teraz zastanawiać, co zrobić, ale wydaje się, że problem jest na tyle rozległy, że bez udziału prywatnych banków się nie obędzie - powiedziała główna ekonomistka Banku Pocztowego Monika Kurtek.
W poniedziałek agencja ratingowa Standard&Poor's (S&P) poinformowała, że najnowszy plan ratunkowy dla Grecji nie wyprowadzi jej z długów, ale jeszcze bardziej pogrąży. Ponadto S&P ostrzegł przed francuską propozycją, zakładającą, że europejskie banki miałyby zainwestować pieniądze ze spłaty greckich obligacji w kolejne papiery dłużne tego kraju. Zdaniem S&P, oznacza to stan "selektywnej niewypłacalności". W efekcie agencja zagroziła, że może obniżyć rating kraju do poziomu D, czyli równego bankructwu. Podobne informacje dotyczące możliwości obniżki ratingu Grecji podała w połowie czerwca agencja Fitch.
Jak powiedziała Kurtek, konsekwencją obniżenia wiarygodności Grecji byłoby załamanie na rynku greckich obligacji, a posiadacze takich papierów, m.in. banki niemieckie i francuskie, poniosą jeszcze większe straty. Ponadto wzrósłby niepokój inwestorów dotyczący kolejnych krajów UE, które mają problemy fiskalne, m.in. Portugalii i Hiszpanii.
Dodała, że groziłoby to naruszeniem całego systemu bankowego. - Na rynku już pojawiły się opinie, że jeśli doszłoby do niewypłacalności Grecji, to konsekwencje dla sektora bankowego byłyby nawet gorsze, niż upadek banku Lehman Brothers - oceniła.
Amerykański bank Lehman Brothers 15 września 2008 r. ogłosił upadłość, co spowodowało panikę na giełdzie w USA, a w konsekwencji na całym świecie. Według wielu osób, to ogłoszenie upadłości przez bank zapoczątkowało kryzys finansowy, który rozprzestrzenił się na cały świat.
Główny ekonomista Deutsche Banku Arkadiusz Krześniak powiedział, że głównym problemem w przypadku obniżenia ratingu Grecji byłoby ryzyko braku akceptacji obligacji greckich, jako zabezpieczenia funduszy, pożyczanych bankom w tym kraju przez Europejski Bank Centralny. - Mogłoby to doprowadzić do utraty płynności przez banki greckie oraz spowodować kłopoty z płynnością na europejskim rynku międzybankowym - powiedział Krześniak.
Przyznał, że obniżenie wiarygodności Grecji wpłynęłoby negatywnie na nastroje inwestorów. - Obniżenie ratingu spowodowałoby ponowny wzrost awersji do ryzyka, wzrost rentowności obligacji w krajach peryferyjnych strefy euro, spadek cen aktywów ryzykownych. Zyskałyby waluty bezpieczne - m.in. szwajcarski frank i japoński jen - osłabiłyby się waluty krajów wschodzących w Europie - wymienił Krześniak.
Główny ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego Tomasz Kaczor w rozmowie z PAP zwrócił uwagę, że EBC zapowiedział, iż dopóki przynajmniej jedna z agencji ratingowych nie uzna, że Grecja jest bankrutem, będzie pożyczać jej pieniądze. - Samo ogłoszenie bankructwa przez Standard&Poor's nie ma więc katastrofalnych konsekwencji np. dla greckiego systemu bankowego - powiedział ekonomista.
Natomiast główny ekonomista BZ WBK Maciej Reluga przypomniał, że w związku z zapowiadanym obniżeniem ratingu dla Grecji, w UE powraca dyskusja na temat utworzenia unijnej agencji ratingowej. Eurokraci zarzucają agencjom S&P, Moody's i Fitch, że obecnie zbyt surowo oceniają Grecję, podczas gdy w przeszłości nie ostrzegały przed udzielaniem Grecji ryzykownych pożyczek.
Zdaniem Relugi, funkcjonowanie agencji ratingowych z wielu względów zasługuje na słowa krytyki.
- Trudno jednak uznać, że utworzenie kolejnej agencji poprawiłoby sytuację. Z pewnością potrzebne są zmiany dotyczące zasad funkcjonowania agencji ratingowych, np. zmiany odnośnie sposobu wynagradzania tych instytucji - tak, aby nie pochodziło ono jak dotychczas od emitentów długu - uważa Reluga.