Od 3,0 do 3,5 zł wymienią nam złotego?

Niedopuszczalne jest, że próbuje się w sposób administracyjny, a nie rynkowy ustalić kurs złotego - uważa Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. Polska może wejść do strefy euro po kursie 3,4-3,5 zł za euro - szacuje jednak ekonomista dr Ryszard Petru.

Zdaniem wicepremiera i ministra gospodarki Waldemara Pawlaka, obecny kurs złotego (3,63 zł/euro ) jest bliższy temu, który byłby korzystny dla gospodarki przy wejściu do strefy euro. "Taki kurs dawałby dobre szanse na eksport do krajów Unii Europejskiej, a także na eksport w skali globalnej naszych produktów" - powiedział w środę dziennikarzom Pawlak. "Przy obecnej zmienności na rynkach finansowych nie jesteśmy w stanie cokolwiek powiedzieć na temat kursów. Trzeba przyjąć, że do ERM2 wejdziemy po kursie mocniejszym z punktu widzenia euro, moim zdaniem, 3,4-3,5 zł za euro, a potem w ramach tego systemu złoty będzie umacniał się do 3,1-3,2 zł za euro" - szacuje Petru.

Reklama

"Trzeba mieć świadomość, że wraz z upływem czasu, w wyniku zawirowań na rynkach światowych, złotówka będzie się umacniała. M.in. dlatego, że mamy znacznie większą wydajność niż w krajach Unii Europejskiej" - powiedział ekonomista. "Politycy wypowiadając się na temat właściwego kursu, po którym Polska mogłaby wejść do strefy euro, muszą brać pod uwagę zarówno eksporterów, jak i importerów. Należy uwzględnić również tych, którzy zaciągnęli kredyty we frankach szwajcarskich" - dodał.

Jest jeszcze za wcześnie, by ustalać kurs złotego, przy którym Polska będzie wchodziła do strefy euro - powiedziała w środę ekonomistka PKPP Lewiatan Małgorzata Krzysztoszek. "W latach 2011-2012 warunki gospodarcze będą inne niż obecnie i dlatego bardzo trudno jest definiować ten poziom dzisiaj" - powiedziała.

W środę wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak powiedział dziennikarzom, że obecny kurs złotego (3,63 zł/euro średni kurs NBP ) jest bliższy temu, który byłby korzystny dla gospodarki przy wejściu do strefy euro. Zdaniem Krzysztoszek, wicepremier nie wskazał kursu, przy którym powinniśmy wchodzić do euro, a jedynie stwierdził, że dla eksporterów korzystniejszy byłby słabszy, niż mocniejszy, kurs złotego względem euro. "Taki kurs dawałby większe szanse na eksport do krajów UE, a także na eksport w skali globalnej naszych produktów" - dodał Pawlak.

Z powodu bardzo dużej zmienności rynku walutowego, na razie jest za wcześnie, aby mówić o kursie, po jakim Polska mogłaby wejść do strefy euro - uważa ekonomista Deutsche Banku Arkadiusz Krześniak.

"Wydaje się, że kursy sprzed kilku miesięcy w obecnych warunkach rynkowych nie są kursami równowagi" - powiedział Krześniak. Zdaniem wicepremiera i ministra gospodarki Waldemara Pawlaka, obecny kurs złotego (3,63 zł/euro wg średniego kursu NBP) jest bliższy temu, który byłby korzystny dla gospodarki przy wejściu do strefy euro. "Taki kurs dawałby dobre szanse na eksport do krajów Unii Europejskiej, a także na eksport w skali globalnej naszych produktów" - powiedział w środę dziennikarzom Pawlak.

Krześniak prognozuje jednak, że kurs po którym nasz kraj mógłby wejść do strefy euro, to 3,4-3,5 zł za euro. "Nadchodzące kwartały powinny przynieść więcej informacji na temat tego, jaki powinien być kurs wejścia do strefy euro. W obecnej sytuacji, kiedy Polska nie jest jeszcze w systemie ERM2, prognozowanie konkretnych poziomów jest utrudnione" - powiedział. Jego zdaniem, "odnośnikiem dla parytetu wymiany będzie na pewno centralny parytet w ERM2".

Niedopuszczalne jest, że próbuje się w sposób administracyjny, a nie rynkowy ustalić kurs złotego - uważa Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha.

"Jak widać politycy chcą deklaracjami +zaczarować+ rzeczywistość. Tzn. że deklaracja ministra ma zadecydować o tym, po jakim kursie będziemy wstępować, a nie wymiar polskiej pracy" - powiedział w środę Sadowski. Ekonomista dodał, że "takie wypowiedzi polityków są po prostu

niedopuszczalne". Zdaniem Sadowskiego, jaki będzie rzeczywisty kurs w momencie ewentualnego przyjmowania Polski do strefy euro, "pan wicepremier Pawlak nie wie i wiedzieć nie może".

"Jest to wyłącznie deklaracja polityczna. (...) Bez wątpienia nie jest to dla Polski korzystne" - podkreślił".

Główny ekonomista Business Centre Club, prof. Stanisław Gomułka uważa, że aby w 2010 r. Polska mogła spełnić kryteria związane z wprowadzeniem euro, może być konieczne podniesienie podatków. "Ktokolwiek będzie premierem, ktokolwiek będzie sprawował rządy, to myślę, że będzie zabiegał o to, żeby jednak spełnić w 2010 r. kryteria z Maastricht" - podkreślił Gomułka podczas środowego spotkania z dziennikarzami.

Dlatego - jak ocenił profesor - rząd użyje wszystkich środków, w tym także ewentualnego podniesienia podatków, by zostały spełnione kryteria z Maastricht. Kryteria z Maastricht stanowią, że inflacja nie może być wyższa niż 1,5 pkt proc. od średniej stopy inflacji w trzech krajach UE, gdzie inflacja była najniższa.

Długoterminowe stopy procentowe nie mogą przekraczać więcej niż o 2 pkt proc. średniej stóp procentowych w trzech krajach UE o najniższej inflacji. Ponadto dług publiczny nie może przekraczać 60 proc. PKB, a deficyt budżetowy - 3 proc. PKB. Moment wejścia do strefy euro poprzedza uczestnictwo w mechanizmie ERM2, gdy przez dwa lata dana waluta jest już związana z euro, a jej kurs może się wahać w stosunku do euro tylko o plus/minus 15 proc.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »