Ostry pomysł na biznes
Miał dobrze płatną posadę w korporacji. Wiadomo: informatyk... Ale to nie było życie dla niego. Wreszcie zajął się tym, co kocha - robieniem... noży. "Z tego" i "tym" teraz żyje. Michał Sielicki, znany w sieci jako "Trollsky", nie produkuje na zamówienie i nie reklamuje się. Ale jego dzieła nigdy nie czekają na klientów.
Superostre, niepowtarzalne noże z maleńkim logo superostrej papryczki chilli, które wychodzą spod ręki "Trollsky'ego", to gorący towar: kupują je klienci na całym świecie - od Alaski po Indie. Jak sam przyznaje, nie jest w stanie obsłużyć wszystkich. Choć zawodowa ścieżka, która doprowadziła go do tego, była bardzo kręta...
Jak większość nastolatków fascynował się grami komputerowymi. Świat informatyki pochłonął go zupełnie - również w sferze zawodowej: pojawiła dobrze płatna praca w korporacji. Coraz częściej jednak w przerwach między wypełnianiem tabel Excela mimowolnie rysował kształty noża. Skąd mu się to wzięło?
Genów nie mógł oszukać - tę "miłość do ostrości" zaszczepił mu dziadek. - Pierwszy scyzoryk dostałem od niego, jak miałem 5 albo 6 lat. Był to Gerlach. Dla małego chłopca posiadanie scyzoryka było największym marzeniem - opowiada Michał Sielicki Marcinowi Prokopowi w programie "Z tymi co się znają". Potem było zauroczenie kuciem mieczy w filmie "Conan barbarzyńca", oglądanym nielegalnie w czasie wakacji (kilkuletni Michał wcisnął się w tłum widzów), rekonstrukcje historyczne z bractwem rycerskim. Latami marzył o robieniu noży.
Pracę w korporacji rzucił w dniu swoich 35. urodzin. Postanowił wreszcie robić to, co kocha i na czym się zna: niepowtarzalne, ostre noże, które sprawdzają się w działaniu, a nie leżą na półce. Wszystkiego nauczył się sam - głównie od ludzi, których spotkał w internecie, choćby na portalu Knives.pl. To istotny szczegół, bo Michał już jako zawodowy knifemaker uznał, że musi "spłacić ten dług". Dlatego założył swój kanał na YouTube. W kręconych samodzielnie filmach dzieli się wiedzą z tymi, którzy też chcą się dowiedzieć, "jak zrobić dobry nóż". Robi to tak skutecznie, że ma ponad 16 mln wyświetleń!
Nigdy nie idzie na łatwiznę - wszystko robi sam: projektuje (inspiracją są oglądane filmy i wyprawy "w dzicz"), kuje, szlifuje i hartuje metal (na klingi), pracuje nad drewnianymi elementami (na rękojeść). - Lubię nadać drugie życie przedmiotowi, a potem podzielić się tą wiedzą w filmikach. Stary pilnik, który ma już starte zęby, to nadal doskonała stal. Stare łożysko, stara piła z tartaku, sfatygowany gwóźdź kolejowy - można nad nimi popracować, nadać im nowy kształt - mówi w rozmowie z Marcinem Prokopem.
Jest kilka zasad, których w pracy nigdy nie łamie. Przede wszystkim nie robi noży na zamówienie. I nie reklamuje się. - Sprzedaję tylko to, co wcześniej zrobię. Daje mi to też bardzo duży komfort jako twórcy: to ja decyduję, co będzie na rękojeści, jaki będzie kształt klingi itd. Noże za długo u mnie nie leżą - podkreśla "Trollsky".
O tym, że obrał właściwą drogę, świadczy fakt, jak jest traktowany w środowisku knifemakerów - brał udział w amerykańskim programie "Wykute w ogniu" (odpowiednik "Masterchefa" dla twórców broni białej). Został zaproszony do pierwszego międzynarodowego odcinka tego show. Wystawie też swoje produkty na "Blade Show" - najsłynniejszych na świecie targach noży, które co roku odbywają się w Atlancie.
Jak podkreśla, talent to jedynie 5 procent sukcesu. Jego zdaniem ważniejsze są wytrwałość, konsekwencja i ciężka praca na co dzień. Dziś robienie noży to dla niego zawód - żyje tylko z tego. Ale przyznaje, że to zajęcie jest czymś więcej niż profesją. - To dla mnie duchowe przeżycie: robię coś z niczego. Na początku, po odejściu z korporacji, bałem się wypalenia, tego, że z czasem nie będę mógł patrzeć na noże. Ale miłość kwitnie. Teraz jestem bardzo zadowolony ze swojego życia - dodaje Michał Sielicki w programie "Z tymi co się znają".
Całą rozmowę Michała "Trollsky'ego" Sielickiego z Marcinem Prokopem w programie "Z tymi co się znają" można zobaczyć poniżej:
AP