Pandemia zadała potężny cios USA, Chiny ledwo drasnęła

Amerykańska gospodarka ledwo pełźnie, gdy tymczasem chińska po kryzysie zebrała się do tygrysiego skoku. Od czego to zależy? - zastanawia się Stephen Roach, profesor Uniwersytetu Yale i były główny ekonomista globalnego banku inwestycyjnego Morgan Stanley. I odpowiada - od umiejętności zarządzania kryzysem.

Na dodatek obecny kryzys, będący skutkiem pandemii, to już drugi taki, który gospodarkę USA powalił na kolana, a chińską ledwo drasnął. Choć oczywiście oba miały zupełnie inne przyczyny. Świadczą o tym dobitnie liczby. Po poprzednim, wielkim globalnym kryzysie finansowym gospodarka Chin przez pięć kolejnych lat rosła w tempie 8,6 proc. rocznie (wzrost mierzony jest parytetem siły nabywczej). Czyli cztery razy szybciej niż gospodarka USA, która w latach 2010-2014 rosła średnio po 2,1 proc. rocznie.

USA zanotowały silne odbicie PKB w III kwartale tego roku. Według wstępnych danych Rezerwy Federalnej z Atlanty wzrost realnego PKB w Stanach Zjednoczonych wynosił ok. 35 proc. Oczywiście to wzrost "zanualizowy" (to tak, jakby wynik jednego kwartału "rozciągnąć" na cały rok). W tym samym ujęciu spadek PKB USA w II kwartale wyniósł 31,2 proc.

Reklama

Dla porównania - w analogicznym ujęciu - chińska gospodarka w I kwartale tego roku, gdy szalała tam już pandemia, straciła 33,8 proc. swej wartości, a więc załamała się w podobnej skali jak amerykańska kwartał później. Ale w II kwartale chińska wzrosła już o 55 proc. a w trzecim - o kolejne 11 proc.

"Te dwa kryzysy (pandemiczny i globalny kryzys finansowy z lat 2007-9) są oczywiście różne (...) Ale w obu przypadkach chińska strategia reagowania na kryzys okazała się znacznie bardziej skuteczna niż strategia USA" - napisał Stephen Roach na stronach Project Syndicate.

Po trzech kwartałach, pomimo pandemii, chińska gospodarka wyszła już na plus i jej wartość jest o 0,7 proc. większa niż w porównywalnym okresie zeszłego roku. Amerykańska - jak wylicza ekonomista - ma wciąż do nadrobienia ok. 3 proc.

Silne odbicie po załamaniu kryzysowym ekonomista określa jako "efekt jo-jo" znany wszystkim żarłokom, którzy przesadzą z dietą. Trudno więc opierać na nim przekonania dotyczące siły gospodarki w przyszłości. Kontynuacja silnego wzrostu w Chinach przez drugi kwartał z rzędu może zapowiadać jednak, że kraj ten wychodzi faktycznie na prostą i spektakularne wyniki nie są wyłącznie zasługą "efektu jo-jo".

Zdaniem Stephena Roacha Chiny zareagowały na pandemię w dużym stopniu podobnie, jak wtedy, gdy wybuchł poprzedni kryzys. Lekarstwem na tamten był nie tylko ogromny pakiet stymulacyjny wart prawie 600 mld dolarów, ale przede wszystkim odseparowanie własnych rynków finansowych od rozprzestrzeniającej się "zarazy", którą były "toksyczne" aktywa.

Chiny nie dopuściły do tego, by ich instytucje finansowe wypełniły swoje portfele bezwartościowymi obligacjami wystawionymi pod kredyty hipoteczne w USA i innymi instrumentami, które z dnia na dzień straciły całą swoją wartość.   

"W tamtych czasach cel był jasny od samego początku: zająć się źródłem samego wstrząsu, a nie efektami ubocznymi spowodowanymi przez wstrząs" - twierdzi ekonomista.

Uważa on, ze dzisiejsze podejście Chin jest podobne. Po pierwsze uznały one, że należy chronić swoich obywateli przed zakażeniem nawet drakońskimi środkami. Dopiero po osiągnięciu pierwszego celu do gry włączone zostały polityki pieniężna i fiskalna - żeby złagodzić skutki zaryglowania gospodarki i ludzi.

"Różni się to bardzo od podejścia przyjętego w USA, gdzie debata po lockdowanie dotyczy bardziej wykorzystania polityki pieniężnej i fiskalnej jako pierwszoplanowych instrumentów odbicia gospodarczego, niż środków ochrony zdrowia publicznego mających na celu powstrzymanie zakażeń" - napisał Stephen Roach.

"Pomiędzy chińską strategią walki z pandemią a podejściem administracji prezydenta USA Donalda Trumpa (...) jest ostry kontrast" - dodał.

Skutek jest taki, że USA przechodzą właśnie trzecią poważną falę infekcji, gdy Chiny wciąż mają kontrolę nad nowymi ogniskami epidemii. Na początku jesieni tego roku około 9 milionów mieszkańców Qingdao zostało poddanych testom w ciągu zaledwie pięciu dni, gdy pojawiło się tam ognisko, które ostatecznie liczyło niespełna 20 mieszkańców. Stephen Roach uważa, że w wyniku wzrostu zachorowań, USA z dużym prawdopodobieństwem popadną w recesję o podwójnym dnie.

Czy na skuteczną walkę z pandemią może pozwolić sobie tylko autorytarna dyktatura, a demokracja nie da rady? Może to właśnie jest przyczyną sukcesu Chin w opanowaniu pandemii i długo już trwającej permanentnej porażki amerykańskiej administracji? Tak twierdzi wielu amerykańskich publicystów. 

Yuen Yuen Ang, profesor nauk politycznych Uniwersytetu Michigan w Ann Arbor uważa, że to błędny pogląd. Przede wszystkim przeczą temu sukcesy z opanowaniem pandemii odniesione przez państwa demokratyczne, jak Korea Południowa czy Nowa Zelandia. Przyczyn porażek i sukcesów trzeba szukać gdzie indziej niż formalny ustrój polityczny - radzi. 

Jacek Ramotowski


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »