Państwo prawne tkwi jeszcze w roku 2003
Stary rok odszedł sześć dni temu, ale tylko teoretycznie. W Rzeczypospolitej Polskiej tradycyjnie potrwa on jeszcze ze trzy tygodnie, według kalendarza prawnego, a dokładniej... bezprawnego. Dopiero w drugiej połowie stycznia zaistnieje, czyli dotrze do ponad 60 tys. odbiorców, ostatni, gruby Dziennik Ustaw nr 232 z 31 grudnia.
Również inne numery z końcówki roku rozejdą się po kraju dopiero za ileś tam dni. Państwowa fabryka legislacyjna ustanowiła w roku 2003 kolejny rekord, produkując aż 16 456 stron Dziennika Ustaw. W samego sylwestra ukazały się aż CZTERY grube numery, od 229 do 232. Również CZTERY, od 225 do 228, datowane są 30 grudnia. Rządowe Centrum Legislacji oraz Centrum Obsługi Kancelarii Prezesa Rady Ministrów jak zwykle pracowały ponad siły wtedy, gdy cały kraj świętował. Dzieje się tak rokrocznie i jest to zjawisko bardziej trwałe niż rządy zmieniających się ekip politycznych.
Wśród 73 pozycji ogłoszonych w sylwestra, zaledwie 7 to zaległe ustawy, 1 jest wyborczą uchwałą Sądu Najwyższego, natomiast 65 pozostałych to rozporządzenia, wydane przez rząd, premiera lub ministrów w końcu grudnia, a wchodzące w życie najczęściej 1 stycznia 2004 r. Wiele z nich ma charakter specjalistyczny, przygotowywane były od wielu miesięcy i nie miało żadnego uzasadnienia odkładanie ich podpisywania na ostatnią chwilę. Powinny mieć okres vacatio legis, zachowujący legislacyjną granicę przyzwoitości, jaką jest 14 dni. Tymczasem ogłaszane w sylwestrowy wieczór, wchodziły w życie formalnie już po kilku godzinach.
W tej legislacyjnej biedzie na razie mało przydatny okazuje się internet. Dziennik Ustaw pojawia się na stronie www.cokprm.gov.pl (ogólnodostępny jest tylko... spis treści) z opóźnieniem kilkunastu dni. Poza tym treść zapisu elektronicznego nie stanowi jeszcze w Polsce źródła prawa. Szkoda zatem, że Konstytucja nie rozstrzyga, jak w "demokratycznym państwie prawnym" należy traktować przepisy, które niby są - ale dopiero w drodze.