Państwowe elektrownie tłumaczą, że polityka klimatyczna UE to podwyżki. Słusznie?

Polskie Elektrownie, a więc inicjatywa kontrolowanych przez Skarb Państwa wytwórców energii elektrycznej, sfinansowały szeroką kampanię informacyjną przekonującą, że polityka klimatyczna UE oznacza podwyżki cen. Autorzy kampanii zapomnieli wspomnieć m.in. o najwyższych od lat zyskach branży energetycznej i wszystkich najważniejszych powodach tych wzrostów. Postanowiliśmy więc uzupełnić tę kampanię.

Kochani Klienci, Najdroższy Rządzie

"To my, Wasi producenci i dostawcy prądu. Jak wiecie, podnieśliśmy ceny energii elektrycznej. Dla gospodarstw domowych tylko o ok. 20 zł miesięcznie. To równowartość paczki papierosów lub 5 kg ziemniaków.

Wiemy, że dla przedsiębiorców podwyżki są dużo bardziej bolesne, sięgają czasem 100 proc. Ale nie mieliśmy wyjścia. Panika na rynku surowców, zwłaszcza gazu, spowodowała dramatyczne wzrosty giełdowych cen energii elektrycznej. W Polsce i tak urosły mniej niż w zachodniej Europie.

Dzięki temu że u nas było taniej, nasz kraj został po raz pierwszy od 10 lat eksporterem energii elektrycznej a my - państwowe firmy energetyczne- również po raz pierwszy od wielu lat zarobimy trochę pieniędzy na naszych elektrowniach węglowych, które przez ostatnie lata były nierentowne. Przy okazji na sprzedaży praw do emisji CO2 nasze państwo zyskało aż 25 mld zł. Równocześnie cała branża zarobiła ponad 9 mld zł - blisko dwukrotnie więcej niż gdy ceny CO2 były dwudziestokrotnie niższe niż obecnie.

Reklama

Ale to był być może ostatni rok, w którym zarobiliśmy tyle pieniędzy. Ceny surowców wkrótce powinny spaść, ale polityka klimatyczna sprawi, że nasze elektrownie węglowe będą coraz bardziej nierentowne, a giełdowe ceny prądu w Polsce ponownie wyższe niż u sąsiadów. Dlatego potrzebna jest transformacja energetyczna".

Mniej więcej taki komunikat do klientów i polityków mogłyby opublikować firmy energetyczne, gdyby chciały wysłać przekaz jednocześnie w miarę zrozumiały i oddający to, co rzeczywiście stało się z cenami energii w zeszłym roku. Zamiast tego zaserwowały nam za ciężkie pieniądze kampanię reklamową, która za podwyżkę cen obwinia wyłącznie politykę klimatyczną UE. Trudno nawet zgadywać jaki jest sens tej kampanii. Wiadomo jednak kto w ostatecznym rozrachunku za nią zapłaci.

"Polityka klimatyczna UE = droga energia i wysokie ceny" - to główne hasło tej kampanii.

Hasło jest częściowo zgodne z prawdą - efektem polityki klimatycznej Unii Europejskiej jest wzrost cen uprawnień do emisji CO2. Podobnie jak w przypadku zrzucania ścieków do rzek czy wysypywania śmieci obowiązuje tu zasada "zanieczyszczający płaci". Zamiast podatku od emisji, na którego nie zgodziły się państwa członkowskie, Unia wprowadziła "rynkowy" system emitowania i umarzania uprawnień do CO2. To rozwiązanie podobne do polskiego systemu zielonych certyfikatów, wspierającego odnawialne źródła energii, który wprowadziliśmy w naszym kraju w 2005 roku. W obu przypadkach mowa oczywiście o rynkach sztucznie kreowanych przez regulacje, ale mających - przynajmniej w teorii − jak najefektywniej doprowadzić do przyjętego celu. W przypadku cen CO2 chodzi o zmuszenie przemysłu i producentów energii do sięgania po coraz bardziej zaawansowane rozwiązania ograniczające emisję CO2 wraz ze wzrostem cen uprawnień. Jeżeli redukcja emisji nadąża za spadającą liczbą uprawnień, ich cena jest w stanie utrzymać się na podobnym poziomie. Jeżeli jednak emisje bardzo szybko rosną - jak stało się to w Europie w ubiegłym roku, cena uprawnień także szybuje.

Dlaczego emisje CO2 tak szybko wzrosły? Przemysł szybko zaczął się odbudowywać, aby dostarczyć towary, których nie kupowaliśmy podczas lockdownu, poprzednia zima się dłużyła, zwiększając zapotrzebowanie na ogrzewanie, na Morzu Północnym wiało zauważalnie mniej niż zwykle, w Skandynawii i Alpach spadla ilość wody poruszającej turbiny hydroelektrowni, a we Francji przedłużały się remonty i przeglądy elektrowni atomowych. Jednym słowem produkcja energii z bezemisyjnych źródeł przestała nadążać za rosnącym popytem. To samo zjawisko dotyczyło z resztą całego świata. W efekcie popyt na paliwa kopalne wzrósł tak bardzo, że ich ceny też przebiły sufit, co dodatkowo podsycają zmniejszone dostawy gazu z Rosji do Europy.

Czy zatem hasło kampanii jest zgodne z prawdą? Dlaczego emisje CO2 tak szybko wzrosły? Jak wyglądałyby ceny energii gdyby nie było uprawnień do emisji? Gdzie trafiają pieniądze ze sprzedaży CO2? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl

WysokieNapiecie.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »