Pekin. Upadek Evergrande może zatrząść rynkiem finansowym
Chiński gigant rynku nieruchomości Evergrande ma ponad 300 mld dolarów długu i został uznany za niewypłacalnego. Jego upadek może zatrząść chińskim rynkiem finansowym i być odczuwalny na świecie. Według ekspertów los firmy jest teraz w rękach chińskich władz, a te w ostatnich latach niechętnie ratowały padających deweloperów.
Ewentualne bankructwo drugiego pod względem wielkości dewelopera Chin może wpłynąć na ponad 3,8 mln miejsc pracy, w tym na ponad 160 tysięcy osób zatrudnionych w samej firmie. Koncern posiada też 800 nieukończonych nieruchomości, na które czeka 1,6 mln ludzi. Mogą oni stracić wpłacone kaucje.
W grudniu Evergrande, określany jako najbardziej zadłużona firma świata, nie wypłacił międzynarodowym inwestorom należnych odsetek w wysokości 1,2 mld dolarów. W konsekwencji firma ratingowa Fitch ogłosiła jego niewypłacalność. Śmierć lub przeżycie chińskiego giganta wciąż stoi jednak pod znakiem zapytania.
Jego upadek mógłby mieć dalekosiężne konsekwencje dla chińskiego systemu finansowego. Oznaczałby kłopoty dla setek podwykonawców współpracujących z Evergrande w projektach budowlanych. Według mediów firma jest winna pieniądze 128 chińskim bankom i 121 innym instytucjom. W przypadku jej bankructwa mogłoby dojść do zapaści kredytowej w Chinach - oceniają eksperci.
Niektórzy analitycy sądzą, że Evergrande jest "zbyt wielki, by upaść". Ich zdaniem nie pozwolą na to chińskie władze, które obawiają się wpływu bankructwa na gospodarkę i stabilność społeczną. Inni zwracają jednak uwagę, że w ostatnich latach Pekin nie pomagał upadającym firmom równie chętnie, co dawniej. W tym roku co najmniej 11 deweloperów nie spłaciło należnych odsetek.
Możliwość pełnego bailoutu Evergrande od dawna uznawana jest za mało prawdopodobną, ponieważ mogłoby to dać zły przykład innym zadłużonym firmom. Taką perspektywę dodatkowo oddalił ją w grudniu szef chińskiego banku centralnego Yi Gang, gdy oświadczył, że z Evergrande należy postąpić w sposób rynkowy - zwraca uwagę agencja Bloomberga.
Założony w 1996 roku Evergrande (po chińsku Heng Da) dynamicznie rósł na fali boomu w chińskim sektorze nieruchomości. Ale nie poprzestał na tej branży - sprzedawał między innymi butelkowaną wodę i kupił jeden z największych klubów piłkarskich Chin, kantoński Guangzhou FC. Inwestował też w sektory promowane przez chińskie władze, w tym elektromobilność i tradycyjną chińską medycynę.
Jednak razem z firmą rosły również jej długi, którymi Evergrande napędzał swoją nieskrępowaną ekspansję. Pod koniec czerwca wynosiły one około 306 mld dolarów, czyli równowartość 2 proc. chińskiego PKB, w tym blisko 20 mld dolarów w niespłaconych obligacjach na rynku offshore, o które dopominają się zagraniczni inwestorzy.
Według ekspertów problemy firmy wynikają w dużej mierze ze zmiany podejścia chińskich władz do zarządzania gospodarką. Ograniczenie ryzyka systemowego i zmniejszenie długu stało się w ostatnich latach jednym z kluczowych celów polityki gospodarczej Pekinu. Władze narzuciły Evergrande limity zadłużenia, co zbiegło się w czasie ze spowolnieniem na rynku nieruchomości i w całej gospodarce.
Założyciel Evergradne, miliarder Xu Jiayin (znany również jako Hui Ka-yan), miał kiedyś prywatny majątek wyceniany na ponad 42 mld dolarów i według magazynu "Forbes" znajdował się na szczycie listy najbogatszych ludzi w Azji. Większość tej fortuny stracił z powodu problemów Evergrande, ale wciąż posiada aktywa warte ponad 10 mld dolarów - podała BBC.
Xu od 35 lat jest członkiem KPCh i ma kontakty w najwyższym kierownictwie partii, które według dziennika "New York Times" prawdopodobnie podnosiły jego wiarygodność w oczach pożyczkodawców. Jest członkiem Ludowej Politycznej Konferencji Konsultatywnej Chin, najwyższego organu doradczego KPCh. "Ostatecznie te więzi polityczne nie wystarczyły, by uniknąć niewypłacalności" - ocenił Bloomberg.
Zobacz także: