PGNiG sprzedaje gaz poniżej kosztów

PGNiG sprzedaje importowany gaz poniżej kosztów zakupu - oskarżają, nie bez powodu, krajowego giganta niezależni dystrybutorzy.

Oznacza to, że liberalizacja rynku będzie wymagała podwyżek cen. Jednak zmiana korzystna dla konkurentów krajowego potentata może oznaczać poważne problemy dla dużych firm. Klasyczne gazowe błędne koło, w którym ugrzązł niejeden rząd planujący zmiany na tym rynku. Rynek gazu w Polsce jest wyraźnie podzielony. Z jednej strony - dostarczyciel ogromnej większości surowca, dyktujący warunki gigant: Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. Z drugiej - miliony odbiorców. Pomiędzy nimi - kilka niewielkich, niezależnych firm dystrybucyjnych, które i tak najczęściej dostarczają klientom gaz kupiony z upustami od PGNiG.

Reklama

Na pewno będzie drożej

Pomimo tego, że po raz ostatni ceny gazu wzrosły niedawno, 1 stycznia 2007 roku, kolejne podwyżki są tylko kwestią czasu. Przede wszystkim dlatego, że na dłuższą metę PGNiG nie będzie mógł sprzedawać gazu z importu poniżej kosztów zakupu - a to, że taki fakt ma miejsce, potwierdził niedawno przedstawiciel spółki Cyryl Fedorowicz.

- Zarząd każdej firmy, w tym spółki giełdowej, zobowiązany jest do zwiększania jej wartości. Dotyczy to również szefów PGNiG. Z różnych względów niektóre spółki prowadzą politykę kierując się "zaleceniami" rządu. Oznacza to np., że wolniej podnoszą ceny usług towarów. Jednak to rozwiązanie nie może trwać wiecznie - uważa Adam Ruciński, doradca inwestycyjny, właściciel kancelarii audytorskiej Ruciński i wspólnicy.

Co prawda, pomimo sprzedaży importowanego gazu poniżej kosztów, PGNiG wychodzi jednak na plus. Dysponuje bowiem własnymi złożami. Jednak taka polityka - subsydiowania własnym gazem importowanego - budzi wiele kontrowersji.

- To zwykłe psucie rynku. W praktyce uniemożliwia się niezależnym dystrybutorom zaistnienie, bo my nie mamy dostępu do krajowych złóż, a sprzedaż gazu wyłącznie z importu byłaby nieopłacalna - skarży się przedstawiciel jednej z małych firm.

Jednak polityka PGNiG niesie za sobą daleko idące następstwa. Od połowy roku teoretycznie każdy odbiorca gazu będzie mógł go kupić od dowolnego dostawcy. Brak możliwości wejścia na rynek niezależnych dystrybutorów oznacza w praktyce, że liberalizacji nie będzie.

Podwyżki wydają się więc przesądzone. Kiedy? Oficjalnie w PGNiG nikt o perspektywach wzrostu cen nie chce mówić. Nieoficjalnie: sytuacja jest dynamiczna, popyt na gaz szybko na świecie rośnie. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy za pół roku ceny surowca nie wzrosną o 10-20 proc. - mówi przedstawiciel gazowej spółki.

Ale przecież PGNiG ma podpisane kontrakty, dzięki którym ma zapewnione ceny po jakich będzie kupował gaz. - Tyle że życie uczy, że kontrakty nie zawsze są respektowane. Rynkiem gazu rządzą producenci, nie odbiorcy - dodaje nasz rozmówca.

Cena gazu - sprawa polityczna

Kiedy zatem dojdzie do podwyżek cen gazu? Nasi rozmówcy skłaniają się ku drugiej połowie roku. Przyznają zarazem, że to raczej kwestia polityczna niż wyłącznie biznesowa.

- Żaden rząd nie lubi podejmowania takich niepopularnych decyzji, a przecież to, co dalej będzie się działo z ceną gazu, wpływa na życie milionów potencjalnych wyborców. Niepokoi się zarówno zwykły Kowalski, który używa gazu do ogrzewania mieszkania, jak i kupujące setki mln m. sześc. gazu rocznie zakłady chemiczne - mówi Ruciński.Co prawda teoretycznie ustalanie cen gazu w gospodarce rynkowej powinno się odbywać tylko i wyłącznie na podstawie rachunku ekonomicznego. Tyle że nie jest to takie proste. Gaz jako nośnik energii jest ważnym czynnikiem mogącym spowodować inflację, bo wpływa na cenę setek wyrobów i dziesiątków usług.

Każda podwyżka cen gazu pogarsza komfort życia mieszkańców. Nic więc dziwnego, że na ceny gazu wpływają politycy i nie jest to wyłącznie polska specjalność.

Dodatkowo swoje "trzy grosze" może wtrącić Urząd Regulacji Energetyki, który zatwierdza nowe taryfy. Jak uczy ubiegłoroczne doświadczenie, nie zawsze przyznaje on rację składającym wnioski. Samo rozpatrzenie wniosku może się przeciągnąć w czasie.

Na rozpatrzenie wniosków szczególnie skomplikowanych i wymagających postępowania wyjaśniającego URE ma aż dwa miesiące.

Napięcie w wielkiej chemii

Podwyżki cen gazu obawiają się jego najwięksi odbiorcy: zakłady chemiczne.

- Oczywiście, martwimy się ewentualnymi podwyżkami - przyznaje Bartłomiej Cząstkiewicz, prezes Zakładów Azotowych w Kędzierzynie.

- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, bo w końcu niedawno PGNiG zafundował nam już podwyżkę - dodaje prezes.

A jeżeli nowa taryfa, która obowiązuje od stycznia tego roku zostanie zmieniona? - No cóż, będziemy musieli przenieść podwyżki na naszych odbiorców, możliwości redukcji kosztów w samym zakładzie są już bardzo małe - dodaje Cząstkiewicz.

O jakie koszty może chodzić? Jeżeli założymy, że cena metra sześc. surowca wzrosłaby o 5 groszy (obecnie jest to nieco ponad pół złotego), to same wydatki na zakup gazu w skali zakładu wzrosłyby rocznie o 20 mln zł.

Podobne minorowe nastroje panują w Zakładach Azotowych w Tarnowie. - Z pewnością ewentualna podwyżka nie poprawi naszej kondycji finansowej - powiedziano nam w firmie.

Obie firmy perspektywy wzrostu cen bardzo martwią. Zarówno Kędzierzyn, jak i Tarnów znajdują się w nienajlepszej kondycji finansowej. Podwyżka cen podstawowego surowca, jakim jest gaz, z pewnością nie pozostanie bez wpływu na wyniki finansowe. Z pewnością ewentualne skutki byłyby mniej dotkliwe, gdyby obie firmy produkowały wysoko zaawansowane technologicznie produkty. Nic więc dziwnego, że o dalszą przyszłość zakładów chemicznych martwi się również Polska Izba Przemysłu Chemicznego.

- Mamy nadzieję, że URE przyjrzy się bardzo uważnie także nowym wnioskom taryfowym - mówi Jerzy Majchrzak, dyrektor PIPC.

Czego najbardziej, po ewentualnych podwyżkach cen, obawia się Izba? Tego, że nasze zakłady chemiczne przestaną być konkurencyjne wobec firm z innych krajów UE.

- Obawiamy się, że będziemy kupowali gaz po cenach wyższych niż inne firmy z UE. To by nas skutecznie dobiło - tłumaczy Majchrzak. Podaje przykład USA. - Byliśmy obecni na tamtejszym rynku. Musieliśmy się z niego jednak wycofać, bo miejscowe firmy surowiec do produkcji nawozów zaczęły kupować taniej od nas. Efekt był taki, że przestaliśmy być konkurencyjni.

Jak dodaje Majchrzak, sytuację naszych zakładów azotowych ratuje to, że z problemem podwyżek cen surowca borykają się także konkurenci, zwłaszcza zza wschodniej granicy.

- Po tym, jak Rosja podwyższyła ceny gazu dla Ukrainy i Białorusi, okazało się, że ryzyko napływu tanich nawozów z tych państw znacznie spadło - dodaje dyrektor.

Najlepsi mniej podatni

Być może nie wszyscy wielcy odbiorcy gazu ucierpią na podwyżce w tym samym stopniu - niektórzy z wyprzedzeniem szykują alternatywne strategie. Z niepokojem decyzji PGNiG wyczekują władze największego krajowego odbiorcy gazu Zakładów Azotowych w Puławach. Rocznie ta giełdowa spółka kupuje od 850 do 900 mln m sześc. surowca, ale firma już teraz przygotowuje się na ewentualne podwyżki cen.

Aby im przeciwdziałać, chce np. wznosić niektóre mniej zaawansowane technicznie instalacje produkcyjne wprost na krajowych złożach gazu. Nie tylko wpływałoby to korzystnie na cenę pozyskiwanego gazu (odpadałaby opłata przesyłowa), ale uodparniałoby również spółkę na ryzyko ograniczeń dostaw gazu w sytuacjach nadzwyczajnych. Takich jak w 2006 roku, gdy konflikt polityczny pomiędzy Rosją i Ukrainą doprowadził do wstrzymania przez tę pierwszą przesyłu gazu.Innym rozwiązaniem jest wprowadzenie nowych produktów charakteryzujących się lepszym bilansem kosztowym czy też - zamiast gazu - kupno np. mocznika.

- Myślimy także o zamianie gazu ziemnego na inny gaz (na razie firma nie informuje o szczegółach - przyp. aut.). Rozważane są również inwestycje zagraniczne tam, gdzie gaz jest tańszy - mówi Marek Sieprawski, rzecznik Puław.

Co ciekawe, zarząd spółki - który prezentując w ostatnich dwóch latach prognozy finansowe za każdym razem podawał wyniki przy założonym poziomie średniorocznych wzrostów cen gazu - nie musiał praktycznie dokonywać korekt, bo typowany wzrost cen pokrywał się z rzeczywistością.

Stosunkowo mało podatny na wzrost cen gazu jest także Anwil Włocławek. Wchodząca w skład grupy PKN Orlen spółka charakteryzuje się jednak, jak na polskie warunki, dość wysoko zaawansowanymi produktami. Efekt jest taki, że podwyżki cen gazu w stosunkowo niewielkim stopniu przekładają się na wzrost cen produktów.

Wielkie oczy strachu

Zamiast narzekać i blokować potencjalną liberalizację, warto zastanowić się, czy w przypadku wzrostu cen gazu strach nie ma jednak zbyt wielkich oczu... Urynkowienie cen importowanego gazu może w dłuższej perspektywie okazać się gospodarczo korzystne. PGNiG stanie się spółką notującą wysokie zyski, a więc i płacącą wysokie podatki.

Rynek zostanie udostępniony konkurencji, która też będzie prowadziła dochodową działalność. A wyższe ceny wymuszą restrukturyzację w firmach chemicznych - konieczną, bo nie da się bez końca budować konkurencyjności na sztucznie zaniżanych cenach.

Dariusz Malinowski

Dowiedz się więcej na temat: podwyżka | gaz | PGNiG | sprzedawanie | Strefa Gazy | firmy | zakłady chemiczne | Gazy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »