PGNiG za dwa tygodnie może ograniczyć dostawy gazu

Na skutek braku dostaw gazu zużyliśmy już 1/3 naszych zapasów surowca. PGNiG wkrótce znów może ograniczyć przesył dla odbiorców przemysłowych. Klienci indywidualni nie muszą się obawiać.

Jeśli RosUkrEnergo (RUE) nie wznowi w najbliższych dniach przesyłu gazu ziemnego do Polski, a Polskiemu Górnictwu Naftowemu i Gazownictwu nie uda się porozumieć z Gazpromem w sprawie dodatkowych dostaw surowca, za dwa tygodnie ponownie mogą zostać wprowadzone ograniczenia w jego przesyle dla odbiorców w kraju.

- To wariant pesymistyczny. W tej chwili mamy zapasy, wciąż ze wschodu sprowadzamy 76 proc. zakontraktowanego gazu, dodatkowo realizowane są dostawy z kierunku niemieckiego poprzez punkt w Lasowie. Poza tym dysponujemy przecież surowcem z własnego wydobycia - uspokaja Joanna Zakrzewska z PGNiG.

Brakujący gaz pobierany jest dziś z rezerw. W PGNiG nie chcą zdradzić, kiedy się one skończą. - To zależy od wielu czynników, przede wszystkim zaś od warunków pogodowych - twierdzi Zakrzewska. Zbiorniki z zapasami wypełnione są w 58 proc. Oznacza to, że w magazynach jest jeszcze ponad 960 mln m sześc. gazu. Nawet przy dziennym krajowym zużyciu metanu na poziomie 50 mln m sześc. (poziom taki występuje podczas mrozów) obecne rezerwy - według różnych szacunków - wystarczą jeszcze na co najmniej cztery, pięć tygodni. Wcześniej PGNiG obetnie jednak dostawy dla odbiorców przemysłowych. Gdy import nie wróci do poziomu 100 proc. za kilkanaście dni, gazu zabraknąć może ponownie dla zakładów chemicznych, azotowych i rafinerii. PGNiG na razie nakłania zakłady przemysłowe do dobrowolnego zmniejszania zużycia gazu.

- Pomocny okazał się kryzys. Wiele zakładów bowiem już w zeszłym roku zmniejszyło produkcję, a co za tym idzie, zużycie gazu - mówi Joanna Zakrzewska.

Jak zapewnia, surowca wystarczy natomiast dla klientów indywidualnych.

- Liczymy, że szybko uda się nam zapełnić lukę po gazie RUE - podkreśla i dodaje, że handlowcy intensywnie pracują nad zakontraktowaniem z innych źródeł dodatkowych dostaw.

Na razie nie mamy co liczyć na pomoc UE. Mechanizmy solidarności energetycznej uruchamiane są dopiero, gdy zakłócenie dostaw osiągnie 20 proc., ale nie dla jednego kraju, tylko dla całej Wspólnoty, i to przez co najmniej osiem tygodni. To oznacza, że odcięcie od rosyjskiego gazu nawet wszystkich nowych krajów członkowskich nie wystarczyłoby, aby uruchomić mechanizm solidarności. Komisja Europejska już w listopadzie ub.r. zapowiedziała nowelizację dyrektywy o bezpieczeństwie dostaw gazu. Polska proponowała, by klauzula solidarnościowa działała w przypadku zagrożenia 50 proc. dostaw dla jednego kraju członkowskiego przez cztery tygodnie zimą. Czy nasz postulat zostanie wzięty pod uwagę, prawdopodobnie dowiemy się już w marcu podczas kolejnego unijnego szczytu.

Z Rosji pochodzi 40 proc. importowanego do UE gazu, co odpowiada 25 proc. całego unijnego zużycia tego surowca.

58 proc. w takim stopniu wypełnione są zbiorniki z zapasami gazu

24 proc.gazu z zakontraktowanego importu wschodniego nie dociera do Polski

Michał Duszczyk

Reklama

Chcesz mieć zawsze aktualny serwis gospodarczo-prawny? Zamów pełne wydanie Gazety Prawnej w internecie.

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: dostawy gazu | dostawy | PGNiG
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »