Piece i kuchnie kaflowe w odwrocie? Ekspert mówi o "radykalnym wzroście kosztów"
Choć jeszcze do niedawna piece i kuchnie kaflowe usuwano ze starych mieszkań i domów, to w Polsce nie brakuje osób zainteresowanych zainstalowaniem takich urządzeń. O tym, dlaczego mieszkańcy wsi i małych miejscowości wracają do czasów swoich dziadków i pradziadków, opowiedział w rozmowie z Interią właściciel firmy Zakład Zduńsko-Murarski Tetelewski w Kielcach. - Sprzymierzeńcami w tej kwestii są nasze władze rządowe, które strasznie mieszają w dostarczaniu ciepła do naszych mieszkań - powiedział Jacek Tetelewski. - Nie narzekam na zainteresowanie, my nie cierpimy, jest duży ruch - dodał.
Zakład Zduńsko-Murarski Tetelewski to firma, która działa od 1961 r. Na początku swojej działalności zakład wykonywał głównie piece oraz kuchnie kaflowe, a obecnie skupia się przede wszystkim na budowie kominków. Właścicielem firmy jest Jacek Tetelewski, który posiada dyplom mistrzowski w rzemiośle zduństwo. Zarówno jego ojciec Marian (mistrz zduństwa) jak i pradziadek Jan byli rzemieślnikami - podano na stronie kieleckiego przedsiębiorstwa.
Jacek Tetelewski podkreślił, że piec kaflowy to urządzenie pokojowe, które grzeje całe środowisko i powietrze w pokojach. - Natomiast kuchnia kaflowa to jest to urządzenie, na którym można przygotować posiłek, upiec coś, wykorzystać do nagrzania wody i jednocześnie się ogrzać. To są dwa odrębne urządzenia - wyjaśnił.
Zapytaliśmy naszego rozmówcę, czy w ostatnich latach zauważył wzrost zainteresowania klientów piecami kaflowymi. - Myślę, że to jest powolna ewolucja, a sprzymierzeńcami w tej kwestii są nasze władze rządowe, które strasznie mieszają w dostarczaniu ciepła do naszych mieszkań - powiedział Jacek Tetelewski. Zwrócił uwagę na to, że kiedyś mieliśmy ogrzewać olejem, później gazem, a teraz popularność zyskały różnego rodzaju pompy ciepła. - Ludzie akceptują nowości, ale tylko do pewnego momentu. Wtedy, zwłaszcza u ludzi, których nie stać na niepohamowane wydatki, następuje zwrot do tego, co znamy - wyjaśnił.
- Ludziom mało zasobnym, którzy mieszkają w małych miejscowościach i mają dostęp do własnego lasu, przedstawia się całkowicie przeciwstawną do ich sposobu życia wizję. Dzisiaj, widząc, że tego prądu może zabraknąć, tacy ludzie nie czują się spokojnie. Widzą, że nasz system nie jest dopasowany do współczesności, tym bardziej, że nawet posiadając fotowoltaikę możemy nie mieć prądu z powodu nieodpowiedniego przesyłu. Dzisiaj ludzie nie rezygnują z tych nowości, które bywają zawodne, ale próbują sobie stworzyć jakąś alternatywę - dodał Jacek Tetelewski.
Ekspert zwrócił uwagę na to, że choć kuchnia kaflowa nie pozwoli na ogrzanie całego domu czy stołowanie całej rodziny, to do poczynienia takiej inwestycji ludzi przekonuje "pewność samowystarczalności".
- Taka osoba ma pewność, że kuchnia wystarczy na zaspokojenie jej własnych potrzeb - podkreślił właściciel firmy Zakład Zduńsko-Murarski Tetelewski. Zauważył również, że ciepło miejskie kończy się na większych miastach. - W mniejszych miejscowościach, a już zwłaszcza w małych wioskach jest tak, że ludzie nie mają gazu lub ciepła. To są zbyt duże koszty, żeby za 10, 15 czy nawet 20 lat zasilić małą miejscowość instalacją gazową, która jest odległa o 30 czy 40 km - dodał.
Piece kaflowe dziś wykorzystują nowoczesne techniki grzewcze. - Możemy bazować na materiałach, które były kiedyś sprawdzone przez mojego ojca i dziadka, ale współczesna technologia daje dużo szersze możliwości, jeśli chodzi o elektronikę. Kiedyś palono w takim piecu przy użyciu drewna. Palono je, ale ktoś musiał zaabsorbowany i pilnować, czy już domknąć drzwiczki lub zmniejszyć dopływ powietrza. Dzisiaj są różnego rodzaju czujniki i mierniki, które są wmontowane w cały układ dolotowy powietrza, dolotowy spalin, temperaturowy i komory - wyjaśnił Jacek Tetelewski.
Co jeszcze się zmieniło? - Dzisiaj w kominkach i piecach pojawiło się szkło, którego nigdy nie było w latach 50. i 60. Szkło, czyli tworzywo witroceramiczne, które pozwala nam patrzeć na ogień, cieszyć się nim i jeszcze odbierać to ciepło - stwierdził nasz rozmówca. - Obecnie możemy stworzyć kominki, które będą spełniały obie funkcje - będą bardzo nowoczesne i jednocześnie zabudowane w oparciu o materiały kumulacyjne - dodał.
Jacek Tetelewski podkreślił, że z uwagi na możliwości produkcyjne rozbieżności cenowe są bardzo duże. - Są firmy, które odtwarzają kafle z pieców spotykanych w austriackich dworach, domach czy zamkach - stwierdził. - Z tradycyjnych kafli jestem w stanie zrobić kuchnię kaflową w przedziale od 10 do 15 tys. zł. Już z materiałem i robocizną. Robiłem też już kuchnie po 40 tys. zł, gdzie kafle i osprzęt były drogie - powiedział.
Choć - jak podkreślił ekspert - komplet kafli na kuchnię będzie kosztował między 6 a 7 tys. zł, to z uwagi na wyższe koszty energii materiały podrożały w ostatnich latach. - Tego typu materiały są wypalane, a wypalanie odbywa się w piecach elektrycznych lub gazowych. Koszty radykalnie wzrosły, w związku z czym kafle też są bardzo drogie - dodał.
Zainteresowani piecem kaflowym muszą się przygotować na dużo większe wydatki. - Piec jest gabarytowo większy i posiada więcej narożników. Tylko za same kafle zapłacimy ponad 10 tys. zł - wyjaśnił Jacek Tetelewski.
Zapytaliśmy naszego rozmówcę o to, jak ocenia zainteresowanie klientów i do kiedy ma zamówienia. - Nie narzekam na zainteresowanie, my nie cierpimy, jest duży ruch. Już w tej chwili przyjmujemy realizacje na kwiecień/maj przyszłego roku i ludzie się godzą z tym terminem oczekiwania - powiedział ekspert. Producenci kafli mają sporo zamówień, a to również wydłuża czas oczekiwania. - Jeżeli dziś zamówimy kafel, to mamy go w marcu - dodał.
Wyjaśnił, że branża, w której działa, jest trochę "skacząca". - Kiedy urządzenia są w eksploatacji (ten okres przyjdzie teraz), to zawsze mniej jest zamówień dotyczących serwisu i napraw. W zimę nie ma wielu eksploatacji, bo odpadają nowe budynki, w których nie ma ogrzewania, a temperatura spadnie poniżej zera - wyjaśnił Jacek Tetelewski.
Czy zdun to zawód wymierający? - Tak, to wymierający zawód. Ja mam 63 lata i robię to od zawsze, od 20. roku życia. Bazowałem na ojcu i dziadku. Dzisiaj do tego zawodu garną się ludzie, którzy widzą, że kominki się sprzedają. Jak zobaczą, że kominki albo piece przestaną się sprzedawać, to będą spawaczem lub kimś innym - powiedział nasz rozmówca.
Podkreślił, że lubi wykonywać swoją pracę i daje mu ona satysfakcję. Zdradził, że wykonywane przez niego kominki są często pierwszym i najważniejszym przedmiotem w domu wielu klientów.
Jacek Tetelewski zwrócił uwagę na to, że dzisiaj w kilka dni można zrobić kurs mistrza zduństwa, co "zakrawa na groteskę". - Z kolegami z branży mamy takie odczucia, że są to spotkania, które mają na celu nie naukę, a zarobienie pieniędzy - stwierdził.
Odniósł się również do tego, czym Polacy palą w kominkach. - Klienci myślą, że kominek to jest takie urządzenie, w którym można palić wszystkim. Spotkałem się ze skandalicznymi sytuacjami, gdzie ludzie spalali zużyte pampersy czy stare kołdry. Są domy, w których wszystkie śmieci lądują w kominku - dodał. - Powinniśmy to napiętnować i wyeliminować, ale nie można powiedzieć, że kominki spalają wszelkiego rodzaju rzeczy i są brudne dla środowiska. Jeśli spełnimy określone warunki, to tak nie będzie. Jako branża staramy się tego bronić i może nam się to uda z racji tego, że coraz więcej jest zamówień i coraz więcej klientów chce naturalnego ciepła - podsumował.
Olgierd Maletka