Płac(z)ą Hiszpanie

Dotychczasowe decyzje prezydenta Argentyny zmierzają ku temu, by koszty zapaści gospodarczej poniosły zagraniczne banki.

Dotychczasowe decyzje prezydenta Argentyny zmierzają ku temu, by koszty zapaści gospodarczej poniosły zagraniczne banki.

Widoki tłumu niszczącego oddziały banków w Argentynie znamy z telewizji. Ludzie protestowali w ten sposób przeciw ograniczeniom w dysponowaniu oszczędnościami bankowymi. Demonstracje dotknęły banki, chociaż decyzję o zamrożeniu trzeciej części depozytów podjęły nie banki, ale władze.

Ale nawet bez złości tłumu banki będą musiały swoje wycierpieć. Według agencji ratingowej Moody's, straty sektora bankowego w Argentynie wyniosą w wyniku dewaluacji peso i nowych nadzwyczajnych regulacji 54 mld USD, trzy razy więcej niż kapitały wszystkich banków w tym kraju.

Reklama

Bilans nie na zero

O kolosalnych stratach zdecydował sam argentyński rząd, próbując chronić kredytobiorców. Ich zobowiązania wobec banków, niezależnie od tego czy krajowych, czy zagranicznych, były wyrażone w dolarach, więc dewaluacja peso automatycznie skazywałaby ich na niemożność poradzenia sobie z długami, których wartość jednego dnia skoczyła o kilkadziesiąt procent. Aby chronić firmy przed bankructwem a ludzi przed oddawaniem bankom domów i mieszkań stanowiących zabezpieczenia kredytów hipotecznych, władze postanowiły, że kredyty do 100 tys. dolarów zostaną przewalutowane na peso w stosunku 1:1, a spora część innych według kursu oficjalnego 1,4 peso za dolara. Problem w tym, że już kilka dni po dewaluacji kurs rynkowy był w okolicach 2 peso za dolara, a w transakcjach z dostawą za trzy miesiące dolar był wart ponad 3 peso. Dla banków oznaczało to stratę odpowiadającą skali deprecjacji lokalnej waluty. Bilanse banków wyglądały tak, że pasywa z wyrażonymi w dolarach depozytami rosły w tempie deprecjacji, a wartość aktywów została zamrożona.

Faktycznie o żadnym zbilansowaniu nie może być mowy, stąd zamrożenie depozytów ludności, które dotyczy jednej trzeciej (blisko 50 mld USD) kwoty ulokowanej w argentyńskich bankach. Drugim etapem ?normowania? sytuacji powinno być ustalenie kursu, według którego na peso zostaną zamienione dolarowe depozyty. Od tego w gruncie rzeczy zależy stan sektora bankowego oraz... nastrojów ludności. Zadowolenie bankowców rosłoby w miarę zbliżania się tego kursu do rynkowej rzeczywistości, klienci byliby usatysfakcjonowani, gdyby mogli podjąć pieniądze wymienione według obowiązującego przez ostatnie 10 lat parytetu z dolarem. Zamiana dolara na peso to jednak nie koniec - ponieważ spodziewany jest ostry wzrost inflacji, a ciągle obowiązują ograniczenia w dostępie do lokat bankowych - zapowiedziano uzależnienie oprocentowania depozytów od inflacji, by zapewnić ludziom przynajmniej minimalną gwarancję, że realna wartość ich oszczędności nie zmieni się.

Korzyści z zagranicy

Analitycy spodziewają się, że wiele mniejszych spośród blisko 90 banków zniknie, a większe zostaną przejęte przez państwo i z czasem być może sprzedane. Ale nie wszystkie trzeba będzie przejmować. Dwa największe: Banco de la Nacion i Banco de la Provincia de Buenos Aires, które kontrolowały według danych z końca sierpnia ub. r. 22 proc. aktywów bankowych w całym kraju, są własnością państwa. Kolejnych dziesięć banków ma 50-proc. udział w aktywach sektora. W tej dziesiątce tylko dwa nie mają zagranicznego inwestora strategicznego. Duży udział banków zagranicznych był jednym z wymogów prawidłowego funkcjonowania poprzedniego reżimu kursowego Argentyny - izby walutowej. Teraz też można obrócić to na korzyść - zagraniczne banki mogą ponieść dużą część kosztów załamania gospodarki.

Wśród największych poszkodowanych są banki ze Stanów Zjednoczonych i Hiszpanii. O ile jednak dla tych pierwszych Argentyna była tylko jednym z wielu rynków i tworzone rezerwy mają stosunkowo niewielki wpływ na ogólne wyniki, to sytuacja hiszpańskich banków, dla których były to znaczące inwestycje, wygląda dużo gorzej. Na najmocniej dotknięty argentyńskim kryzysem wygląda Banco Santander Central Hispano, który utworzył na swoją spółkę zależną (Banco Rio de la Plata, czwarty bank w Argentynie) 100 proc. rezerw, w wysokości ponad miliarda euro i dawał do zrozumienia, że może całkowicie wycofać się z tego kraju. Poczucie klęski w BSCH z pewnością wzmacnia fakt, że tuż przed ogłoszeniem rezerw Hiszpanie musieli wykonać opcję kupna 25 proc. akcji swojego argentyńskiego banku, zwiększając swój udział do 97 proc. Jeśli wziąć pod uwagę to, że Hiszpania kieruje w tym półroczu pracami Unii Europejskiej i Hiszpanem jest Pedro Solbes - komisarz unii do spraw polityki pieniężnej - nie dziwi przedstawiona w imieniu unii jego deklaracja, że wiarygodny plan musi prowadzić do uratowania sektora bankowego i uniknięcia wzrostu inflacji.

Amerykanie zachowują więcej spokoju. Podobnie jak w poprzednich okresach niepewności zakładamy, że rząd Argentyny będzie prowadził politykę zmierzającą do długoterminowej stabilności politycznej i gospodarczej - oświadczył FleetBoston, siódmy amerykański bank, który pożyczył Argentynie 6 mld USD.

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: zarobki | bank
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »