Podbój Europy

W przyszłym roku dowiemy się, gdzie poza Wielką Brytanią, Irlandią i Szwecją, będziemy mogli bez przeszkód podjąć pracę. Pozostałe kraje "starej" Unii, które utrzymują restrykcyjne ustawodawstwo z kwestii zatrudniania, cały czas analizują kierunki i nasilenie migracji zarobkowej. Poważny wpływ na ich decyzje będzie mieć raport o stanie rynku pracy w UE przygotowywany przez Komisję Europejską.

W przyszłym roku dowiemy się, gdzie poza Wielką Brytanią, Irlandią i Szwecją, będziemy mogli bez przeszkód podjąć pracę. Pozostałe kraje "starej" Unii, które utrzymują restrykcyjne ustawodawstwo z kwestii zatrudniania, cały czas analizują kierunki i nasilenie migracji zarobkowej. Poważny wpływ na ich decyzje będzie mieć raport o stanie rynku pracy w UE przygotowywany przez Komisję Europejską.

Szwecja, Irlandia, Wielka Brytania od czasu przystąpienia nowych członków do UE nie wprowadziły okresów przejściowych dla polskich pracowników. Holandia, wstępnie decydująca się na dwuletnie ograniczenia, zastanawia się nad zniesieniem ograniczeń, natomiast Niemcy są skłonni wykorzystać całe przysługujące im 7 lat ochrony własnego rynku.

Jednak w kontekście coraz lepszej koniunktury dla Polaków, wypracowanej zresztą przez samych polskich obywateli, ograniczenia wydają się warte przedyskutowania. Tyle tylko, że utrzymujące się w Polsce prawie 4-milionowe bezrobocie nie wystawia nam najlepszego świadectwa. Jeszcze bardziej dyskwalifikujące wydają się dysproporcje płacowe między Polską a bogatymi krajami Unii.

Reklama

Tymczasem Polacy przystali na dotychczas wynegocjowane warunki na zachodnich rynkach pracy i - trzeba przyznać - nie szczędzą wysiłków w kształtowaniu pozytywnego wizerunku polskiego społeczeństwa. Zdaje się, że najbardziej zaskoczyliśmy Anglików i Irlandczyków, którzy zaryzykowali, otwierając własny rynek pracy dla "barbarzyńców" - i dzisiaj nie żałują. Polak to pracowity, uczciwy, rzetelny pracownik. Dodajmy od siebie: wykwalifikowany, świadomy swoich praw i obowiązków w pracy.

Paradoksalnie, ograniczenia dostępności do rynków pracy poszczególnych państw członkowskich okazały się pomocne. Większość Polaków nie jedzie "w ciemno" - wręcz przeciwnie, wybiera oferty i dostosowuje się do wymagań. Pomijając lekarzy, informatyków, inżynierów, naukowców, których kwalifikacje są siłą rzeczy niepodważalne, karierę zawodową robią "średniacy". Zgłaszająca się do pracy za granicą opiekunka do dziecka, do osób starszych, niepełnosprawnych, to osoba solidnie przeszkolona. Budowlańcy jadą z dyplomami szkół średnich, podobnie jak elektrycy, hydraulicy, a często poza świadectwem szkoły dysponują dużym doświadczeniem zawodowym. W ten sposób obie strony unikają rozczarowań.

Podczas wakacji pracują także studenci, być może niewykwalifikowani, ale bez wątpienia o szerokich horyzontach kulturowych i intelektualnych, o wykształconym zmyśle menedżerskim. Studenci - społeczność "rezolutna" - rozglądają się za brytyjskimi uczelniami, kursami, studiami podyplomowymi, które uzupełnią ich kwalifikacje na przyszłość. Zwłaszcza że Polacy zostali ostatnio uprawnieni przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej do ubiegania się o kredyt, angielskie rządowe dofinansowanie na studia (nie jest wymagane stałe zameldowanie). Polaków, którzy przecież wyjeżdżają, żeby zarobić, widuje się w Covent Garden, na wystawach w Harvard Gallery. Wstydem byłoby nieodwiedzenie National Gallery na Trafalgar Square itp. Z Polakiem można więc podyskutować. Wykonując prace pomocnicze, wyraźnie wyrasta ponad przeciętność.

Za granicą Polacy pracują lepiej niż na tym samym stanowisku w kraju, ale nie tylko zarobki odgrywają tu rolę. Pracują, bo czują się w pracy potrzebni. Nic tak gwałtownie nie zwiększa wydajności pracy jak jej sens, co w Polsce kompletnie zaprzepaszczono. Owszem, Polaków cechuje kompleks imigranta i konieczność bycia lepszym od autochtonów, ale ta "wada", wbrew pozorom, działa na naszą korzyść. Polacy stają się niezbędni, co na rynku pracy jest chyba największym osiągnięciem. Do tego stopnia niezbędni, że Francuzi protestują... Protest wprawdzie nieudany, ale wskazuje na co najmniej dwa iście rewolucyjne aspekty, zmieniające dotychczasowe oblicze naszego społeczeństwa. Z jednej strony znika piętno wschodniej obcości, z drugiej - "syndrom hydraulika" demonstruje, że Polacy w kraju i za granicą po raz pierwszy w dziejach emigracji poparli się nawzajem! Może to znak, że jakże destrukcyjne polskie piekiełko przestaje funkcjonować, a pracodawca przestaje być trzecim wygranym.

Anglicy są mile zaskakiwani przez Polaków z prozaicznych wydawałoby się powodów. Polski pracownik ma wykształcony zmysł innowacyjności nabytej przez 50 lat tzw. "radzenia sobie". Takie zdawanie się na własne umiejętności musi się podobać. Wyczuleni na wartość pieniądza Anglicy wiedzą, że nie dopłacają do pracownika.

Bożena Harding

Fundusze Europejskie nr 5(12)/2005

Fundusze Europejskie
Dowiedz się więcej na temat: europ | podbój
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »