Podwyższone ryzyko

Czym grozi narastający deficyt finansów publicznych i w jakim stopniu zwiększa on ryzyko wybuchu kryzysu walutowego - zastanawiali się ekonomiści na dorocznej konferencji Instytutu Finansów WSUiB w Wildze.

Czym grozi narastający deficyt finansów publicznych i w jakim stopniu zwiększa on ryzyko wybuchu kryzysu walutowego - zastanawiali się ekonomiści na dorocznej konferencji Instytutu Finansów WSUiB w Wildze.

Dyskusja dotyczyła deficytu finansów państwa, tak w ujęciu całościowym, jak i jego poszczególnych części - finansów samorządowych, ubezpieczeń społecznych, w tym rolniczych, i zdrowotnych, a także możliwych sposobów jego finansowania (także przez banki komercyjne). Według prof. Adama Nogi, dyrektora instytutu, Dyskusja o finansach publicznych, ich roli w stabilizowaniu (destabilizowaniu) równowagi czy wzrostu, ich związkach z polityką pieniężną, przebiega w niezwykle emocjonalnym tonie, w którym mieszają się zwykłe inwektywy z heurystycznymi modelami makroekonomicznymi i dowodami empirycznymi pochodzącymi z USA, Indii lub Nowej Zelandii.

Reklama

Uniknąć pułapki

Większość ekonomistów zebranych w Wildze była zdania, że tegoroczny budżet zbudowany jest na najbardziej niepewnych założeniach makroekonomicznych z jakimi mieliśmy do czynienia przez ostatnie dziesięć lat. Wiele zależy więc od tego, który scenariusz realnego wzrostu PKB, a co za tym idzie także dochodów budżetu, się ziści.

Będą miały na to wpływ tak czynniki zewnętrzne, takie jak tempo wychodzenia z recesji krajów UE i USA, oraz wewnętrzne, jak polityka fiskalna i monetarna, wymuszające bądź szybsze ożywienie, bądź schładzanie gospodarki.

Za dopuszczalny można uznać taki poziom deficytu, który przyniesie wzrost kosztów obsługi nie powodujący zwiększenia ich relacji do PKB. Deficyt przekraczający ten poziom oznacza konieczność dostosowań budżetowych w następnym roku budżetowym: albo podwyższenia podatków, albo obniżenia pozostałych wydatków - uważa prof. Andrzej Wernik. Jeśli ten warunek nie zostanie spełniony, może nam grozić pułapka zadłużenia. Niebezpieczny jest także brak wyraźnego podziału na zwyczajne i nadzwyczajne dochody budżetu. Zbyt łatwo pod te epizodyczne dochody (lub przychody), w ostatnich latach były to dodatkowe wpływy z zysku NBP, tzw. collaterali i UMTS, dopisuje się nowe wydatki. Zdaniem prof. Wernika warto zadać dwa podstawowe pytania o perspektywy finansów publicznych ? jak szybko i w jakich warunkach możliwe będzie osiągnięcie znaczącego obniżenia deficytu budżetu państwa przy wdrożeniu programu stabilizacyjnego Marka Belki i czy przyjęta w tym programie formuła wzrostu wydatków (inflacja plus) pozwoli sfinansować szybko rosnące koszty obsługi długu publicznego oraz dotacje dla FUS, mające kompensować ubytek składek (z powodu odprowadzania ich części do OFE). Według wyliczeń prof. Wernika, jeśli inflacja (CPI) obniży się z 4,5 proc. w tym roku do 3,5 proc. w 2005 r., a tempo wzrostu realnego PKB w latach 2004 - 2005 sięgnie w wariancie A 4 proc., a w B 5 proc., to w pierwszym przypadku deficyt budżetu państwa zmniejszyłby się za cztery lata do 3,8 proc. PKB, w drugim do 3,3 procent. Nie jest to rewelacyjny wynik, zwłaszcza że, na to zwraca uwagę Wernik, samorządy w miarę zdobywania doświadczeń będą wykorzystywały możliwości deficytowego finansowania swoich wydatków (ich deficyt może sięgnąć niebawem 1 proc. PKB). Nie jest też możliwe jeszcze bardziej restrykcyjne cięcie wydatków. Jeśli przyjąć, że koszty obsługi długu publicznego oraz dotacje dla FUS będą rosły w tempie 18 proc. rocznie, to pozostałe wydatki mogłyby zostać zwiększone nominalnie w 2003 r. o 2,2 proc., w 2004 r. o 1,1 a w 2005 musiałyby pozostać na niezmienionym poziomie. Pamiętając, że wśród tych pozostałych są wydatki sztywne, które powinny wzrastać w tempie co najmniej inflacji, oznaczałoby to konieczność obniżania co roku realnego poziomu wydatków niesztywnych - dowodzi Andrzej Wernik.

Śnieżna kula

Na bardzo niekorzystną strukturę wydatków budżetowych, w których aż 40 proc. stanowią transfery socjalne, zwrócił uwagę prof. Witold Małecki. Dodatkowe zagrożenie widzi on w rosnących w najbliższych latach kosztach obsługi długu publicznego. Z jednej strony będzie to efektem relatywnie wysokich deficytów budżetowych w 2001 i 2002 r. oraz stopniowego refinansowania obecnego długu zagranicznego oprocentowanego na warunkach preferencyjnych nowym długiem zagranicznym oprocentowanym już na warunkach rynkowych. W jego ocenie ryzyko wystąpienia kryzysu walutowego wynosi 45 proc. - najprawdopodobniej byłby to kryzys tzw. trzeciej generacji (podobny do tego, jaki miał miejsce w Czechach), który nastąpiłby bezpośrednio przed przystąpieniem naszego kraju do UE lub tuż po akcesji. Jeżeli obecny kryzys finansów publicznych nie zostanie zażegnany, to taki scenariusz wydaje się nieuchronny.

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: ryzyko | PKB | deficyt | wydatki | dyskusja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »