Polacy wniebowzięci
Na polskim niebie zrobiło się tłoczno jak podczas pokazów lotniczych w Radomiu. Ruch pasażerski rośnie w tempie, jakiego nie znają inne kraje świata - nawet Chiny. W pierwszej połowie tego roku krajowe lotniska obsłużyły ponad 6,8 mln pasażerów.
Na polskich lotniskach zrobił się ruch jak w centrum handlowym w dzień świąteczny. Kolejki do odpraw ciągną się przez całe terminale i żeby dostać się przed oblicze celnika trzeba swoje odstać. Krajowe lotniska przeżywają okres rozkwitu, a prawdziwy boom jeszcze przed nimi. W pierwszym półroczu tego roku odprawiły ponad 6,8 mln pasażerów. Szacuje się, że do 2010 r. liczba wzrośnie do 22 mln rocznie, 41 mln w 2020 r. i 63 mln w 2030 r.
Co ważne, powoli zmienia się rozkład sił na krajowym rynku. Wciąż centralne miejsce zajmuje na nim Okęcie, które w pierwszej połowie odprawiło 54 proc. wszystkich pasażerów, ale stołeczne lotnisko coraz bardziej oddaje pola konkurencji. Do gry wchodzą lotniska regionalne, agresywnie walczące o przewoźników i pasażerów.
Najbardziej rozbudowaną siatkę połączeń ma Warszawa - 40 miast, ale niewiele ustępuje jej Kraków z 28 desytancjami. Dalej są Katowice (12) i Gdańsk (11).
"Przewiduje się, że w ciągu nadchodzących lat struktura przewozów będzie ulegać dalszym zmianom i w ciągu najbliższych kilku lat to właśnie do regionalnych portów wykonywana będzie większość połączeń" - pisze Urząd Lotnictwa Cywilnego.
Dynamiczny rozwój rynku lotniczego to jednak przede wszystkim zasługa tanich przewoźników, a nie portów lotniczych, których wciąż jest za mało, a na dodatek sporo im jeszcze brakuje do osiągnięcia europejskich standardów. W sezonie lato 2006 regularnie latają do i z Polski 34 linie zagraniczne oraz trzy krajowe. Najwięcej przewoźników korzysta z portu lotniczego w Warszawie (30). Na kolejnych miejscach są: Kraków (14), Gdańsk, Poznań (po 6) i Katowice (3).
Liczba pasażerów odprawionych przez lotnisko:
Warszawa-Okęcie: 3 mln 693 tys.
Kraków-Balice: 979 tys.
Katowice-Pyrzowice: 583 tys.
Gdańsk-Rębiechowo: 532 tys.
KOMENTARZ
Izabela Bogus, Centralwings
Polskie lotniska nie nadążają za wzrostem ruchu lotniczego w Polsce. Niestety, nikt nie przewidział, że po otwarciu nieba szybko wzrośnie i liczba przewoźników i pasażerów, latających do naszego kraju. Skutek jest taki, że terminale na lotniskach są przepełnione. Nieźle jest jeszcze w Krakowie, czy Katowicach, ale Okęcie jest przeładowane do granic możliwości.
W Polsce brakuje też tanich lotnisk dla tanich przewoźników. Za granicą działają specjalne lotniska przystosowane do potrzeb takich linii. Oferują niższe opłaty lotniskowe, co przekłada się na ceny biletów. Nasze lotniska mają ambicję obsługiwać i tradycyjnych i tanich przewoźników. Jak pokazuje przykład np. Stansted, podlondyńskiego lotniska, o którym jeszcze do niedawna nikt nie słyszał, a teraz prężnie się rozwija, pomysł, żeby związać się tylko z niskokosztowymi liniami może przynieść bardzo dobre efekty. Skorzystają też na tym pasażerowie, bo będą mogli kupować tańsze bilety.
Eugeniusz Twaróg