Polak Rosjanin dwa bratanki do handlu, nie do szklanki
Oburzamy się święcie na stereotypy, szczególnie gdy dotyczą nas samych i są dla nas niekorzystne. Opowieści o białych niedźwiedziach na ulicach Warszawy, "pijanym jak Polak" czy polnische wirtschaft burzą naszą krew i podnoszą poziom adrenaliny.
Tymczasem sami, w kontaktach z innymi, nie jesteśmy od tych stereotypów wolni. Matrioszka, wańka wstańka, bimber i "ogórcy", zbyt często, i zbyt wielu, przysłaniają prawdziwy obraz współczesnej Rosji.
Z jednej strony wzajemna atmosfera polityczna, obustronne oczekiwanie na złożenie samokrytyki i samo oczyszczenie, historyczne reminiscencje, a z drugiej brak politycznej akceptacji dla polskich dążeń do NATO i kryzys rosyjski z 1998 roku zaowocowały w efekcie prawdziwym kataklizmem dla polsko - rosyjskich obrotów handlowych. Nasz eksport, z ponad 2,1 mld dolarów w 1997 roku, spadł do niespełna 1,6 mld w roku następnym, by w 1999 osiągnąć dramatyczny poziom 710 mln dolarów. Nawet te gołe liczby robią kolosalne wrażenie, ale dramat całej sytuacji wychodzi, gdy przełożymy to na miejsca pracy. Szacuje się, że utrata rynku rosyjskiego kosztowała nas likwidację około 150 tysięcy miejsc pracy, bankructwo wielu tysięcy niewielkich zakładów produkcyjnych, szczególnie na ścianie wschodniej. Wszak swego czasu największy w nowożytnej Europie bazar na Stadionie Dziesięciolecia był w naszym kraju trzecim pod względem obrotów podmiotem operującym w handlu zagranicznym.
Niezależnie od załamania eksportu, nasze umowy importowe, szczególnie dotyczące surowców strategicznych, ropy i gazu, realizowane były bez zakłóceń. W efekcie rosnącego importu, przy dramatycznie małej sprzedaży na rynek rosyjski, deficyt w handlu Polski z Rosją, na przestrzeni lat 1997 - 2000, wzrósł z 530 mln dolarów do ponad 3 mld 750 milionów, a w ubiegłym - według prognoz - sięgnął 4,5 mld. Tymczasem, co oczywiste, życie nie znosi próżni. I niezależnie od tego, że po dewaluacji rubla w 1998 roku, kiedy zakupy względnie tanich towarów z zagranicy stały się mniej opłacalne i Rosjanie znacząco je zmniejszyli, na rynek weszli dostawcy ze wszystkich kierunków geograficznych. Polska, dla której Rosja powinna być najbardziej naturalnym partnerem strategicznym, spadła na dziesiąte miejsce wśród krajów handlujących z tym stupięćdziesięciomilionowym rynkiem.
Próba odzyskania tego rynku będzie wymagała ogromnego wysiłku. Tym bardziej, że w przetworach spożywczych wyparli nas producenci z UE, którzy otrzymują wysokie dopłaty od rządów, na rynku tekstyliów panuje Daleki Wschód, w lekarstwach i odzieży luksusowej rozpychają się światowe giganty. Ale przede wszystkim zlikwidowane muszą zostać funkcjonujące jeszcze tu i ówdzie fobie i stereotypy. Już nie "Ruski", który kupi wszystko, ale nowoczesny, doskonale płacący i wymagający partner handlowy. Może pierwsza od ponad ośmiu lat wizyta prezydenta nowej Rosji będzie dobrym pretekstem do rozpoczęcia tych zmian.