Polityczny poker

Zawodowi pokerzyści licytują ostro, aby Polska, tak jak reszta świata, uznała ich zajęcie za grę umiejętności, tak jak grę na giełdzie i zalegalizowała. Nowelizacja ustawy hazardowej to kolejna rozgrywka w tej partii.

Uchwalona przed sześcioma laty, na kolanie i w oparach afery, ustawa hazardowa, nim na dobre zaczęła obowiązywać (w styczniu 2010 r.) już łamała unijne prawo. Komisja Europejska wytknęła polskim urzędnikom niedochowanie procedury notyfikacyjnej, zakładającej powiadomienie Brukseli i innych państw Wspólnoty o przygotowanej ustawie i skonsultowanie z nimi zapisów. Pod groźbą wniosku do Trybunału wymogła więc na Polsce naprawę uchybień.

Rzutem na taśmę, jeszcze przed wakacjami, resort finansów zaleceniom z Brukseli zadośćuczynił, ograniczył się jednak do niezbędnego minimum. Nie jest jednak pewne, czy to "minimum" wystarczające, bo jak wskazują eksperci z branży, wymuszona nowelizacja jest wadliwa, bo znowu niewłaściwie notyfikowana.

Reklama

Natomiast z punktu widzenia polskiej branży hazardowej bezsensowna, bo niczego w Polsce nie zmienia. Szczególnie rozczarowani są amatorzy gry w pokera. Wprowadzona bowiem przed kilku laty ustawa hazardowa, z pokerem obeszła się brutalnie - w praktyce go w Polsce zdelegalizowała. I to mimo iż - jak przekonują fani gry w pokera - niejasne spotkania na cmentarzach z politykami rządzącej partii przed zmianą prawa, odbywali przedstawiciele innych odmian hazardu, głównie gier na automatach.

"Kowal zawinił, cygana powiesili"

Ratując wizerunek Platformy Obywatelskiej, ówczesny rząd chcąc zatrzeć złe wrażenie, wrzucił wszystkie branże hazardowe do jednego worka z napisem "nielegalne". Zrównał przy tym pokera z grami losowymi, takimi jak jednoręcy bandyci, ruletka czy bingo.

- Polskie prawo widzi w pokerze grę losową, choć na całym świecie, poker to taka sama gra umiejętności jak np. brydż - mówi Marcin Horecki, jeden z najzdolniejszych polskich zawodników pokerowych, jednocześnie prezes stowarzyszenia Wolny Poker, które lobbuje za zmianą przepisów. - Gdyby pokerem rządził tylko ślepy los, w finałach największych turniejów nie oglądalibyśmy ciągle tych samych twarzy - dodaje z ironią. Ale polscy politycy tego nie widzą, dostrzegają tylko słupki poparcia, choć te w przypadku zakazu gry w pokera stopniowo maleją.

Z różnych szacunków wynika, że w pokera grywa w Polsce od 800 tys. do miliona osób. Marcin Horecki twierdzi, że nad Wisłą jest kilkuset zawodowych graczy, rywalizujących zarówno bezpośrednio przy zielonym stoliku, jak i online.

Reszta to zwykli ludzie, którzy po prostu chcą się zabawić. Tyle że takim "co się chcą zabawić" grożą za to kary grzywny (jak pokazał przykład ze Szczecina, gdzie uczestników urodzinowego turnieju pokerowego, którzy się przyznali i przeprosili ukarano kwotą 500 zł, kto się nie przyznał do przestępstwa, zapłacił kilka razy więcej), organizatorom turniejów pokerowych poza kasynem grozi też kara więzienia - do lat trzech.

Tymczasem poker to gra równie globalna, co egalitarna. Grają chyba wszystkie grupy społeczne: biznesmeni, politycy i celebryci, ale też urzędnicy i robotnicy. Ci pierwsi organizują prywatne turnieje z wpisowym po kilkaset tysięcy dolarów od gracza. Ci ostatni grywają w kasynach lub klubach, po kilka dolarów od wejścia.

Zawodowi gracze koncentrują się oczywiście na turniejach, na których można legalnie wygrać duże pieniądze. Ale tych w Polsce od pięciu lat się nie organizuje. Głównie z powodów podatkowych.

- U nas obowiązuje najwyższy podatek w Unii Europejskiej - wyjaśnia Paweł Purski, rzecznik Wolnego Pokera. - 25 proc. od każdej wygranej, co w praktyce oznacza podatek obrotowy. Ale na tym nie koniec - dodaje. Obowiązuje jeszcze 10-proc. prowizja za dostarczenie usługi, którą pobiera kasyno, do tego dochodzi wpisowe. Łącznie więc, nie licząc środków przeznaczonych na pulę nagród, gracz, zmuszony będzie oddać nawet 50 proc. w formie prowizji i podatków - wylicza Pruski.

Jak w praktyce wygląda kwestia opodatkowania pokera, na przykładzie gracza giełdowego, pokazuje Marcin Horecki. - Załóżmy, że inwestor kupuje w ciągu roku akcje za 900 tys., a sprzedaje za 1 milion. Ma więc 100 tys. zysku. I od tego płaci 19 proc. podatku, czyli zostaje mu 81 tys. zysku - opowiada. Natomiast w pokerze ten podatek liczony jest od całości, a więc inwestor musiałby zapłacić 19 proc. od 1 miliona. W tym momencie wiadomo, że mu się to nie opłaca, gdyż musiałby zapłacić więcej niż zarobił. Tak właśnie wygląda podatek obrotowy od turniejów pokerowych w kasynach - kwituje pokerzysta. I przypomina, że przed 2010 r. z 10-proc. prowizji, jaką pobierało kasyno od graczy, 45 proc. trafiało do budżetu w formie podatku (czyli 4,5 proc. wpisowego).

Dziś zatem opodatkowanie pokera jest nawet dziesięć razy większe, tyle że w liczbach bezwzględnych wpływy do budżetu z tego tytułu spadły kilkunastokrotnie.

Traci budżet i sport

Wbrew pozorom, mimo ustawowych zakazów, hazard w Polsce nie zniknął. Tyle że jest niewidoczny dla fiskusa. Polacy bowiem nie przeznaczyli pieniędzy z hazardu na zakupy, wakacje czy inne przyjemności - jak chcieliby tego politycy. Polacy grają dalej, tyle że nielegalnie albo poza granicami kraju. Tak czy owak z ubytkiem dla budżetu.

Tego, jak dużo traci budżet państwa nikt dokładnie nie wie. Międzynarodowa firma konsultingowa Roland Berger przygotowała raport, w którym szacuje, że na samych podatkach nawet 0,5 mld zł rocznie. Wiadomo za to tyle, że zanim wybuchła afera, a na hazard nie było prohibicji, Polacy na ten cel wydawali ok. 17 mld zł rocznie.

Obecnie na legalny hazard Polacy wydają ok. jednej trzeciej tej kwoty. Z tego samego raportu wynika, że 91 proc. portali hazardowych oferujących gry i zakłady wzajemne w naszym kraju działa nielegalnie, bez zezwolenia Ministra Finansów. Poker jest w gorszej sytuacji, bo w Polsce jest praktycznie zupełnie zakazany. A organizowanie turniejów w kasynach nieopłacalne, bo mocno opodatkowane i bez możliwości reklamowania. Co z kolei uderzyło również w sport wyczynowy. Od razu i boleśnie zakaz reklamowania firm z branży hazardowej odczuły kluby piłkarskie, m.in. Wisła Kraków i Lech Poznań, a także rozgrywki ligowe, w tym futbolowa Ekstraklasa. Wprawdzie ustawodawca pozwolił "informować o sponsorowaniu", ale takim szeptanym mecenatem firmy zainteresowane nie były. Jak podaje "Przegląd Sportowy", przez wejściem w życie ustawy, oba kluby dostawały od hazardowych sponsorów 4 mln zł rocznie, a sponsorujący Unibet łożył na rozgrywki 15 mln zł.

Kosztowne uzależnienie

Oficjalnie to nie "afera hazardowa", a chęć chronienia obywateli przed zgubnym nałogiem, była powodem wprowadzenia tak restrykcyjnego prawa hazardowego w Polsce. Wielu psychologów i ekspertów do walki z uzależnieniami wspierało rządzących danymi o rosnącym problemie uzależnień od hazardu. Szczególnie mocno dostrzegano zagrożenie młodzieży. Wielu naukowców twierdzi bowiem, że gry hazardowe i poker w internecie są silnie uzależniające, a łatwa dostępność hazardu w sieci, naturalnym środowisku aktywności młodych osób, zdecydowanie wpływa na przyrost liczby osób uzależnionych. Ten argument był wykorzystany między innymi przez rząd USA jako uzasadnienie dla regulacji hazardu online. Tylko cztery lata temu został... praktycznie obalony przez badanie Howarda Shaffera, profesora Harvard Medical School, który jest jednym z czołowych ekspertów w dziedzinie hazardu oraz uzależnień. Wykazał on, że "mimo popularności hazardu online i znakomitej dostępności gier, liczba "patologicznych hazardzistów" (osób uzależnionych od hazardu) była względnie stabilna na przestrzeni ostatnich 35 lat i nie zwiększyła się, nawet w czasach intensywnego wzrostu i rozwoju przemysłu gier hazardowych online".

W Polsce podobnych badań nie ma, jest za to sondaż przeprowadzony na zlecenie Funduszu Rozwiazywania Problemów Hazardowych (FRPH), z którego wynika, że 50 tys. Polaków jest uzależnionych od hazardu, kolejne 200 tys. osób jest nim zagrożona. Nie ma wprawdzie informacji czy bardziej uzależnia poker, gra na automatach czy audiotele. Specjaliści od uzależnień wskazują jednak, że łatwy dostęp do automatów, które można spotkać niemal w każdym barze, na stacji benzynowej, sklepie, hotelu czy na dworcu, zbiera największe żniwo.

Światełko w resortowym tunelu

Pogłębiające się straty w budżecie i rosnąca liczba uzależnionych od hazardu, są głównymi argumentami branży usilnie lobbującej na rzecz zmiany prawa hazardowego w Polsce. Najbardziej zdeterminowani wydają się być pokerzyści, którzy oprócz zmniejszenia podatków i zniesienia zakazu reklamowania, domagają się licencjonowania swojej gry na wzór duński. - Tam operatorzy dostają licencje, a państwo czerpie zyski z opłaty wstępnej, opłaty licencyjnej oraz podatków, w wysokości 20 proc. od sumy przychodów podmiotu organizującego grę w pokera z tytułu opłat dokonanych przez uczestników gry - wyjaśnia szef Wolnego Pokera. Efekt?

W ciągu zaledwie dwóch lat szara strefa spadła w Danii do poziomu 20 proc. z poziomu porównywalnego z polskim (ponad 90 proc.). Według nas tylko takie rozwiązania zapewnią też odpowiednią ochronę nieletnich, m.in. dzięki wprowadzeniu odpowiednich systemów ich identyfikacji. Wszystko w myśl zasady: im lepiej regulowany rynek, tym większe bezpieczeństwo - dodaje.

Pokerzyści chcą jeszcze jednego. Uznania pokera za grę umiejętności, a nie losową. Chcą też zrównania gry w pokera z grą na giełdzie. - Organizator gry w pokera nie ma interesu we wpływaniu na wynik gry, bo pobiera swoje wynagrodzenie za usługę, urządzenia i dbanie o reguły gry, czyli działa tak jak Giełda Papierów Wartościowych. Poker to gra między graczami, w której kasyno lub organizator gry nie są stroną. Według nas resort musi to zrozumieć i najpełniej odzwierciedlić to w nowej ustawie - przekonuje Horecki. Czy są na to szanse? Pokerzyści wierzą że tak, a wyrazem tego ma być powołanie niedawno na stanowisko wiceministra odpowiedzialnego za regulacje gier ekonomistę Jarosława Nenemana, który wykładał kiedyś teorię gier i sam dostrzega "potrzebę podjęcia dyskusji nad hazardem jako całością". Tym samym w oczach graczy, wydaje się być racjonalną osobą do rozmowy na temat pokera. Sam wiceminister też dobrze zareagował na przedstawicieli branży pokerowej. Obytych, wykształconych i merytorycznie przygotowanych do dyskusji, którzy skutecznie obalili stereotypowy obraz gracza - nieokrzesanego cwaniaka z hazardowego półświatka.

Funduszem w hazard W uchwalonej w przyspieszonym tempie ustawie hazardowej w 2009 r., pojawił się pomysł powołania Funduszu Rozwiązywania Problemów Hazardowych (FRPH), który faktycznie zmaterializował się rok później. Plan był taki, żeby na konto Funduszu trafiało do 3 proc. wpływów (tzw. dopłat) z gier objętych monopolem państwa, i aby przeznaczyć je na leczenie oraz profilaktykę uzależnienia od hazardu. Ustawa przewidywała, że środki te mogą być przeznaczane na dofinansowanie edukacji i badania uzależnień, opracowywanie nowych metod profilaktyki i terapii, czy doszkalanie terapeutów. Początkowo miały one trafiać wyłącznie na realizację programów związanych z problematyką hazardu. Jednak z czasem rozszerzono zakres o tzw. uzależnienia behawioralne, czyli np. seksoholizm, uzależnienie od internetu czy nałogowe zakupy. Mimo tego, Fundusz nie był w stanie sprawnie wykorzystać tych środków. Do końca 2014 r. na kontach Funduszu zalegało ponad 80 mln zł. Ponadto Najwyższa Izba Kontroli podważyła zasadność istnienia Funduszu, z uwagi na fakt, że osoby dotknięte patologicznym hazardem mają już dostęp do opieki medycznej i terapeutycznej. Przy czym kontrolerzy zwrócili uwagę, że wydatki na obsługę administracyjno-techniczną Funduszu były ponad trzykrotnie wyższe od nakładów na realizację jego ustawowych zadań.

Longina Grzegórska-Szpyt

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: automat do gier | nowelizacja ustawy | hazard | polityczny | poker
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »