Polska a integracja z UE

Pojawia się pytanie: z czym idziemy do UE? Ktoś odpowie, że Polska jest dużym rynkiem. Co z tego, skoro mamy małą siłę nabywczą i coraz większe bezrobocie?

Pojawia się pytanie: z czym idziemy do UE? Ktoś odpowie, że Polska jest dużym rynkiem. Co z tego, skoro mamy małą siłę nabywczą i coraz większe bezrobocie?

Według informacji podanych przez "Gazetę Wyborczą", powołującą się na najnowszy raport Komisji Europejskiej, członkostwo Polski w UE jest niemal przesądzone i możemy liczyć, że wejdziemy do Unii w 2004 r. Raport pokazuje, że Polska spełnia większość warunków członkostwa. Są jednak sprawy, które mogą utrudnić wejście naszego kraju do struktur europejskich. Bardzo możliwa jest odmowa Traktu Nicejskiego przez Irlandię. Można jednak ominąć ten problem przez zawarcie wewnętrznej ugody w UE między krajami popierającymi i zdecydowanymi przeciwnikami rozszerzenia. Problemem w negocjacjach z Unią jest fatalny stan polskiego rolnictwa i wszystko z tym związane np. sprawa zatrudniania urzędników w ARiMR, czy sposób wyłonienia zwycięzcy na realizację systemu IACS.

Reklama

Rolnictwo będzie zapewne największą kością niezgody między UE a Polską. Podstawowym problemem polskiego rolnictwa jest jego rozdrobnienie jeśli chodzi o strukturę własności. Poza tym nasze rolnictwo nie jest efektywne, tzn. duża liczba osób pracujących w rolnictwie nie wytwarza odpowiedniej ilości produktów w porównaniu z innymi krajami. Sektor ten wytwarza w Polsce zaledwie 5 proc. polskiego PKB, podczas gdy około 27 proc. liczby ludności utrzymuje się z rolnictwa. Odwrotnie jest w krajach wysokorozwiniętych np. w USA, gdzie rolnicy stanowią 3 proc. społeczeństwa, wytwarzają 25 proc. amerykańskiego PKB. W związku z rozdrobnieniem i nieefektywnym rolnictwem trudno jest przekonać UE do naszego członkostwa. Unia widzi w tym większe korzyści dla Polski niż dla siebie. W związku z tym nie chce wprowadzić pełnych dopłat dla polskiego rolnictwa od samego początku członkostwa.

Poza tym, Polska ma inne problemy makroekonomiczne, które mogą być nie do rozwiązania w końcowej fazie negocjacji. Chodzi o wysoki deficyt budżetowy oraz dług publiczny. Nie będzie to problemem od samego początku członkostwa, ale skoro plany są takie, żeby wprowadzić euro w Polsce po dwóch latach członkostwa, należałoby zacząć naprawiać ten stan poprzez obniżenie wartości deficytu budżetowego od 4,7 proc. PKB zaplanowanego na 2003 r., do poniżej 3 proc. (jak zaleca kryterium z Maastricht). To samo dotyczy długu publicznego, który w przyszłym roku powinien przekroczyć 50 proc. PKB, podczas gdy kryterium z Maastricht mówi o 60 proc.

Polska jest państwem opiekuńczym, więc w związku z tym mamy dużo podatków i wiele zasiłków, co hamuje aktywność gospodarczą podmiotów w Polsce. Na skutek tego Polska nie posiada sztandarowego produktu eksportowego. Zamiast usprawnić działanie hut, kopalń, czy stoczni, wolimy je oddłużać, a to nie stanowi jeszcze gwarancji ich przyszłej rentowności.

W związku z tym pojawia się pytanie: z czym idziemy do UE? Ktoś odpowie, że Polska jest dużym rynkiem. Co z tego, skoro mamy małą siłę nabywczą i coraz większe bezrobocie? Ratunek w obniżeniu podatków, restrukturyzacji rolnictwa oraz finansów publicznych. Należałoby też usprawnić działanie przedsiębiorstw państwowych, usunąć niektóre agendy centralne oraz uruchomić uśpione fundusze OFE, aby zainwestować je w projekty infrastrukturalne, które mogą napędzić koniunkturę w kraju oraz zmniejszyć bezrobocie.

WGI Dom Maklerski SA
Dowiedz się więcej na temat: integracja | Polskie | PKB | bezrobocie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »